Avatar @melkart002

@melkart002

26 obserwujących. 5 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad 4 lat. Ostatnio tutaj około 23 godziny temu.
Napisz wiadomość
Obserwuj
26 obserwujących.
5 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad 4 lat. Ostatnio tutaj około 23 godziny temu.
poniedziałek, 13 lutego 2023

Wojna na Ukrainie - fragmenty wspomnień kasjera

Już za moment, minie rok od momentu, gdy wojska Putina zaatakowały Ukrainę. Wiedziałem, że to wywróci cały nasz świat do góry nogami, dlatego zacząłem spisywać swoje uwagi, doświadczenia i to, co przyszło mi oglądać jako pracownika Biedronki. Widziałem rzeczy naprawdę budujące, ale i takie, za które jest mi wstyd lub które budziły moje przerażenie. Nie publikuję wszystkiego, a tylko drobne urywki. Uwag miałem znacznie więcej niż w tym drobnym tekście, ale niektóre przemyślenia powinny pozostać w moim pamiętniku, zamiast budować niepotrzebne napięcia i waśnie. Tekstu nie przejrzałem zbyt uważnie, więc przepraszam za wszelkiego typu błędy interpunkcyjne, gramatyczne, stylistyczne... Język którego używam jest potoczny, gdyż pisząc te wspomnienia, miałem tylko kilka minut po pracy, najczęściej już około północy, czasem odrobinę później - nie chciałem budzić swoich dzieci i żony, która szła na rano do tej samej pracy, co ja na popołudnie... Tak więc proszę o odrobinę wyrozumiałości.

 

Dzień 1

              Wybuchła wojna na Ukrainie. Ludzie od samego rana mówią, trochę podenerwowani, że właśnie zaczęła się III wojna światowa. Przyznam, że sam zaczynam mieć obawy. Robię się podenerwowany, bo boję się, że zostanę powołany do wojska. Pewnie to głupie, i trochę mi wstyd, ale nie lubię wojska, nie lubię się podporządkowywać. Bernadka dzwoni przerażona i pyta, co to będzie. Moja siostra Ola pyta mnie, gdzie uciekać, co ma robić? Co zrobi? Gdzie chce uciekać przed pociskami czy nalotami? Tylko niepotrzebnie się nakręca. Do wojny Rosji z Polską jest jeszcze daleko. Grozy całemu zajściu nadaje nagła awaria w elektrowni, w wyniku której pół powiatu pszczyńskiego jest bez prądu. Zamykamy sklep na blisko dwie godziny, w czasie których nastąpiła emocjonalna debata na temat wojny. Jak dla mnie rozmówcy mają za mało faktów, by ferować opinie. Ich wypowiedzi są wręcz głupie i naiwne.

 

Dzień 2

              Zaczyna się lekka panika. Ludzie zaczynają wykupywać jedzenie. Znikają makarony, kasze, ryże. Póki co, tylko to. A byłem przekonany, że zacznie się „szał” podobny do tego, jaki miał miejsce w czasie rozpoczęcia pandemii covid-u. Rozmów ciąg dalszy. Dominują nadal emocjonalne wypowiedzi, a mnie strach rozsadza trzewia. Jestem podenerwowany, drżą mi dłonie, nie umiem się skupić.

 

Dzień 3

              No i się zaczęło. Sklep jest ogołocony. Kasze, ryże i cukier schodzą na pniu. Zaczyna brakować produktów chemicznych. Nie ma papieru toaletowego, znikają pampersy. Ludzie są podenerwowani, nieprzyjemni, roztargnieni. Co rusz muszę biegać na kasy samoobsługowe pomagać im przy rzeczach, które już dawno opanowali. U mnie strach już minął. Wstyd wziął górę wobec bohaterstwa Ukraińców. Choć słabsi, dumnie stawiają czoła rosyjskiej armii okupacyjnej.

