Zapytałabym Krzysia Kasowskiego (znanego kiedyś z ksywki „KASA”) - kiedy wstydzi się najbardziej? Czy wtedy, gdy mając momenty wyciszenia, zamyka się w sobie i chce na uboczu przetrawić to swoje życie? Czy wtedy, gdy wspomina młodość? Głupotę (bo i ona była)? Czy wtedy, gdy przyznaje się do bycia Polakiem? …
A dlaczego o to pytam? Po lekturze „Le Grand Tour” do głowy przychodzi mi wiele pytań. Bo oto odnajduję się w latach 90-tych, inne czasy i inna rzeczywistość, lecz ludzie – jakby ciągle ci sami, nerwowi i nienasyceni. I oto pojawia się szansa, jakaś jedna, jedna okazja. Stoję przed peugeotem 205, za mną szarzyzna codzienności, bylejakość.. I chyba właśnie dlatego, chcąc uciec z tej gnuśnej Polski i tej rutyny tkwienia siadam za kierownicą i ruszam. Obok siedzi Michał, kumpel, do mamy którego owo cacko należy. I ruszamy. Kierujemy się na zachód, do Nancy we Francji, do wujka Michała. A, że przy okazji zahaczymy o inne miasta Europy, to już tak zwane „prawo wycieczki”. W latach 90-tych wszędzie było kolorowo, lecz tylko za granicą ludzie mieli wszystko, nawet ci najbiedniejsi. Wszędzie było lepiej aniżeli w Polsce. Tu było szaro. Bez względu na pogodę za oknem, czy strój w danym dniu. Była szarzyzna przetykana kiczem i brak przyszłości. I chyba to miało wpływ na decyzję Krzyśka i Michała. Ta nieodparta chęć zmiany i przygody jednocześnie. By mimo strachu przy przekraczaniu granic, mimo ograniczonego budżetu, by mi tych wszystkich przeciwności przeżyć coś, co zmieni życie. Co w ogóle nada mu sens. Bo jeśli wszystko ciąży i tłamsi i ogranicza, to trzeba przebić ów mur i zawalczyć.
Kiedy się wstydzisz najbardziej? - pytam ponownie. Gdy nie znasz innego języka niż polski? Z tego akurat nie, bo Krzysztof nauczył się i francuskiego z rozmówek. Lecz czasem wstyd się przyznać, że jest z Polski, z tego kraju położonego gdzieś na wschód.
Podczas eskapady chłopcy zaczynają na swój sposób dorastać. Pojawia się odpowiedzialność i ktoś, z kim trzeba się liczyć – ten drugi siedzący obok. Współtowarzysz. Ludzką rzeczą kłócić się, ludzką też walczyć o swoje, ale upór obu stron do rozejmu i do zgody nie zaprowadzi. Michał z Krzyśkiem często mają rozbieżne opinie, chęci, choćby postrzeganie. Jeden nie odmawia sobie palenia narkotyków, drugi zaś preferuje alkohol. Jeden ma głowę – jako tako – na karku, drugiemu częstokroć brak zdrowego rozsądku. To dwóch, jak się okazało podczas wyjazdu – różnych sobie ludzi. Niewielka przestrzeń peugeota 205 uwypukliła nie tyle ich zalety, jak i wady, których jest wiele.
Podczas jazdy przytrafiają się momenty, które zapadną w pamięci na całe życie, ale nie zawsze mają pozytywny oddźwięk. Nawet odurzenie nie jest w stanie ich wykasować. Jak to będzie w przypadku tej dwójki, która – nazwijmy rzecz po imieniu – ucieka z domów? Szybka podróż zamienia się w bardzo długą. „Pada” akumulator, trzeba zarobić... na plantacji winogron. Czasem też trzeba gdzieś przyłożyć głowę i wyspać się poza 205-piątką, coś zjeść, gdzieś się zatrzymać... Coś przeczekać... i wracać.
Krzyś Kasowski pisze lekko, a ta swoboda w dziwny sposób ciekawi czytelnika. Bo „Le Grand Tour” to taki pamiętnik z dawnych lat. Skrzynia pełna skarbów z innego stulecia.
„Gdy byłem młody i miałem głowę pełną marzeń...” tak to mogłoby się zaczynać. Ci, co pamiętają lata 90-te zanurzą nosy w stronach tej książki i pojadą. Będą przekraczać niestrzeżone akurat granice, unikać kontroli celnych i wyłapywać każdy podejrzany dźwięk z silnika peugeota. Tak przecież było. Było ubogo i szaro i ciągle płasko. Codzienność nie zaskakiwała, bo i czym. Ludzie byli posępny, bierni, egzystowali bez uśmiechów na twarzach. Pracowali od 7-15, a jedyny sens ich życia stanowiło utrzymywanie się na powierzchni życia. A gdzie reszta? Gdzie marzenie? Plany? Gdzie to było? No właśnie dlatego, że nie było Krzysiek i Michał postanowili poszukać. I zasmakowali dorosłości, przygody i piękna wolności. „Le Grand Tour” nie jest może głęboką tekstowo powieścią, to autor stworzył „książkę-drogę”, którą dobrze się czyta, i z którą miło mija czas. Bo chyba o to w literaturze chodzi – każdy znajdzie w niej coś dla siebie.
dziękuję wydawnictwu Pscyhoskok