„Błękit szafiru” to drugi tom bestsellerowej „Trylogii czasu”, niemieckiej autorki – Kerstin Gier. Dzięki tej książce poznajemy dalsze przygody dwójki młodych podróżników w czasie – Gwendolyn i Gideona; których mieliśmy okazje poznać w „Czerwieni rubinu”.
Historia rozpoczyna się w tym samym momencie, w którym zostawiliśmy ją w poprzednim tomie. Nasi bohaterowie wracają z powrotem do XXI wieku, gdzie zaskakuje ich demon pod postacią gargulca, niestety widzi go i słyszy jedynie Gwen, więc nie może wytłumaczyć Gideonowi dlaczego go odepchnęła od siebie. Natomiast Xemerius zorientowawszy się, że Gwendolyn może go widzieć i słyszeć, przyczepił się do niej i zmusił, aby się do niego odezwała. Początkowo dziewczynie nie pasowała ciągła obecność gargulca, ale gdy przystał na warunki przez nią postawione, to dała się przekonać do tego pomysły, tym bardziej, że demon mógł się okazać pomocny w dotarciu do ukrytych miejsc. Jest to szczególnie pomocne gdy rozpoczyna się własne potajemne śledztwo, bowiem nasza bohaterka ma coraz więcej podejrzeć co do uczciwości hrabiego de Saint Germaina. Gwen nie jest do końca przekonana czy Lucy i Paul rzeczywiście dopuścili się zdrady.
Gdyby to było mało, to dziewczynie dochodzą także kłopoty z Gideonem. Gwen doskonale zdaje sobie sprawę, że jest w nim bezgranicznie zakochana, ale nie może go rozgryźć i dojść do ładu z jego uczuciami względem niej. Gideon potrafi w jednej chwili ją całować, aby w następnej odepchnąć ją i traktować jak zdrajczynię. Jak skończy się ta historia? Przekonajcie się sami.
Książka jest napisana tak samo doskonale jak jej poprzedniczka, tutaj również czytelnik zatraca gdzieś świadomość umykania stron i gdy czyta się ostatnie zdanie, to zastanawiamy się jakim cudem to tak szybko minęło? Ja chce jeszcze raz! Również fakt, w jakim momencie autorka zakończyła powieść, tylko podsyca głód i ciekawość dalszych losów naszych młodych bohaterów. Ja sama z niecierpliwością będę czekała na premierę ostatniego już tomu "Trylogii czas" - "Zieleni szmaragdu".
Co do akcji i fabuły to można je w sumie określić tylko jednym słowem "świetne". Akcja ma miarowe i raczej spokojne tempo, chociaż nie brakuje momentów w których czytelnikowi mogą wystąpić rumieńce na twarzy z powodu zdenerwowania i podwyższonego poziomu ciekawości o ich finał. Natomiast w fabule tajemnica goni tajemnicę, a wszystko to zapętla się i przeplata ze sobą w jeszcze większej ilości niż w "Czerwieni rubinu". Po prostu przy tej książce nie można się nudzić.
O bohaterach pisałam już w recenzji poprzedniego tomu, dlatego nie będę do tego wracała. Dodam tylko, że po "Błękicie szafiry" mam mieszane uczucia co do Gideona, ponieważ zaczynam go nawet lubić, chociaż parę "ale" względem niego na pewno by się znalazło. Cieszy mnie także, że pomimo "stanu zakochania", Gwendolyn nie przestała być zadziorna. Jak dla mnie jest to spory plus, ponieważ zazwyczaj w tym momencie niektóre bohaterki zamieniały się w bezwolne marionetki w rękach swych ukochanych. Autorka wprowadziła także kilka nowych postaci, ale w tej części nie dowiemy się jaka rola przypadnie im w udziale w całej tej historii. Mam na myśli młodszego brata Gideona - Raphaela oraz Xemeriusa. Jak to się mówi "poczekamy, zobaczymy".
Kolejnym atutem powieści jest jej niesamowita okładka. Oglądając pierwszy raz "Czerwień rubinu" myślałam, że lepszej oprawy graficy już nie dają rady stworzyć. Jednak gdy zobaczyłam okładki do kolejnych dwóch części trylogii, to muszę powiedzieć, że zabrakło mi słów. Wtedy zdałam sobie sprawę, że jednak można. Okładka "Błękitu szafiru" jest niesamowita, przyciąga wzrok i od razu hipnotyzuje do tego stopnia, że raczej nie da się opuścić księgarni bez niej. Dlatego wielki ukłon dla grafików z wydawnictwa Egmont Polska, naprawdę doskonale się spisali.
Podsumowując, jeżeli "Czerwień rubinu" można było zaliczyć do grona książek ulubionych i razem tych do których jeszcze nie raz się powróci, to z tą częścią jest identycznie, a może nawet i bardziej. Polecam każdemu.