 

Dzień 4

Zaczynam się zastanawiać, czy i kiedy wezwą mnie do wojska. Już nie mam takich oporów jak kilka dni wcześniej. Chciałbym pomóc Ukraińcom. Oglądałem nawet informacje, czy mógłbym się zapisać do ukraińskiego wojska. Okazuje się, że na drodze ku temu stoi wiele przeszkód narzuconych przez nasz rząd. Może to i lepiej dla mnie. Jednak chęć zapisania się ciągle kołacze mi się w głowie. W nocy śnią mi się sceny, że Ukraińcy wpadają na nasz sklep, a my nie mamy nic, aby dać im coś do jedzenia. Budzę się cały zestresowany. Dostawy są okrojone, bo wielu Ukraińców pracujących na magazynach przestało pracować. Być może niektórzy pojechali walczyć za swoją ojczyznę, inni pewnie próbują wydostać z Ukrainy swoich bliskich. Produkty chemiczne nadal schodzą na pniu. Ludzie zaczęli kupować rzeczy już nie dla siebie, ale także dla wsparcia ukraińskich uchodźców. Choć raz jestem dumny z bycia Polakiem, choć boję się, że ten zapał szybko minie i skończy się tradycyjnie – wielkim larum. Oby było inaczej.

 

Dzień 5

              Na sklepie widać już pierwsze ofiary wojny. Pojawiają się Ukrainki, które robią drobne zakupy. Zasadniczo to nawet nie robią zakupów, ile raczej sondują, co ile kosztuje. Chodzą po pół godziny po sklepie, rozglądają się, przeliczają na ukraińską walutę. Po niektórych widać, że niedawno płakały. Aż chce się je przytulić i pocieszyć, ale nie wiem, czy nie zostałoby to odebrane źle. Wszak każdy chce zachować odrobinę poczucia, że jest się silnym, wolnym i niezależnym.

 

Dzień 6

              Serce się kraje, gdy widzę cały ten ogrom stroskanych ludzi. Zagubieni, wyrwani ze swojego świata. Niby nie dzieli nas aż taka ogromna różnica kulturowa, a jednak to aż tak wiele. Ukraińcy, grzeczni, wystraszeni, smutni, rozczarowani. Jak im pomóc? Nie zawsze rozumiem to, o co pytają. Czasem mnie to stresuje, bo bardzo chciałbym im pomóc, a nie potrafię. Dziewczyny z pracy też się starają, ale chyba mają mniej cierpliwości ode mnie. Co będzie, jeśli i nas spotka taki los?

 

Dzień 8

              Wczoraj Biedronka wprowadziła możliwość wpłat na pomoc Ukrainie i jej obywatelom. Niestety, ludzie nie bardzo chcą wpłacać, a jeśli już, są to kwoty symboliczne – głównie po 1-2 złote. Oczywiście zdarzają się wyjątki, ale jest ich zdecydowanie za mało. Większość ludzi wprawdzie czyta komunikat o możliwości pomocy Ukraińcom, ale szybko klika, aby komunikat zniknął, i wraca do swojej rzeczywistości.

Za to debaty na sklepie dotyczące kwestii wojny rosyjsko-ukraińskiej aż wrą. Czasem mam wrażenie, że mamy samych ekspertów. A prawda jest taka – że to wszystko nie jest takie proste i oczywiste. Moim zdaniem, Putin pójdzie na kurs kolizyjny, czyli zrobi wszystko, za każdą cenę, aby podporządkować sobie Ukrainę i ugrać może coś więcej. Sądzę, że jest gotów spalić wszystko na swej drodze, byleby Ukraina nie dostała się w ręce zachodniej kultury, cywilizacji i związków polityczno-gospodarczych. Obym się mylił.

 

dzień 10

              Od wczoraj mamy kosze z kartonami, do których można wrzucać dary dla potrzebujących Ukraińców. Póki co za te dwa dni, znalazły się tam: paczka pampersów, dwa opakowania kaszy, jedno ryżu, cukier, mąka i chyba czekolada. Dzisiaj na kasach samoobsługowych obsługiwałem kilkaset osób, i nikt nie wrzucił do kosza ani grama czegokolwiek. Tylko jeden pan wpłacił 20 zł. Gdzie to nasze przysłowiowe pomaganie? Zaczynają się sarkania. Od wczoraj leci w eterze biedronkowym reklama o tym, że firma JMP przekazała na pomoc Ukraińców kwotę 10 mln zł (to więcej niż bogatszy Polsat). Ludzie zaczęli mówić, że to taka ogromna kwota pieniędzy, jakby to miało zbawić całą Ukrainę. No proszę was, przecież to kropla w morzu potrzeb. Z tego nie wyżywią nawet 50-tysięcznego miasta przez dobę.

