Blues o krwi i trawie recenzja

Ballada o wścibskiej dziennikarce i posłusznym byłym bokserze

Autor: @Aleksandra_B ·5 minut
2019-11-01
1 komentarz
1 Polubienie
Mówi się, że wścibstwo nie jest mile widziane. Choć niektórym wpychanie nosa w nieswoje sprawy sprawia mnóstwo frajdy, gdyż dzięki temu urozmaicają sobie pozbawione atrakcji dni i noce, jednak to „zainteresowanie” nie zawsze działa tak, jak dana osoba sobie zapragnie. Przecież nie każdy sobie życzy ingerencji najbliższych w życie, a co dopiero zupełnie obcych osób! Pragną działać po swojemu, bez cennych porad oraz mnóstwa krytyki otoczenia. Nie znoszą, gdy ktoś przydziela im zupełnie inne role w rzeczywistym teatrze. Tylko że każde odrzucenie może jeszcze bardziej ich pobudzać. A kiedy dotyczy wpływowych osób, może dojść do wielu przykrych niespodzianek...

GDZIEŚ NA ŚLĄSKU CZAI SIĘ NIEBEZPIECZNY CZŁOWIEK, KTÓRY MA DLA MNIE CENNE INFORMACJE, ALE MOŻE MNIE ZABIĆ? LUZIK, PODAJ NA NIEGO NAMIARY!

Minęło ładnych parę dni, odkąd przeczytałam książkę „Blues o krwi i trawie” i przyznam, iż nadal mam mętlik w głowie. Na tych niecałych trzystu stronach tyle się działo, że pochłonięcie tego na jedno posiedzenie byłoby – moim zdaniem – definitywnym samobójstwem. Pan Paweł Ciećwierz zagwarantował taką jazdę bez trzymanki, że mózg mógłby się przepracować i prędzej czy później opuścić czaszkę z donośnym hukiem! Każdy kolejny rozdział przynosił ze sobą wiele niewiadomych, bo nigdy nie wiedziałam, jakie wynikną konsekwencje z obranych przez bohaterów ruchów. Wiedziałam tylko jedno – że dość szybko nie opędzę się od tej drugiej twarzy pozornie tonącego w czerni i szarości Śląska. Od przestępczego światka, gdzie to wydobywa się ze swoich zapyziałych nor nawet w dzień, by pod przykrywką naznaczać kolejne tereny swoim skażeniem. Od intryg sięgających szponami wszystko i wszystkich oraz fałszu przenikającego wszelkie media. 
I tak jak mówiłam – według mnie – przeczytanie tego od deski do deski jednego dnia nie byłoby dobre. Pomijając już te spektakularne wybuchy oraz liczne rozlewy krwi, trzeba zwrócić uwagę na to, iż po czasie czułam się już tym nieco zmęczona. Owszem, nie brakowało luźniejszych fragmentów, lecz nim człowiek przy nich wyrównał oddech, znowu trzeba było mieć się na baczności. I może na początku nie jest to jeszcze aż tak widoczne, ale wraz z rozwojem fabuły, gdzie Nadia i Ryszard wsiąkają znacznie głębiej w pewne sprawy, robi się aż duszno. Nieraz wydawało mi się, iż autor poruszył za wiele wątków i przestawał nad tym krwistym szaleństwem panować! A to jeszcze nie koniec wskazywania palcem tego, przy czym kręciłam swym wielgachnym kinolem.

HEJ, MOŻE STARCZY TEGO DOBREGO? JUŻ PRZEKROCZYLIŚCIE LIMIT OTARĆ O ŚMIE… NIE ROZŁĄCZAJCIE SIĘ! H-HALO?!

Potulny misio w ciele niedźwiedzia grizzly – właśnie tak mogłabym określić Ryszarda Zwierza. Choć sprawiał wrażenie brutalnego, skorego do okazywania swojej dominacji na danym terenie (a za pomocą siły i pięści mógł wiele zdziałać), to nie dało się ukryć tego, iż w tym mężczyźnie głęboko tkwiły zupełnie inne uczucia. Gorące uczucia, jakimi obdarzył pewną siebie, uwielbiającą zadzierać z samym Żniwiarzem Nadię. Kobietę, która doskonale znała swoje atuty i chętnie z nich korzystała do pokonywania licznych przeszkód. I w sumie wszystko było ładnie, pięknie, poznali się, poczuli się sobą oczarowani, jednak… brakowało mi tego momentu pomiędzy tymi dwoma stanami. Najpierw biła od nich niechęć, później nastąpiło fizyczne przyciąganie, by nagle doskoczyć do momentu, kiedy ktoś bez wahania nazwałby ich parą. Ewentualnie zdarzyło się coś takiego, jednak zupełnie inne elementy to przysłoniły, przez co czuję się niedoinformowana. Chyba że faktycznie niczego takiego nie było, przez co ten wątek – niestety – traci realne kształty.
Tak czy siak, jeżeli miałabym wskazać, kto z tej dwójki był mi bliższy, to byłby nasz Zwierzak. Nadię wyjątkowo tolerowałam, gdyż niejednokrotnie dawała mi w kość. Jak Ryszard wzbudzał moje zaufanie, tak ona – niekoniecznie. Pomijając już jej wieczne szukanie dziury w całym i bezwzględne pakowanie w krwiste tarapaty, nie byłam w stanie przeboleć tego, co uczyniła. Choć prawda o tym nie ujrzała światła dziennego (co akurat pochwalam, bo dzięki temu obyło się bez kolejnych dramatyzmów), to i tak niesmak po tym pozostał. A Rysiu? Może nieco zbłądził, przez co ciemność Śląska go pochłonęła, to i tak jego gesty wydawały mi się bardziej szczere, pozbawione egoistycznych pobudek. Tylko jedno im przyznać: jak mało kto byli dla siebie wsparciem. Nieważne, co by się działo, mogli na siebie liczyć. Choć niektórzy niejednokrotnie próbowali przerwać łączącą ich więź...

