Czasami w nasze dłonie wpadają książki, które początkowo sprawiają wrażenie złego wyboru. Wydaje się, że ta książka nie przypadnie nam do gustu, a jej dalsze czytanie będzie niesamowicie męczące. I tak oddajemy się lekturze, aż nagle przyłapujemy się na tym, że już nasze myśli nie odbiegają do tego, co założymy na przykład na wigilię czy wreszcie spadnie śnieg. Nie. Nagle przyłapujemy się na tym, że się wciągnęliśmy w daną historię i czytamy ją bez uczucia znużenia. Przyłapujemy się na tym, że wskazówki zegara wskazują już późną porę i najwyższa pora pójść spać, ale nie chcemy tego robić. Chcemy czytać.
Pisząc te słowa, spoglądam ukradkiem na leżącą nieopodal „Gwiazdkę z brokatem” i na myśl przychodzi mi, że taka była moja relacja z tą książką.
Początkowo wymęczyła mnie niemiłosiernie. Nie działo się nic. Opisy i mała ilość dialogów powodowała senne ziewanie niż zaciekawienie. Nudne dni Basi, rutyna, wspominanie, że kocha papier kilka razy… Po dobrnięciu do 100 strony zastanawiałam się, czy jej nie odłożyć na miejsce. Ale pojawiła się wtedy taka myśl w mojej głowie, że przecież mam jeszcze 300 stron, że nie powinnam skreślać tej książki już teraz. Dać jej szansę. W końcu w życiu Basi był dopiero 16 grudnia, poczekam na rozdziały zatytułowane 24 grudnia.
I wiecie co?
Później było zdecydowanie lepiej. Udzielił mi się świąteczny klimat wykreowany przez autorkę. Z przyjemnością pochłaniałam kolejne strony tej powieści. Poznawałam panią Marię, kobietę, która na stare lata straciła wszystko, a w młodości pomogła dwójce zagubionych dzieciaków. Czytałam o tym, jak samotna Basia stara się stworzyć najpiękniejsze Święta dla siebie i Marii. Później bezinteresownie pomaga.
Powieść o samotności i strachu przed zaangażowaniem. Powieść o przyjaźni i bezinteresownej pomocy. Powieść o przeciwnościach i darach losu.
Nie zapałałam jednak sympatią do Basi. Czyniła dobrze i pomagała, ale jest w tym taka nieco egoistyczna. Wszystko musi być po jej myśli, bo innej opcji nie ma. Nie rozumiała, że ktoś chce być niezależny, że można jej odmówić i nie musi brać wszystkiego na siebie. W swoim zachowaniu często jest niekonsekwentna. Nie podobał mi się jej stosunek do Jędrzeja i odtrącanie przyjaciółki Leny. Momentami była jak starsza pani, a chwilami jak rozkapryszone dziecko, któremu zabrano cukierka.
Pojawił się wątek romantyczny, ale jest niemal niewidoczny. Wspomniane są przełomowe momenty w relacji Basi i Jędrzeja. Mam wrażenie, że gdyby go nie było, to ta książka nic by nie straciła, nie byłoby różnicy. Bo ta miłość dzieje się jakoś tak ukradkiem, skryta jest przed czytelnikiem, przez co zakończenie wydaje się nieco…za szybkie, przypadkowe?
Mimo wszystko finalnie nie było tak źle, jak zakładałam.
Ps. Nie mogę przestać zachwycać się okładką.