 

Dzień 12

              Darów przybywa, ale widać, że niektórzy dzielą się z oporem. Rozumiem – nie każdego stać. Ale niektórzy dają te produkty z wyrzutami sumienie, sarkają, jakby ktoś ich okradał. Pomagają, bo czują przymus. W telewizji Morawiecki apeluje o „ręce otwarte”. Ale starsi pamiętają rzeź wołyńską, albo raczej to, co wmawiała im PRL-owska propaganda i telewizja. Na szczęście, jeszcze górują ci, którym chce się dzielić. To coś tak niesamowitego, że brak słów, by opisać, jak jestem dumny z tego, że jestem Polakiem. Chyba pierwszy raz w życiu, czuję przynależność do tego narodu. Oby tak dalej.

 

Dzień 17

              No i pomoc zaczyna ustawać. Jakby ktoś uciął całe to dobro mieczem. Zaobserwowałem, że niektórzy klienci zaczynają spoglądać „z byka” na wałęsających się Ukraińców. Coraz lepiej idzie mi rozumienie tego, o co pytają, choć niektóre dzieci z Ukrainy są dosyć „swobodnie” wychowywane. Biegają po sklepie, bałaganią, ale widać, że ci należą do elity. Większość jest wyciszona, jakby skulona w sobie. W każdym razie, minął pierwszy szok. Ukrainki coraz lepiej sobie radzą w robieniu u nas zakupów. Czasem zdarzają się zabawne historie, ale o tym napisze jutro. Dziś już padam z nóg. Choć nie, jedną opiszę. Był dzisiaj Ukrainiec, tak z czterdzieści parę lat, który szukał Inki. Pokazałem mu naszą biedronkową kawę zbożową, ale ta go nie zachwyciła i sobie poszedł. Skręcając do kolejnej alejki usłyszałem jego komentarz: „Tak, jeszcze może z kukurydzy kawę zrobią”.

 

Dzień 19

              W sobotę mieliśmy akcję z Ukraińcem, który ukradł butelkę alkoholu. Wszedł na sklep już wstawiony, ale nie na tyle, by się zataczał. Zabrał butelkę tzw. „małpki”, i wypił ją duszkiem na sklepie. Zauważył to ochroniarz i zgarnął go. Nim przyjechała policja, alkohol go tak ściął, że nie wiedział co się dzieje. Zaczynają się pierwsze zgrzyty pomiędzy Ukraińcami a Polakami.

 

Dzień 28

              Zachwyt minął. Coraz więcej ludzi zastanawia się, co będzie dalej z Ukraińcami. Część klientów narzeka, że wykupują u nas mięso i oni sami nie mają czego kupować. Sklep nadal ma problemy z zaopatrzeniem. Brakuje wód 5-litrowych, olejów, kasz (te wprawdzie są, ale sprzedają się tak szybko, że pułki niemal bezustannie są puste). W mediach pojawia się coraz więcej uwag odnośnie zakwaterowania i rozdysponowania uchodźców. Tak więc będą problemy i to duże. Starsi ludzie szemrają, żeby część Ukraińców posłać dalej na Zachód. Boją się ich, chociaż w większości to matki z dziećmi.

 

Dzień 30

              Dzisiaj pod koniec zmiany , tuż przed zamknięciem, pojawił się pijany Ukrainiec. Zaczepiał ludzi, zwłaszcza te płci żeńskiej. Mówił jakieś nieskładne rzeczy, i chyba nikt, poza nim, nie rozumiał, co mówi – a posługiwał się językiem polskim. Ja kończyłem o 22 i szybko się ewakuowałem ze sklepu. Jak się okazało, Ukrainiec narobił jakiegoś zamieszania, tak, że pozostali pracownicy sklepu wyszli do domu chwilę przed 23, czyli prawie pół godziny później niż powinni.

