Kolejna, siódma już część przygód młodocianego przestępcy!
Tym razem Artemis wezwał grupę elfow na islandzki lodowiec. Chce uratować świat przed globalnym ociepleniem, ale to z nim zaczyna się dziać coś niepokojącego. Wbrew sobie staje się... miły. Okazuje się, że dopadł go tak zwany kompleks Atlantydy. Jego obsesją stają się dwie cyfry. Piątkę uważa za szczęśliwą, natomiast panicznie boi się czwórki, ktora w chińskich legendach oznacza śmierć. Ale to dopiero początek. Kompleks Atlantydy wywołuje paranoję, zaburzenia osobowości, i powołuje do życia alter-ego Artemisa. Czy choroba przeszkodzi Artemisowi w uratowaniu świata?
(Opis trochę zmieniłam, bo zawierał błąd)
W tej części kapitan Holly Nieduża razem z Ogierkiem i komendant Vinyayą przybywają na spotkanie z Artemisem Fowlem na islandzki lodowiec Vatnajökull, gdzie młody geniusz ma im przedstawić swój plan dotyczący ratowania Ziemi przed globalnym ociepleniem. Podczas prezentacji Holly dostrzega u młodzieńca dziwną zależność - liczy wszystko, a gdy się wypowiada, to stara się mówić zdaniami w których liczba wyrazów jest podzielna przez pięć. Podczas rozmów niespodziewanie jednak tuż obok nich uderza sonda kosmiczna, która miała w tym czasie lecieć badać Marsa. Zabija wszystkich oprócz Artemisa, Holly i Ogierka, którzy postanawiają ją śledzić, by dowiedzieć się co stoi za niespodziewaną katastrofą maszyny. Niestety w tym samym czasie poprzez porażenie prądem geniusza do głosu dochodzi jego alter-ego - Orion, który jednocześnie spycha chłopca w odmęty swego umysłu. Niestety nowe ja Artemisa jest po uszy zakochany w kapitan Niedużej, a poza tym prawi słodkie słówka na lewo i prawo. Słowem: totalny przymuł niezdolny do jakiejkolwiek akcji. Podczas podróży wgłąb Ziemi za sondą, ochroniarz chłopca - Butler - wyrusza do Meksyku zaalarmowany wezwaniem o pomoc swojej siostry Julii. Tam jednak będzie musiał stawić czoła czemuś, co może raz na zawsze sprzątnąć ich z powierzchni Ziemi. W tym samym czasie na dnie Oceanu Atlantyckiego w atlantydzkim więzieniu Przewrot Bulwa szykuje swą ucieczkę. Może się jednak okazać, że tym razem o wiele trudniej będzie ocalić świat groźnym maniakiem. Czy Artemisowi i Holly i tym razem się powiedzie? Przekonacie się, sięgając po siódmy już tom przygód ludzkiego geniusza i ludu wróżek.
O mało co bym przegapiła tę część w bibliotece, ponieważ ta okładka jest zupełnie inna niż poprzednie z tej serii. Na szczęście jednak przyglądałam jej się dosyć długo, by się zorientować że to ona. Kolejna część. Nareszcie ją znalazłam! Poprzednie części bardzo mi się spodobały, więc na tą też miałam ogromną chętkę. Pop powrocie do domu od razu zabrałam się do czytania. Czytam, czytam, czytam i.... nic. Przez cały początek starałam się wciągnąć w tę historię tak samo jak w poprzednich częściach, lecz udało mi się to dopiero mniej więcej w połowie. Te same przygody już mnie tak nie porywały, przeciwnie - miejscami robiło się bardzo monotonnie. Poza tym miałam dziwne wrażenie że ta opowieść pisana była jakoś tak na szybko - poprzednie książki z tej serii były bardziej dopracowane, zawiłe, nieprzewidywalne i przede wszystkim bardziej ciekawe. Przez to czytało mi się strasznie szybko - za szybko. Poza tym miejscami akcja była za mocno rozciągnięta (jakby autor chciał zapełnić jak najwięcej stron), a potem wydawało mi się że chciano upchać kolejne wydarzenia na jak najmniejszej powierzchni - jednym słowem taki kogel-mogel. Mimo to miło było wrócić do starych bohaterów. Muszę przyznać że zatęskniłam trochę za takim niekonwencjonalnym podejściem do świata wróżek. Końcową ocenę podratowało również to, że autor wprowadził ciekawy i nieprzewidywalny wątek do historii - a mianowicie Kompleks Atlantydy, który zaczyna dotykać Artemisa oraz pojawienie się (kolejne już) Mierzwy Grzebaczka (oraz to że bardzo się za tym oryginalnym światem przedstawionym w powieści bardzo stęskniłam). Jednak wtedy znów wkurzyło mnie to, że robi się on coraz bardziej miękki i potulny jak baranek tuż po kolejnych telefonach swojej zaniepokojonej i nadopiekuńczej matki. O wiele bardziej wolałam go w roli zadziornego, nieczułego i trochę sztywnego geniusza. No cóż, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. W sumie to szybko się do tego przyzwyczaiłam. Mimo wszystko gdyby ukazał się kolejny tom, z chęcią (chociaż już mniejszą) bym po niego sięgnęła.
Mimo tych wszystkich (przynajmniej według mnie) niedociągnięć, to i tak książka mi się spodobała, gdyż zawsze miło wraca się do starych, dobrych historii. Tak więc miłośnikom poprzednich części mogę tę książkę jednak polecić.