Zastanawiałam się, czy na pierwszy odstrzał nie powinnam wybrać jednej z moich ulubionych książek, ale stwierdziłam, że i na nie przyjdzie czas, a skoro Dżumę mam na świeżo, to czemu by nie wybrać tej książki, którą akurat skończyłam czytać. Mam przed sobą wydanie z 1991 roku, kartki zdążyły pożółknąć, mnóstwo fragmentów jest popodkreślanych, na marginesach jakaś ręka umieściła notatki: czas i miejsce akcji, miasto, opis choroby itd. Prawie jak w wydaniu Grega.
Książka nie należy do najłatwiejszych. Nie pomaga też łatka "lektura", która przylgnęła do książki i która pojawia się w naszych głowach, za każdym razem, gdy o niej myślimy. Nie jest to książka, w której akcja płynie wartko i nie pozwala się oderwać od lektury. Jest to raczej książka, która skłania do refleksji. Można w niej dostrzec poglądy samego autora - Alberta Camusa. Pisarz od najmłodszych lat stykał się z biedą, na szczęście otaczali go wspaniali ludzie - jego nauczyciele, dzięki którym zdobył wykształcenie. Z czasem stał się przedstawicielem filozofii egzystencjalizmu. Przemyślenia na temat ludzkiego życia, bytu umieścił w swoich dziełach, m. in. w Dżumie. Życie zmierza ku śmierci, myślę że z łatwością dostrzeżemy to w książce. Epidemia dżumy atakuje miasto Oran, nie jest to mała mieścinka, ale miejsce, w którym mieszkało w tamtym czasie przeszło 200 tys. ludzi. A teraz pomyślmy, że przez przeszło 10 miesięcy codziennie umierało kilkaset osób. Mnie osobiście ciężko sobie wyobrazić takie liczby, może też dlatego, że nigdy nie zetknęłam się taką tragedią.
Epidemię obserwujemy przez pryzmat kilku postaci. Są to różnorodne persony, o różnych charakterach, różnych doświadczeniach życiowych. Każdy będzie miał swojego faworyta, mnie osobiście urzekła postać Tarrou. Człowieka bardzo specyficznego, który całkiem odmiennie patrzył na dżumę. Co mi się w nim spodobało, to z pewnością jego spojrzenie na świat. To jak lubił spędzać czas rozmawiając z różnymi osobami, obserwując otoczenie, spędzając czas z trupami teatralnymi. Mamy też postać doktora Bernarda Rieux, który szukał w ludziach pierwiastka dobra. Był to lekarz z powołaniem, który poświęcał się dla innych. Jak się na końcu dowiadujemy to on jest narratorem powieści, a dzieło to ma na celu zachowanie pamięci o ludziach dotkniętych dżumą, ich bliskich. Pamięci o mieście, o społeczeństwie.
Co zwróciło moją uwagę to gorzka prawda o naszym gatunku. Otóż tragedia zbliża ludzi do siebie. Postać dziennikarza Ramberta daje tego najlepszy wydźwięk. Mężczyzna zamknięty w mieście objętym kwarantanną tęskni za żoną i robi wszystko, aby się wydostać z tego miejsca. A postać sędziego Othona? Człowieka zimnego, wyniosłego, który na wieść o śmierci synka zmienia swoje nastawienie do rodziny. Przemiana ta zadziwia, ale też dużo mówi o nas samych.
Pewnie, gdyby nie lekcje polskiego, potraktowałabym całość bardzo dosłownie jako opowieść o zarazie. Jednak powinniśmy sobie uświadomić, że powieść ma też drugie dno, przesłanie alegoryczne. Jeśli dżumę potraktować jako zło egzystujące w świecie ludzi, w naszym świecie, to Camus chciał nam przekazać prawdę o nim. Książka była pisana zaraz po wydarzeniach II Wojny Światowej. Wydawać by się mogło, że XX wiek to czasy, w których ludzie są na tyle mądrzy, aby to zło wyplenić z własnych dusz. Ale to właśnie w wieku XX miały miejsce obie wojny światowe. Co z tego wynika? Że bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika, że może przez dziesiątki lat pozostać uśpiony (...) i że nadejdzie być może dzień, kiedy na nieszczęście ludzi i dla ich nauki dżuma obudzi swe szczury i pośle je, by umierały w szczęśliwym mieście. Jednym słowem, zło było, będzie. Mimo, że go nie dostrzegamy, to jednak gdzieś tam jest ukryte i tylko czeka na sposobny moment. Szczury pojawiają się na samym momencie i ich masowe wymieranie sygnalizuje nam nadchodzące nieszczęście. Z kolei, gdy dżuma ustępuje, szczury wracają do miasta, a ludzie o dziwo cieszą się na ich widok.
Książka ma również pesymistyczny aspekt. Śmierć człowieka, który od samego początku pomagał chorym, który narażał się dla nich. W czasie, kiedy choroba zaczęła ustępować, poniósł klęskę, przegrał walkę. Jest to tragedia jednostki, która mnie osobiście dotknęła, ponieważ polubiłam Tarrou. Ale ma nam pokazać, że świat niekoniecznie jest sprawiedliwy. Mimo, że Dżuma ma przeszło 60 lat, jej przesłanie jest nadal aktualne. Niby cywilizacja idzie do przodu, a jednak pewne rzeczy się nie zmieniają.
Dopiero po takich rozważaniach dostrzegam słuszność umieszczenia tej książki w kanonie lektur szkolnych. Książka ta powinna trafić do rąk młodych, aby dała im odrobinkę do myślenia. Bo kto jak nie my kreujemy współczesne nam czasy i to od nas zależy, co wydarzy się jutro, za rok, a może za kilka lat.