Moim pierwszy spotkaniem z Lauren Oliver, była lektura książki Delirum, która wywarła na mnie spore wrażenie. Zachęcona tak przyjemnym pierwszym wrażenie, postanowiłam sięgnąć po debiutancką powieść autorki, którą jest 7 razy dziś.
Sam Kingston to jedna z najpopularniejszych nastolatek w szkole.
Nie patrzy wstecz. Żyje chwilą, nie patrząc na to czy kogo rani, czy sprawia komuś przykrość. Czerpie z życia pełnymi garściami.
Jednak przychodzi pewien wieczór, pewna impreza, po której już nic, nigdy nie będzie takie samo.
Ginie w wypadku samochodowym, po którym się wybudza. Ale czy na pewno?
Jest 12 lutego, jeszcze raz ten sam dzień...
Musze powiedzieć, że na początku nie lubiłam Sam i jej przyjaciółek. Wydawały mi się okropnie puste i zarozumiały. Uważały się za królowe szkoły, co uprawniało je do żartowania z innych i ich poniżania.
Jednak po którymś powtórzeniu kolejnego Dnia Kupidyna, mój stosunek do Sam zaczął się zmieniać. Tak jak i ona stawała się dojrzalsza i mądrzejsza, tak wzrastała moja sympatia do niej.
"Idealny" chłopak Sam, to Rob. Wyjątkowy wredny, zarozumiały i obleśny typ. Tyle mam do powiedzenia na temat jego postaci.
Wątek z Juliet Sykes przypominał mi pod pewnym względem powieść Stephena Kinga pt. Carrie.
Dziewczyna outsider, z której każdy sobie kpi. A kto ośmiesza ją najbardziej? Oczywiście nasza główna bohaterka i jej grupa.
Można powiedzieć, że to wątek Juliet jest jednym z głównych w tej książce.
Jest jeszcze Kent, przyjaciel Sam z dziecięcych lat. Przyjaciel, z którym nie rozmawia już od siedmiu lat, ponieważ boi się, że przez niego wróci do dawnego życia. Życia, w którym to ona była obiektem żartów.
Kent sprawiał wrażenie dziecka. Irytowała mnie w nim jego niepewność i nieśmiałość. Był mało zaradny. Osobiście, to trochę inaczej skonstruowałabym tę postać, ale to przecież nie ja jestem autorką książki.
Można odnieść wrażenie, że czytając w kółko rutynę tego samego dnia, książka będzie nas nudziła. Jednak było inaczej. Dzięki temu, że Sam chciała coś w swoim życiu zmienić, przeżyć coś jeszcze raz, nacieszyć się życiem, naprawić błędy, fabuła wcale nas nie nudziła. Byliśmy na bieżąco informowani o przebiegu zdarzeń jej życia.
Zawód może sprawić niektórym zakończenie. Niby przewidywalne, ale jednak...
Od strony technicznej książka przedstawia się bardzo dobrze. Nie rzucił mi się w oczy żadne literówki, poważne błędy językowe, stylistyczne czy interpunkcyjne.
Okładka również zasługuje na naszą uwagę. Nie odzwierciedla treści książki, ale idealnie do niej pasuje.
Szczerze mówiąc, po przeczytaniu Delirium spodziewałam się czegoś lepszego. Czegoś co wzbudzi we mnie więcej emocji i uczuć. Jednak czytałam tę książkę dość obojętnie. Jednak należy się zrozumienie dla Lauren Oliver, gdyż był to jej debitu, który, końcem końców, nie jest taki zły.
Powieści tej nie należy przeczytać dla samego odhaczenia na czytelniczej liście, ponieważ subtelnie skrywa ona prawdy moralne, które przy szybkim czytaniu łatwo można przeoczyć.
Dzięki tej książce można się wiele o życiu nauczyć.
"Tak chyba wyglądają wszystkie pożegnania - przypominają skok w przepaść. Najtrudniej podjąć decyzję, że się to zrobi. Kiedy już się leci, nie można zrobić niczego innego, jak tylko się temu poddać."