„Awangarda” Jacka Campbella to pierwszy tom serii „Narodziny floty”. Akcja powieści toczy się, co oczywiste, w dalekiej przyszłości, kiedy to ludzie kolonizują kolejne systemy gwiezdne. Nadal tkwi w nich żądza posiadania nowych ziem i znajdujących się na niedawno zasiedlonych planetach bogactw, co może doprowadzić tylko do jednego: wojny.
Głównymi bohaterami „Awangardy”, wokół których toczy się akcja książki, są Robert Geary, raczej nieśmiały i pełen obaw co do swoich zdolności przywódczych, oficer gwiezdnej floty oraz Mele Darcy, żołnierka, pełna świetnych pomysłów wojowniczka i sprytna szeregowa piechoty kosmicznej. Gdzieś z boku stoją natomiast ci, którzy pomagają im w realizowaniu niebezpiecznych zadań (jak na przykład Ninja, niezawodna hakerka), a także tacy, którzy zajmują się dyplomacją. Konflikt o Glenyon okaże się bowiem nie tylko wojną o jedną osamotnioną planetę, ale przede wszystkim o spokój i bezpieczeństwo tysięcy kolonizatorów osiadłych na pozbawionych ochrony sąsiednich systemach. Tak, książka J. Cambella to nie tylko bitwy i potyczki, ale także wielka, międzygwiezdna polityka, spiski i walka o wpływy ludzi „w białych kołnierzykach”.
Akcja skupia się wokół i na Glenlyonie. To planeta, która stała się celem zamieszkujących sąsiedni system Scathan, którzy dzięki technologii skoków kosmicznych, mogą zaatakować dowolny punkt na gwiezdnej mapie. W „Awangardzie” znajdziemy zatem opisy starć toczonych i w przestrzeni kosmicznej, i prowadzonych „na ziemi”, skądinąd napisane z werwą i piekielnie porywające. Autor nie ułatwia zadania swoim bohaterom – ich siły bojowe są zdecydowanie słabsze niż tych, którzy zdecydowali się podbić planetę. Dlatego właśnie muszą posługiwać się sprytem, stosować niestandardowe procedury lub w ogóle je porzucić, a nader wszystko zaufać sobie nawzajem i uwierzyć w swoje kompetencje i zdolności, by pokonać wspólnego wroga. Jeden z bohaterów cytuje „Sztukę wojenną” Sun Tzu, co kilkukrotnie umożliwia im wyjście z opresji.
Mimo, że „Awangarda” rozkręca się powoli, intryga rzeczywiście dość szybko mnie wciągnęła. Może i wadą jest to, że Autor nie poświęcił zbyt wiele psychologii bohaterów i dość zdawkowo ich zilustrował, ale te braki mi nie przeszkadzały. Zamiast zastanawiać się nad sensem świata, Robert i jego towarzysze niedoli głowili się nad rozwiązaniem piętrzących się problemów, a to one przecież napędzały fabułę. Warto wspomnieć, że akcja toczy się równolegle w różnych częściach kosmosu, co powieści dodało rozmachu. Mamy zatem i typowe „gwiezdne wojny”, ale mocno osadzone w ograniczeniach, jakie nadał im Autor. Nie ma tu laserowych pojedynków ani gwałtownych manewrów krążowników, walka w kosmosie jest raczej powolna i długotrwała, ale mimo to barwna i wciągająca. To jeden z plusów powieści: Campbell twardo stąpa po ziemi, nie zapomina o prawach fizyki, często nam wprawdzie o nich przypomina, ale dzięki temu rozumiemy poszczególne posunięcia kapitanów statków. Jak już wspomniałem, akcja książki rozgrywa się również na niedawno skolonizowanej planecie, na której również toczą się walki. Także i tu Campbell daje popis swojej fantazji i umiejętnie wciąga nas w wir podchodów, dywersji i strzelaniny, wcale nie gorszej niż ta, która równocześnie odbywa się w przestrzeni kosmicznej, niemalże nad głowami Darcy i jej podkomendnych.
„Awangarda” jest świetnie skrojoną powieścią, o precyzyjnie naszkicowanym tle, gdzie Stara Ziemia jest dla wielu mglistym wspomnieniem, ułudą, znakiem starego, skostniałego świata. Tu przeszłość jest taka daleka, że Mars jawi się jako dawno skolonizowana planeta, którą ludzie zdążyli już „zepsuć”, a narodzeni na niej Czerwońcy żyją z łatką przestępców i wyrzutków. To wreszcie książka o nadziei na lepsze jutro, na budowanie nowego, bezpiecznego domu, z dala od udręk codzienności. O tych, którzy bezinteresownie godzą się poświęcić własne bezpieczeństwo (a nieraz nawet i życie), by nieść pomoc innym. I co najważniejsze, książka, która kończy się wielkim hukiem i zachęca do sięgnięcia po kolejny tom.
Egzemplarz pochodzi z portalu Sztukater.pl.