Pierwsze spotkanie z Kunderą, i od razu wyczuwam dekoracyjne wyrachowanie. Kwiecisty styl bez uprzejmości. Postępująca śmiałość w drobiazgowych scenach. Doskonała, plastyczna, poetyczna struna jestestwa. Dojrzałość pióra wybiegająca poza przyjęte kanony piękna, liryczna bezkompromisowość, delikatność erotyki wpisanej w kanon europejskiej kultury oraz wdzięcznej kamasutry. Celność spojrzeń oraz wrzucenie narracji dwubiegunowej, gdzie dominantą jest toksyczna relacja między matką, a synem, gdzie burżuazja izoluje rewolucję komunistyczną. Prosta opowieść o genialnym dziecku, które nie potrafi odnaleźć się w rzeczywistości, więc buduje wewnętrzny świat i osobliwą poezję (przy czym operuje trafnymi diagnozami, gdzie ludzie bez głów uosabiają braki rozumu w epoce postępu czy przewrotów politycznych). Literatura, której poszukuję za wszelką ceną: miodem na zepsute powagą inteligenctwo, gdzie autorzy udają głębię, a dialogi wypruwają osobowość z postaci. Chwilami zachwycające, chwilami nieco hamujące przepiękny styl autora przez ślizganie się po tematach, od których zaczyna boleć miednica, ale jak się ślizgać, to z klasą Kundery, gdzie najprostsza rozmowa prowadzi do imponującej konkluzji.