„Ja chcę jeszcze raz” – moja pierwsza myśl po przeczytaniu ostatniego zdania „Zieleni szmaragdu”. Kerstin Gier i tym razem nie zawiodła. Trylogia czasu oczarowała mnie po raz kolejny. Czekałam na ostatnią część z niecierpliwością i żadnej chwili poświęconej szukaniu informacji jej dotyczącej absolutnie nie żałuję. Moje wyczekiwania zostały nagrodzone nową porcją przygód, tajemnic, humoru, uczuć i –ostatecznie –rozwiązaniem zagadki.
Gwen musi odnaleźć tajną skrytkę w swoim domu, którą zapisał szyfrem jej dziadek. Jednak nie jest wcale tak łatwo skupić się na czymś kiedy jest ma się złamane serce. Albo chociażby nadgryzione (jeśli jest z marcepanu). Zaufała Gideonowi, a on okazał się być oszustem, który chciał wykorzystać uczucia dla ułatwienia sobie działań. Przynajmniej tak twierdzi hrabia. A Gideon nie zaprzecza. W każdym razie Rubin powinien wziąć się w garść i zająć się sprawami nieco innymi. Gwenny z pomocą pana Bernharda i Nicka odnajduje skrytkę, w niej skrzynię zamkniętą na klucz, który zaginął w dniu śmierci jej dziadka. Gdzie jest klucz? Co jest w skrzyni? Jak to pomoże zmienić bieg wydarzeń? A co z balem, na którym mają ponownie spotkać hrabiego? I dlaczego Gideon postąpił tak, jak postąpił, mocno raniąc dziewczynę? Na te pytania w tym momencie nie odpowiem, gdyż zdradziłabym zbyt wiele, a wtedy nie będzie aż tak dużej frajdy z odkrywania coraz to bardziej interesujących spraw. Mogę powiedzieć jedynie, że nie zabraknie momentów wzruszenia, momentów trzymających w napięciu, ani momentów przepełnionych uczuciami. Oczywiście Xemerius urozmaici całość swoimi przezabawnymi, chociaż nie rzadko niegrzecznymi, komentarzami. Ale jak się okazuje demony wcale nie muszą być takie do końca złe. A nawet mogą mieć w sobie całkiem sporo dobra.
W tej części autorka więcej uwagi poświęca już sprawie miłości dwojga młodych podróżników w czasie. Cieszy mnie fakt, że mimo tego, iż jest ona ważna i na niej tak jakby opiera się fabuła, to nie przysłania ona innych wydarzeń. Kerstin Gier nie rezygnuje z „dorzucenia” jeszcze kilku zagadek, które łączą się z wydarzeniami poprzednich części, ale nie da się ich samemu od razu rozwiązać. Według mnie wcale to nie działa na niekorzyść. Dzięki temu akcja cały czas się dzieje, a książka zmusza do myślenia. Chcąc nie chcąc każdy się zastanawia jak jedno połączone jest z drugim, co z tego wyniknie i czy można to jeszcze bardziej zagmatwać. Nutka tajemnicy nikomu nie zaszkodzi. I oczywiście, jak na ostatnią część porządnej trylogii przystało, mamy możliwość rozwiania wszystkich wątpliwości, nic nie zostaje perfidnie niedokończone i po zakończeniu czytania –mogę to śmiało powiedzieć – pozostaje uczucie satysfakcji.
Tyle emocji zawartych w jednej książce. I wszystkie napisane w taki sposób, że niemożliwe wręcz jest przeczytanie tego obojętnie. Każdy wyraz idealnie dobrany, każde zdanie idealnie wyważone. Całość czyta się niezwykle lekko i przyjemnie. Narracja trzecioosobowa momentami sprawiała, że czułam, jakbym czytała własny pamiętnik. Jakbym to ja tam była, jakbym to ja przeżywała te wszystkie przygody. I nie wiem czy to moja wyobraźnia działała tak intensywnie, czy to zasługa autorki, ale wszystko widziałam tak dokładnie, każdy szczegół danej scenerii, każdy krój sukni, każdy kolor. Jednak obstawiam to drugie, gdyż nie zawsze mi się zdarza, żebym prawie czuła każdą kroplę deszczu spadającą na bohaterów.
Niesamowite wrażenia po niesamowitej książce. Stworzenie trylogii nie zostawia uczucia przesytu. Zostaje lekki niedosyt, bo żal kończyć przygodę z tak interesującymi bohaterami, ale co za dużo to niezdrowo. Niedobrze by było, gdybyśmy czytając myśleli tylko o tym, że większość jest już pisana na siłę. A tak wszystko zaplanowane od początku do końca. I zakończone w najbardziej odpowiednim momencie. A po lekturze pojawia się w głowie zdanie „Ja chcę jeszcze raz!”