„Don’t hate me” to drugi tom cyklu „Don’t love me” Leny Kiefer, czyli dalszy ciąg burzliwej relacji Kenzie i Lyalla i ich kolejne miłosne perypetie.
Po tym jak Kenzie zdemaskowała kłamstwo Lyalla, przyrzekła sobie, że nie chce mieć już nic wspólnego z klanem Hendersonów. Lyall też próbuje z całych sił zapomnieć o dziewczynie. Kenzie ma złamane serce, dlatego ma zamiar skupić się na nauce. Los jednak szykuje dla niej coś innego. Mama Lyalla prosi Kenzie o pomoc przy zaprojektowaniu kurortu w Korfu. Dziewczyna uważa, że to dobra okazja, aby podleczyć złamane serce i zgadza się pomóc. W ten sposób dziewczyna trafia do Grecji, nie spodziewając się, że Lyallowi matka zaproponowała to samo. Dla niego rodzinna firma jest bardzo ważna, poza tym i on chce odpocząć od tego, co działo się wcześniej. I również zgadza się pomóc. Ponieważ żadne z nich nie spodziewa się spotkać na miejscu tej drugiej osoby, przeżywają niezły szok, kiedy tam właśnie się spotykają. Czy uda im się odbudować to, co kiedyś ich połączyło?
Wow! Ten tom jest jeszcze lepszy niż pierwsza część cyklu. To istny huragan emocji, rollercoaster właściwie, bo obfituje w dosłownie cały wachlarz emocji. Razem z bohaterami odczuwamy raz smutek, gniew i żal, zaraz potem euforię, jeszcze za chwilę rozczarowanie, a w następnej chwili podnosi nam się temperatura i robi się gorąco jak w piecu. Rozumiem, że to słoneczne Korfu, że wakacyjny klimat i tak naprawdę wszystko jest możliwe. Ale takiej emocjonalnej huśtawki nie odczuwałam podczas lektury już dawno. Jeśli chodzi o emocje, ta seria wymiata, a ten tom już w ogóle. Pisałam przy okazji recenzji poprzedniej części, że prawdziwym bohaterem powieści są emocje. W „Don’t hate me” jest tak samo, a może nawet są one jeszcze bardziej intensywne, chociaż nie myślałam, że jest to możliwe. Cała ta paleta odczuć udziela się czytelnikowi i nie tylko wszystko razem z bohaterami przeżywamy, ale też mocno się do nich przywiązujemy. To nie są krystaliczne postaci. Swoje za uszami mają, szczególnie Lyall, który wiele przed dziewczyną ukrywał. Te ich słabości i błędy, które popełniają sprawiają, że wydają się bardziej ludzcy, bardziej bliscy czytelnikowi.
Podobnie jak tom pierwszy, również ten nie jest łatwą i lekką lekturą. Relacja tej dwójki jest skomplikowana, a ich przeszłość nie pozwala o sobie zapomnieć. Zanim będą mogli stworzyć coś razem, każde osobno musi poukładać swoje życie. Każdy, kto czytał pierwszy tom wie, jak zakończyła się ich relacja. W jakiej atmosferze i z jakimi wzajemnymi odczuciami się rozstali. Czy zmiana miejsca, gorący klimat malowniczej wyspy pomogą tej relacji czy jeszcze bardziej zaszkodzą, musicie już sprawdzić sami. Na pewno coś jest między tymi młodymi ludźmi, iskrzy aż miło, atmosfera jest tak gęsta, że można ciąć ją nożem. I los ciągle stawia tę dwójkę na wspólnej drodze. Nadal coś jest jednak nie tak, coś nie pozwala im stworzyć zdrowej, pozbawionej wzajemnych pretensji i żalu relacji. Nie mogę doczekać się finałowego tomu, aby dowiedzieć się, w jaką to ostatecznie pójdzie stronę, bo tu nic nie jest przesądzone. Mimo dobrego humoru, który również towarzyszy tej opowieści, jest ona smutna, naznaczona bólem i wylanymi łzami. To nie jest historia miłości z łatwym do przewidzenia happy endem i właśnie dlatego jest tak ciekawa. Nic tu nie jest pewne, nic nie jest oczywiste. Po raz kolejny muszę pochwalić pióro autorki. Jestem totalnie zauroczona tym, jak pięknie odmalowuje tło wydarzeń, ale przede wszystkim tym, z jaką łatwością i jak naturalnie pokazuje emocje. Bo Kiefer je pokazuje, a nie pisze o nich. I to jest ogromna zaleta tej powieści. Pokazuje też niezaprzeczalny talent autorki. Bohaterowie są bardzo fajni, tak jak w poprzednim tomie. Trochę może niezdecydowani, ale nadal fajni. Do Lyalla przekonałam się już w pierwszej części, chociaż początkowo nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Jest odpowiedzialny, troskliwy i taki uczuciowy. Podoba mi się, że w powieści można lepiej poznać bohaterów drugoplanowych. Nie są tylko tłem i nie odgrywają jedynie epizodycznych ról. Powieść robi wrażenie, a zakończenie każe niecierpliwie czekać na kontynuację.
„Don’t hate me” to wypełniona po brzegi emocjami, pełna napięcia, dojrzała i przemyślana opowieść o burzliwej miłości. O młodych ludziach z niełatwą przeszłością, o ich dylematach i ich ciężkim wchodzeniu w dorosłość. Niebanalna, piękna, interesująca. Polecam!
Recenzja pochodzi z bloga:
„Don’t hate me” Lena Kiefer – maitiri_books (wordpress.com)