... na północ Europy? Na "Północ - na przekór losowi i logice wbrew"?
Dłuższą chwilę zastanawiałem się, czy sięgnąć po książkę Krzysztofa Cegiełki. Sam lubię podróżować, ale czynię to po naszej pięknej Polsce, rzadko przekraczając granice. No może na sudeckich ścieżkach w Karkonoszach czy Górach Stołowych. Czy książka o dalekiej północy mogła mnie zainteresować? O północy naszego kontynentu, gdzie zimą brak słońca, lub niewiele, gdzie jest zimno, a ja chłodu nie lubię. Raz kozie śmierć - pomyślałem i kliknąłem przycisk na portalu "na kanapie" Rezerwacja. Dziękuję w tym miejscu serwisowi nakanapie.pl za otrzymanie egzemplarza z Klubu Recenzenta.
Krzysztof Cegiełka sam siebie nazywa wiecznym wędrowcem, który nie jest w stanie wysiedzieć w jednym miejscu przez dłuższą chwilę. Ciągle szuka piękna przyrody, którą to uwielbia fotografować, co jest jego kolejną pasją. Bałem się tylko jednego, że autor wspomniał na czwartej stronie okładki "że takiej książki podróżniczo--filozoficzno-rozrywkowej o Norwegii jeszcze nie czyta(a)eś", a ja jakoś w filozofii się całkowicie nie odnajduję.
Przejdźmy to konkretów dotyczących niniejszej publikacji. Książka, swoisty dziennik podróży, podzielona jest na dwa rozdziały, które uzupełniają kolorowe zdjęcia z wyprawy. Pan Krzysztof najpierw podróżuje tzw. Dziadkiem (tak nazywane się auto, 23-letni Passat B4, którym podróżuje), z Ireneuszem, następnie sam przemierza drogi Norwegii i Szwecji.
To suche fakty. Co więcej można powiedzieć o lekturze? Na pewno to, że nie będziemy się ani chwili nudzić. Chronologicznie spisane wydarzenia komponują się w jedną wielką podróż. Bez hoteli, a spaniu w samochodzie (tudzież w namiocie - czytaj Ireneusz), bez wygód i luksusu, minimalistycznie, aby przetrwać kolejny dzień, a zarazem zobaczyć wszystko to, co ciekawe dla oka i duszy. Dodatkowo autor używa często emotikonek, podkreślając swój nastrój w danym momencie podróży. Sporo jest odsyłaczy, żebyśmy mogli dogłębnie odczytać myśli autora. Nie ma tu długich opisów zabytków, miejsc wartych odwiedzenia. Są nazwy (długie, nie do wymienienia jednym tchem), które w większości mi nic nie mówiły i musiałem poszperać w internecie, aby poznać więcej szczegółów o danym obiekcie czy miejscu. Za to więcej dowiadujemy się jak wyglądał typowy dzień w życiu podróżnika. Jak mu się spało, co zjadł, czy znalazł toj-tojkę czy inne wc, czy danego dnia się wykąpał, a co za tym idzie, czy nie za bardzo zwraca na siebie uwagi :P. Ot, taki normalny dzień w trasie, pełen śmiesznych sytuacji, które dają nam ogólny pogląd, jak można spędzić miesiąc na zwiedzaniu, mając auto i nie za dużą ilość pieniążków w kieszeni.
Ogólnie jest ok. Nie zawiodłem się na lekturze, choć faktycznie czasem wydaje się, że autor za bardzo rozwlekał poszczególne dni. Ale to moja subiektywna uwaga, innym może to przypaść do gustu. Na pewno z chęcią przeczytam dwie inne książki Krzysztofa Cegiełki, z tzw. skandynawskiego tryptyku.