Nora Roberts od lat ma konkretny schemat tworzenia swoich powieści, aczkolwiek za każdym razem umie przekształcić go w ten sposób, aby sprawiał wrażenie nowości. Chyba właśnie dlatego odczuwam słabość do tych książeczek, będących naprawdę dobrymi poprawiaczami nastroju. Nie oszukujmy się, zawsze mają szczęśliwe zakończenie, wbrew przeciwnościom losu, których, mimo wszystko, nie brakuje. To one nadają ton ostatecznemu kształtowi fabuły, chociaż pozostaje pewność, że bohaterowie wyjdą cało z opresji.
Owszem, najpopularniejsze ze stworzonych przez Roberts serii powstały mniej więcej czterdzieści lat temu, z tego względu rozumiem, iż czasami nie trafiają do współczesnych czytelników. Zazwyczaj rekomenduję je jako prezent dla babć albo cioć, lubiących powieści łatwe i niewymagające większego skupienia, co absolutnie nie jest zniewagą, a raczej komplementem.
Pisarstwo Nory nieźle się trzyma, na przekór rozwijającemu się rynkowi literackiemu, stąd ciągłe wznowienia, przekłady, wydania. Podobnie w przypadku „Cybil”, historii zwyczajnie przyjemnej w odbiorze, jak tytułowa bohaterka, kobieta aż kipiąca pozytywną energią, umiejąca zarazić nią każdego. Nic dziwnego, iż los, a właściwie Daniel MacGregor, sparuje ją z niezbyt miłym Prestonem, a to łagodne określenie, ponieważ McQuinn nie przejmuje się nikim i niczym. Od razu odrzuca wszelkie przejawy sympatii ze strony nowej sąsiadki, częstującej domowymi ciasteczkami, co jednak nie zniechęca Cybil. Cóż, tajemniczość bywa pociągająca, więc zaaferowana specyficzną sytuacją dziewczyna dalej walczy o uwagę nieznajomego. A młoda Campbell ma nieco wybujałą wyobraźnię, co owocuje zabawnym nieporozumieniem, gdy bierze Prestona za biednego muzyka. Potwarz dla znanego dramatopisarza, którym mężczyzna po prostu jest.
I tak po nitce do kłębka, para zaczyna odkrywać w sobie to, co najlepsze, wśród całej feerii różnych emocji, począwszy od początkowej irytacji, na zakochaniu skończywszy. „Cybil” przypadła mi do gustu przede wszystkim ze względu na nią samą, chciałabym częściej spotykać takie kobiety w rzeczywistym świecie: ciepłe, potrafiące zadbać nie tylko o siebie, ale też o innych, troszeczkę zwariowane, choć wyłącznie w dobrym znaczeniu. Zapewne czekają mnie kolejne wieczory spędzone z Norą Roberts, wszakże to niezwykle pracowita autorka, ciągle pisząca, ciągle publikująca!