Na ulicy "Zielonej 13" po raz drugi spotkałam się z Agatą Bizuk. Wcześniej przeczytałam powieść "Nic za darmo", która mnie zaintrygowała przede wszystkim pomysłem na fabułę. Z zainteresowaniem śledziłam losy bohaterów i teraz z przyjemnością wspominam. Po powieść "Zielona 13" sięgnęłam więc z podobnym nastawieniem. Niestety tym razem nie było już tak ciekawie i intrygująco, chociaż bez problemu udało mi się doczytać do końca.
Autorka opowiada nam o mieszkańcach dość leciwej kamienicy znajdującej się w pewnym mieście przy ulicy Zielonej 13. Nie jest tam jednak ani zielono, ani ładnie, na co mogłaby wskazywać nazwa. Budynek od lat zasiedlają ci sami ludzie, którzy mimo tak długiego czasu starają się być anonimowi. Dopiero niespodziewana śmierć Stasi - jednej z lokatorek oraz wynajęcie lokalu na parterze na atelier z alkoholem sprawia, że sąsiedzi zaczynają lepiej się poznawać. A odkąd do mieszkania Stanisławy wprowadza się policjant Krzysztof Gaweł z żoną Elwirą, a na świecie pojawiają się jego czworaczki, robi się jeszcze zabawniej. Tym bardziej, że zamiast oczekiwanych czterech synów rodzicom rodzą się cztery córki i co ciekawe... identyczne. Oprócz tego jest jeszcze Szczepan, którego żona Aldona odeszła do znacznie młodszego faceta - lowelasa Radosława, który przedstawia się jako Radeo. Mieszkający naprzeciwko Stasi Roman od lat jest pokłócony z rodziną i nie może zaakceptować odmienności swojego syna Jurka. Zaś w mieszkaniu po zmarłej babci mieszka Mariolka, która oferuje swoje wdzięki mężczyznom. Każdy z sąsiadów dochodzi jednak do wniosku, że jego życie powinno wyglądać inaczej i może jeszcze nie jest za późno, aby coś w nim zmienić...
Tak się składa, że niedawno czytałam "Pracownię dobrych myśli" Magdaleny Witkiewicz i nadal pozostaję pod ogromnym wrażeniem tej książki. Niestety "Zielona 13" wydała mi się dużo słabszą wersją tamtej opowieści, taką przerysowaną ba, nawet przekalkowaną. Trudno mi więc nie porównywać obu tych historii i być może wpływa to na moje subiektywne wrażenie. To co zaliczam na zdecydowany plus to humor sytuacyjny. Kilka zabawnych momentów wzbudza nie tylko uśmiech, ale powoduje wybuch śmiechu. Z drugiej zaś strony powieść dobrze wpisuje się w nasze realia. Rzeczywiście takich sąsiadów jak w kamienicy przy ulicy Zielonej można spotkać niemal wszędzie. Bohaterowie mają swoje problemy... Muszą odnaleźć się w macierzyństwie, zmagają się z samotnością, zdradą, odejściem partnera, żałobą, alkoholizmem, czy homoseksualizmem. Poszukują własnej drogi, która nie zawsze jest jasna i czytelna. Wszak los dla każdego przygotował inny scenariusz.
Czytając tę książkę przez cały czas nie mogłam się niestety pozbyć wrażenia, że już to kiedyś było i to w ciekawszym wydaniu. Zabrakło mi klimatu, takiej niemal rodzinnej atmosfery, a emocje zupełnie do mnie nie przemawiały, bądź było ich zbyt mało. Akcja posuwa się dość sprawnie, bohaterowie są wyraziści i chciałoby się powiedzieć, że każdy z nich ma charakterek, więc lektura nie sprawia żadnych trudności. Tym bardziej, że zakończenie jest tym najlepszym, moim zdaniem, fragmentem całej opowieści. A po zakończonej lekturze przychodzi na myśl taka refleksja: czy na pewno znamy ludzi mieszkających w naszym otoczeniu? Jeśli nie, to może warto lepiej ich poznać? Co o tym myślicie?