„Bezzmienna” to druga część napisanej przez Gail Carriger serii opowiadającej o przygodach Alexii Tarabotti i jej niezawodnej parasolki. Pierwszym tomem, „Bezduszną”, byłam głęboko zachwycona, książka ta szczerze mnie urzekła i oczarowała, nie miałam więc wątpliwości, co do tego, iż „Bezzmienna” również okaże się fantastyczną i pochłaniającą bez reszty lekturą. Mimo iż nie miałam wobec niej zbyt większych oczekiwań, to i tak przeczuwałam, iż będę tą książką równie głęboko zachwycona, co pierwszą częścią. Nie zawiodłam się.
Mogłoby się wydawać, iż Alexia Tarabotti, teraz już lady Maccon, wiedzie spokojne, dostatnie i bezstresowe życie. Jest to jednak tylko złudzenie, szczególnie wtedy, gdy Alexię budzi wściekły wrzask jej męża, a jakiś czas później znika on w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach, nie pozostawiając żadnej wiadomości, zostawiając jednocześnie na głowie Alexii watahę pełną wilkołaków. Co stoi za tajemniczym zniknięciem lorda Maccona? Aby się o tym przekonać, jego małżonka postanawia wybrać się do Szkocji, gdzie to nie odnalezienie jej męża będzie największym wyzwaniem, które na nią czeka.
Mimo iż jest to lektura bardzo cienka i niezbyt obszerna, czytanie jej zajęło mi dużo więcej czasu niż czytanie pierwszej części, bo o ile z „Bezduszną” rozprawiłam się w kilka godzin, „Bezzmienna” towarzyszyła mi przez kilka dni, choć spodziewałam się, że po kilku godzinach będę mogła odłożyć tę książkę na półkę. Nie oznacza to wcale, iż książka ta była gorsza od swojej poprzedniczki, ponieważ obie zauroczyły mnie równie mocno, obie czytałam z wielką przyjemnością. „Bezzmienna” to niezwykle wciągająca lektura, historia pochłaniająca bez reszty. Autorka książki w znakomity sposób posługuje się humorem, w niektórych momentach do łez rozbawiając czytelnika. Język charakteryzowany na ten z dawnej epoki już od pierwszej strony wciąga w niezapomniany wiktoriański klimat.
O ile bardzo polubiłam bohaterów w pierwszej części, w „Bezzmiennej” jeszcze bardziej ich pokochałam. W pamięć zapada każdy z bohaterów. Bezpośrednia Alexia, gburowaty lord Maccon, Ivy wraz ze swoim zamiłowaniem do nieatrakcyjnych, często wręcz odpychających kapeluszy, a – dla mnie – w szczególności mówiący kursywą lord Akledama, który jest jedną z najcieplejszych i najsympatyczniejszych postaci z tej książki. Pojawiają się także nowe postacie, jak na przykład Madame Lefoux. Nie wszystkie od razu wzbudziły moje zaufanie, przy niektórych musiało minąć sporo czasu, nim poczułam do nich nić sympatii.
Byłam zdziwiona, gdy odkryłam, iż udało mi się przewidzieć rozwiązanie kilku sytuacji, gdyż nigdy nie posądziłabym tej książki o najmniejszą nawet przewidywalność. Nie uważam tego za jakikolwiek minus, przyznać muszę, iż wcielenie się w Sherlocka Holmesa sprawiło mi dużą radość i satysfakcję. Ową przewidywalność wynagrodziło mi zakończenie książki, które było tak zaskakujące, iż wbiło mnie w fotel i jedynie zaostrzyło mój apetyt na trzecią część. „Bezzmienna” okazała się wciągającą, przyjemną i odprężającą lekturą, zachęcam więc do jej przeczytania.