Paryż, rok 1953, trwa zimna wojna między wschodem, a zachodem i trzecia wojna światowa, między Związkiem Radzieckim a USA, wydaje się nieunikniona.
Rodzeństwo Eloïse i André Caussade, 23 i 29 lat. On jest tajnym agentem amerykańskiej agencji CIA, ona, wpatrzona w brata jak w obrazek, zazdrości mu udziału w fantastycznej i patriotycznej przygodzie, bo tak postrzega jego działania przeciwko wrogim agentom Związku Radzieckiego. Oboje pochodzą z niewielkiego miasteczka gdzieś między Camargue, Serriac i Arles, w każdym razie w dolinie Rodanu. Ojciec, Aristide Caussade, nadal prowadzi tam gospodarstwo rolno-hodowlane, ale w momencie rozpoczęcia akcji oboje znają Paryż i jego zaułki lepiej niż ktokolwiek z rodowitych Paryżan.
Brat zawiadamia siostrę, że potrzebuje jej pomocy i prosi, żeby w wyznaczonym miejscu podjechała po niego autem. Eloïse zabiera André z ulicy, a następnie długo i z trudem uciekają przed pościgiem nieznanych wrogów, ludzi, którzy bez skrupułów zabijają. Wreszcie jakoś wymykają się pogoni i ukrywają w starym, zagraconym garażu.
Dostrzegłam grymas na twarzy brata, gdy wsunęłam się za kierownicę i zapaliłam silnik.
– Czy to rozsądne? – zapytał.
– Pewnie od dawna ich nie ma – zapewniłam go radośnie i z pewnością siebie. – Jesteśmy tu od ponad godziny, pochowali się już w dziurach, z których wypełzli. Zobaczysz [1].
Właśnie zacząłem się zastanawiać, skąd ta durna baba miałaby o tym wiedzieć, bo na technikach pracy tajnych agentów znał się jej brat, a nie ona, gdy natychmiast po opuszczeniu garażu, źli ludzie ich dopadli, spowodowali groźny wypadek i z poważnymi obrażeniami posłali oboje do szpitala. W efekcie i znacznie później on może się poruszać o kulach lub na wózku, ona nosi na twarzy szpecącą bliznę.
Przypomniało mi to pewną moją złotą myśl, wynikającą z obserwacji świata i bliźnich: są ludzie, którzy mają przekonania zbudowane na wiedzy i doświadczeniu, ale są i tacy, którzy mają przekonania zamiast wiedzy i doświadczenia.
Eloïse, na prośbę brata, zawiadamia jego towarzyszy o ataku, więc ci ewakuują go ze szpitala w jakieś bezpieczne miejsce. Prześladowcy wpadają do szpitala kilka godzin później i odchodzą z niczym.
Po trzech miesiącach, nie mając kontaktu z bratem, Eloïse dochodzi do wniosku, że André umarł i… zaczyna go opłakiwać. Ale żyć trzeba, więc ze złamanym sercem, wraca do pracy.
Eloïse Caussade próbowała zatrudnić się w CIA i we francuskim wywiadzie, ale jej tam nie chcieli (no, myślę!). Znalazła swoje miejsce w Agencji Detektywistycznej Favre i Wspólnik, gdzie ten Wspólnik, to właśnie ona. W każdym razie krótko po powrocie z chorobowego Eloïse otrzymuje telegram od ojca z żądaniem przyjazdu. To upewnia ją o śmierci brata i znowu zaczyna go opłakiwać – zaiste powiadam wam, oderwanie tej kobiety od rzeczywistości i faktów, sprawia wrażenie jakiegoś psychicznego zaburzenia. Po przyjeździe do gospodarstwa ojca (hodowla koni i byków na znaczną skalę) okazuje się, że ktoś zabił ich medalowego byka, Goliata; w domu jest też André.
Czy biedny Goliat zginął z powodu pracy szpiegowskiej André? A może to wiadomość dla ojca rodzeństwa, który sprzedał część ziemi siłom powietrznym USA na poszerzenie ich nuklearnej bazy lotniczej? Dochodzenie prowadzi Léon Roussel, obecnie policjant, kiedyś kolega szkolny Eloïse.
W tym momencie właściwa akcja powieści dopiero się rozkręca i to w oszałamiającym tempie. Wiele spraw i zdarzeń okazuje się czymś zupełnie innym, niż się wydawało. Szpiedzy, agenci, podwójni agenci, przewerbowani agenci, tajemnice z czasów wojny, mrożący krew w żyłach pościg samochodem, który – jak wcześniej wspomniano – był w stanie osiągnąć oszałamiającą prędkość 65 kilometrów na godzinę, strzelaniny, utrata zaufania, mnożące się wątpliwości, walczący francuscy komuniści…
Bardzo dobra powieść i to nie tylko ze względu na jej wątek sensacyjno-kryminalno-szpiegowski. Dzięki temu, że i przekładem zajmowała się kobieta, a więc nic się nie zmieniło, nie zostało zmodyfikowane, czytelnicy mogą w pełni „dotknąć” specyficznego widzenia takich (i wielu innych) spraw i zdarzeń przez kobiety.
Przykład. Po przyjeździe do domu, mimo wezwania ojca, Eloïse nie czuje się tam dobrze. Brat, ojciec i wielu innych, mają do niej uzasadnione pretensje o kalectwo André, nie ufają jej, nie uznają już za jedną ze swoich – stała się elegancką paryżanką, a nie swojską, prostą dziewczyną ujeżdżającą konie. Nie jest już częścią tej rodziny, ale raczej kimś obok niej. I to nie zawsze kimś mile widzianym. Podczas pogrzebu Goliata ojciec, w symboliczny sposób, przyjmuje ją i akceptuje na powrót – podaje jej łopatę, jedną z wielu, którymi rodzina będzie zakopywać grób byka. Co robi Eloïse, której tak zależy na powrocie na rodzinne łono? Nie podejmuje łopaty. Postanawia, że teraz właśnie to ona chciałaby pojechać do miasteczka, pogadać z merem, jeśli ten zechce ją przyjąć bez wcześniejszego umówienia się, posiedzieć w kawiarniach, poobserwować samochody…
I tu uwaga. Fakt, że postawy i zachowanie Eloïse mogą być niezrozumiałe dla mężczyzn, a nawet momentami irytujące, nie świadczy o jakości powieści, a rozrywka to przednia, choć momentami nieco naiwna (podstawowe wyposażenie radzieckiego szpiega, według autorki, to radionadajnik i czerwona flaga z sierpem i młotem), tym niemniej polecam.
---
[1] Kate Furnivall, „Strażnik kłamstw”, przekład Alina Siewior-Kuś, Świat książki, 2023. s. 16.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.