 

Dzień 34

              Dziś w sklepie zaczepiła mnie Ukrainka, która nie znała ani słowa w języku polskim. Podeszła do mnie, gdy byłem przy półce z kiszonymi ogórkami. Podała mi telefon. Początkowo nie wiedziałem, po co mi pokazuje swój smartfon. Po chwili spojrzałem w ekran, na którym pisało zdanie, przetłumaczone przez asystenta Google’a. Było tam napisane: „Przepraszam, gdzie są twoje nasiona”. Być może jestem zboczeńcem, ale pierwsza myśl, jaka przeszła mi przez głowę, to, że ona szuka mężczyzny do wiadomych, nieobyczajnych czynów. Moje domysły zdawały się potwierdzać jej szelmowski uśmiech, przez co jeszcze bardziej się zarumieniłem. Na szczęście druga myśl była już bardziej rzeczowa, i zaprowadziłem ją ku stoisku z nasionkami. Okazało się, że nie o to jej chodziło. Pokazałem jej lodówkę z kiełkami, ale i tym razem nie trafiłem. Wówczas ona pokazała, że to trzeba obierać zębami. I wtedy mnie olśniło, że chodzi o słonecznik. Jak mówią, do trzech razy sztuka.

 

Dzień 37

              No i znowu złapaliśmy Ukraińca, który ukradł drobną rzecz. Współczuję mu, bo musiał po niego przyjechać jego kierownik z pracy i podejrzewam, że straci pracę. Ale na szczęście to niewielki procent wszystkich klientów pochodzenia ukraińskiego. W porównaniu z Polakami, to Ukraińcy są święci. Od dwóch tygodni mamy istny wysyp kradzieży. Naprawdę. Co się dzieje z tymi ludźmi?

 

Dzień 41

              Czytałem kolejne artykuły, o zbrodniach, jakich dokonują Rosjanie w Ukrainie. Jak tak można? Dzieci? Kobiety? Ludzie z powiązanymi rękoma? Świat cofnął się tak bardzo w czasie. Straszne. I nikt nic nie robi. Ukraina nadal jest sama. Jeszcze zasrany Orban wygrał wybory, więc będzie dalej pomagał Rosji. Czemu ten świat wspiera takich strasznych ludzi? Gdzie ta nasza cywilizacja, ogłada, rozsądek? Eliza pyta się, dlaczego takie złe rzeczy robią Rosjanie? Co mam jej odpowiedzieć?

× 4
Komentarze
@jatymyoni
@jatymyoni · prawie 2 lata temu
W moim mieście już przed wojną pracowali Ukraińcy, a więc nie było szoku. Może ludzie na moim osiedlu inaczej podchodzą do życia, ale nie było braków w sklepach. Obserwowałam scenę z sklepie. Weszło dwóch chłopców z Ukrainy i zaczęli wybierać cukierki, gumy do żucia, takie drobne towary. Ekspedientka pilnie im się przyglądała. Jednak podeszli do kasy i zapłacili. Ja musiałam, dla świętego spokoju przyrzec Córce, że jakby coś się działo, to przyjedziemy się do Austrii.
× 3
@melkart002
@melkart002 · prawie 2 lata temu
no tak, nam rodzina też radziła, żeby uciekać do Niemiec. Tak czy inaczej, lubię Ukraińców i, jak dotąd, łatwiej się z nimi dogadać niż z Polakami, którzy - nie mówię, że wszyscy, ale jednak, przynajmniej w Pszczynie - są bardzo roszczeniowi, wybuchowi i zabuczali. Lubię to miasto, ale ludzie tutaj rzadko się uśmiechają, rzadko są sobie życzliwi, a szkoda
× 4
@jatymyoni
@jatymyoni · prawie 2 lata temu
Ja też lubię Ukraińców, ale jak rozmawiałam z paroma Ślązakami, to raczej nie są im przychylni. Już wcześniej, głównie w Małopolsce w wielu sklepach, czy punktach gastronomicznych pracowały Ukrainki. Ostatnio zauważyłam, że w moim sklepie osiedlowym zatrudnili Ukrainkę. Na tyle jest tutaj Ukraińców, ze powstała ( zaadoptowano istniejący budynek)jedyna na Opolszczyźnie Cerkiew.
× 1