Pan Paweł Ciećwierz podjął się nie lada wyzwania. Już tworzenie w narracji trzecioosobowej bywa nie lada wyzwaniem, a kiedy jeszcze dorzucimy do tego czas teraźniejszy… Wtedy robi się ciekawie! Przyznam, że choć kocham obie formy, ale lepiej mi z nimi, gdy są oddzielone. Pomimo wciągającej akcji oraz dobrego przygotowania do wielu sfer (wiedza autora o boksie ogromnie się przydała, bo dzięki temu sceny takowych walk nie wyglądały typowego „mordobicia”), ciężko było się w to wgryźć. Z czasem człowiek się przyzwyczaił, ale i tak to też troszeczkę mnie wymęczyło. Również przerażał mnie wątek polityczny. Doskonale wiedziałam, że takowy tutaj istnieje. Sama, z własnej woli, nadepnęłam na coś, co mi nieszczególnie leży, lecz przyznam, że muszę podziękować autorowi, że nie stworzył tutaj aż tak skomplikowanych układów. Było dobrze. Ba, nawet rzeknę, że polityka w takiej formie jest jeszcze zjadliwa. 
A, bym zapomniała! Definitywnie nauczyłam się, że wścibianie nosa w sprawy, które ani trochę mnie nie dotyczą, jest nieopłacalne. W niektórych przypadkach jeszcze mogę w czymś pomóc, ale jeżeli przyszłoby do czegoś takiego, jak tutaj… Nie, ja sobie wrócę przed telewizorek, włączę „Trudne sprawy” czy inne seriale paradokumentalne i na nich się skupię – tak będzie najbezpieczniej. 

Podsumowując. „Blues o krwi i trawie” nie należy do lekkich, przyjemnych książek. Pomimo okładki w łagodnych odcieniach, wewnątrz króluje ciemność oraz brutalność, gdzie razem, ramię w ramię, przyciskają człowieka do muru, próbując pozbawić tchu. To tutaj Śląsk pokazuje swoje drapieżniejsze oblicze, dlatego też, jeżeli umiesz postawić się złu oraz samemu czujesz, że odnajdziesz się w tym brudnym, pełnym intryg oraz tajemnic świecie, bez wahania sięgaj po tę iście męską lekturę. W innych przypadkach lepiej rozważyć, czy warto.

Moja ocena:

Data przeczytania: 2019-11-01
× 1 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Blues o krwi i trawie
Blues o krwi i trawie
Paweł Ciećwierz
6/10

Nadię Wid i Ryszarda Zwierza połączyła sprawa zaginionej dziewczyny, która na krótko pojawiła się w życiu każdego z nich. On, mężczyzna z przeszłością, były bokser, obecnie mało znaczący śląski handla...

Komentarze
@Mirka
@Mirka · około 5 lat temu
Może kiedyś skuszę się na tę książkę :)
Blues o krwi i trawie
Blues o krwi i trawie
Paweł Ciećwierz
6/10
Nadię Wid i Ryszarda Zwierza połączyła sprawa zaginionej dziewczyny, która na krótko pojawiła się w życiu każdego z nich. On, mężczyzna z przeszłością, były bokser, obecnie mało znaczący śląski handla...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

Blues o krwi i trawie" bardzo trafny tytuł, doskonale dopasowany do treści. W tej książce krew przelewa się niejednokrotnie, także autor wiedział co robi. Zaprosił nas w mroczne i brutalne zakamark...

@blizej_ksiazek @blizej_ksiazek

Na Dolnym Śląsku mieszkam dopiero od dwóch lat. Jednakże na tyle mocno lubię tutejsze tereny, że gdy tylko w pobliżu pojawia się hasło „Śląsk / Dolny Śląsk” to na bank coś dla mnie. Szczególnie, że t...

@Rozchelstana_Owca @Rozchelstana_Owca

Pozostałe recenzje @Aleksandra_B

Rok próby
Podążając w mroczne dzieje...

Miesiące temu dane mi było przeczytać popularną powieść „Opowieść Podręcznej”, która – choć nie zachwyciła mnie do szpiku kości – pozostawiła po sobie wiele pytań związa...

Recenzja książki Rok próby
Hegemon Apopi. Córa lasu
To nie jest bajka dla dzieci...

Bajki. Najczęściej to właśnie one kształtują nasz pogląd na przeróżne magiczne krainy, jakie wtedy poznajemy. Przesiąknięte feerią barw, zamieszkałe przez wspaniałe nadn...

Recenzja książki Hegemon Apopi. Córa lasu

Nowe recenzje

Tylko dobre wiadomości
Z optymizmem patrzeć w przyszłość
@Moncia_Pocz...:

Już dość dawno nie sięgałam po książki Agnieszki Krawczyk, choć kiedyś czytywałam je systematycznie. Postanowiłam nadro...

Recenzja książki Tylko dobre wiadomości
Pomiędzy wiarą a przekleństwem
Jestem oczarowana
@stos_ksiazek:

Ależ wyciągnęłam się w tę książkę. Po prostu przepadałam! Nie spodziewałam się, że „Pomiędzy wiarą a przekleństwem” Joa...

Recenzja książki Pomiędzy wiarą a przekleństwem
Wegetarianka
Od wegetarianizmu do choroby psychicznej
@sweet_emily...:

Miałam się zachwycić, a pozostał niesmak, rozdrażnienie i ścisk w żołądku. Podjęcie decyzji, aby zostać wegetarianką w...

Recenzja książki Wegetarianka