Są kraje, w których matki po porodzie nie cieszą się z nowo narodzonego maleństwa. Na jego widok odwracają wzrok, odmawiają nakarmienia i matczynej czułości. Powód? Niemowlę okazuje się być płci żeńskiej, to tylko dziewczynka, dziecko drugiej kategorii. Czy jest szansa, że w Afganistanie, kraju, w którym wciąż jeszcze lepiej urodzić się chłopcem równouprawnienie kobiet przestanie być fikcją a one same osiągną społeczną sprawiedliwość?
Fawzia Koofi urodziła się jako dziewiętnaste dziecko Abdula Rahmana, posła w afgańskim parlamencie reprezentującego ludność prowincji Badachszan. Jej matką była jedna z siedmiu żon ojca - Bibi Jan, która początkowo nie mogąc pogodzić się z faktem, że wydała na świat kolejną dziewczynkę, nie chciała nawet na nią spojrzeć. Z czasem jednak uprzedzenie ustąpiło wielkiej matczynej miłości i to właśnie Fawzia stała się jej ukochanym dzieckiem. Początkowo rodzina wiodła dostatnie, szczęśliwe życie jednak tragiczne losy Afganistanu obróciły radość w kruchy pył.
Afganistan przez lata doświadczał krwawych rządów, najpierw ze strony Sowietów później barbarzyńskich oddziałów mudżahedinów, a kiedy wydawało się, że najgorsze minęło w potęgę urosła nowa siła – talibowie, początkowo okrzyknięci aniołami ocalenia okazali się ucieleśnieniem najgorszego koszmaru afgańskich kobiet.
Fawzia Koofi w swych wspomnieniach odkrywa okrutną prawdę przemian jakie zachodziły w społeczeństwie muzułmańskich kobiet pod rządami mudżahedinów i talibów. Z tryskającej energią, pełnej życia dziewczyny, która studiowała medycynę i spędzała czas wolny w gronie znajomych stała się zalęknionym, okrytym burką, pozbawionym praw przedmiotem. Życie w pogrążonym w chaosie kraju usłane było cierpieniem i tragediami. Śmierć najbliższych, utrata dobytku, ucieczka i wieczna tułaczka, niepokój, niepewność i strach były okrutnym na każdym kroku towarzyszyły tej młodej dziewczynie.
Fawzia widziała i wycierpiała za wiele, kiedy więc wykończony i rozdarty krwawymi rządami Afganistan zaczął ponosić się z upadku nie wahała się ani chwili. Uzyskała poparcie, dostała się do parlamentu i dziś jako ceniona, waleczna polityk przemawia głosem niemych afgańskich kobiet. „Listy do moich córek” stanowią spuściznę autorki na wypadek jej śmierci. Życie Koofi jest w ciągłym niebezpieczeństwie, talibowie już kilka razy próbowali ją zgładzić i zapewne nie spoczną, dopóki nie ujrzą jej martwej. Kobieta nie zamierza się poddać, przeciwnie, jak sama zapewnia, „bez wahania poświęciłabym życie, gdyby miało to przynieść pokój Afganistanowi, a jego dzieciom lepszą przyszłość”.
Interesująca, rzeczowa i konkretna pozycja z literatury faktu z krwawą historią Afganistanu w tle. Sprawnie napisana bez zbędnych ubarwień stanowi świadectwo zmian i postępu, gdzie kobiety po latach uciśnienia wychodzą z cienia mężczyzn i głośno mówią o swych potrzebach.
I jako ciekawostka, Fawzia Koofi zamierza w 2014 roku startować w wyborach prezydenckich i zostać pierwszą w historii Afganistanu kobietą prezydentem.