Ze wstydem przyznaję, że Stary człowiek i morze jest jedyną książką Ernesta Hemingwaya, jaką znam. Kiedyś próbowałam czytać Komu bije dzwon – albo może to było Pożegnanie z bronią? Nie dałam rady. Może moment był zły, może byłam jeszcze za młoda, może jeszcze kiedyś spróbuję.
Ale za to Starego człowieka i morze znam dobrze, a najważniejsze cytaty nawet na pamięć. Nawet gdybym nie pamiętała go z własnych czasów szkolnych, to potem już jako nauczycielka czytałam książkę kilkakrotnie, bo była lekturą obowiązkową w gimnazjum. Przez lata posługiwałam się przekładem Agnieszki Traut, a teraz mam świeżo wydane tłumaczenie dokonane przez Kaję Gucio. Wszystkie użyte w tej recenzji cytaty z niego właśnie pochodzą.
Stary człowiek i morze to dzieło monumentalne, mimo swojej niewielkiej objętości. W bardzo skondensowanej formie udało się autorowi zmieścić całe życie człowieka, całą prawdę – o życiu i o człowieku. Wypływamy na szerokie i groźne wody jak ten Santiago, chociaż jesteśmy już tacy zmęczeni. W oddali majaczy cel, do którego dążymy. Moja wielka ryba musi przecież gdzieś tam być. (s.28) Jesteśmy gotowi do drogi na tyle, na ile to możliwe – a czasem, z różnych powodów, zbyt słabi. Wcześniej czy później pojawiają się przeszkody. Bywa, że pokonują nas własne ograniczenia i oczekiwania, a zdobycze wymykają się z rąk. Zostaje walka: Długo już tak nie dam rady. A właśnie że dasz, powiedział do siebie. Dasz, ile będzie trzeba. (s.73) I nadzieja – nie ta, o której mówi się, że jest matką głupich, ale ta bez której głupio żyć.
Opowiadanie to poświadcza moc człowieka, jego siłę do podnoszenia się z upadków – zawsze gdy kończyłam tę lekturę, czułam się pokrzepiona, bo Stary człowiek śnił o lwach (s.101), a one są przecież symbolami potęgi i zwycięstwa. Mówi także o jego różnych, najbardziej elementarnych potrzebach – takich jak talerz z jedzeniem i ciepły koc, ale też takich jak bliskość i więź z drugą osobą. Wreszcie o niemal zmysłowym ukochaniu wybranej przez siebie drogi.
Kaja Gucio odświeżyła dobrze znany tekst, w moim odczuciu czyniąc go delikatniejszym, momentami bardziej poetyckim. To odświeżenie nie zaszkodziło, ale też i wiele nie zmieniło, bo na szczęście filary budowli nie zostały naruszone. Nowe wydanie jest solidne i po prostu ładne, zawiera też charakterystyczne ilustracje, których autorką (jak i projektu okładki) jest Anna Pol.
Ta książka nigdy nie przestanie być aktualna, dlatego warto ją przypominać, czytać jeszcze raz - i jeszcze. Pamiętam, jak w gimnazjum towarzystwo narzekało – proszę pani, jakie to nudne, on tylko płynie i płynie… Dopiero gdy docierało, że Santiago płynie po wodach życia, niektórym otwierały się oczy i zapadała cisza.
Może nie powinienem był zostawać rybakiem, pomyślał. Ale do tego właśnie się urodziłem. (s.40)
Może nie powinnam była zostawać nauczycielką, myślę każdego dnia. Ale do tego właśnie się urodziłam.