Jakiś czas temu moją uwagę przykuła okładka w pięknych odcieniach fioletu z domieszką niebieskiego, czyli moje ulubione kolory. Później zobaczyłam kilka wysokich not i postanowiłam zapoznać się z pozycją noszącą tytuł „Kolory krwi”. Po jej otrzymaniu dowiedziałam się, iż jest to debiut literacki. Zatem powinno być nieźle, pomyślałam.
Co też mogę powiedzieć na jej temat po przeczytaniu? Jeśli chodzi o samą fabułę, nie jest źle. Historia opowiada o świecie w którym żyją ludzie oraz istoty, które zamieszkują Twierdzę. Ci drudzy posiadają magiczne moce, są długowieczni i bronią świat przed złem. Przed Cieniem, który jest w stanie wyeliminować ludzkość, dlatego też musi być broniona przez osoby z Twierdzy – Artejów. Jednak ludzi traktują jak pył na butach, tak o nich myślą mieszkańcy wioski z której pochodzi bohaterka powieści – Vayenne. Jest ona troskliwa, myśli przede wszystkim o bliskich a w szczególności o swoim młodszym bracie, Otime. Chłopczyk jest chory i niedożywiony a wioskowy lekarz aby ulżyć mu w bólu i śmierci w męczarniach proponuje rodzicom Vayenne skrócenie jego cierpienia na co ona się nie godzi i zabiera chłopca do Twierdzy, aby lekarze Artejów go uleczyli. Wie, że ten krok może skończyć się dla nich śmiercią, gdyż ten lud nikogo z zewnątrz do niej nie wpuszcza. I niechybnie tak by się stało, gdyby się nie okazało, że rodzeństwo ma magię Artejów we krwi.
Od tego momentu ich życie się zmienia o 180 stopni a nasza bohaterka zaczyna poznawać jak smakuje życie magów oraz z iloma tajemnicami ona sama będzie musiała nauczyć się żyć aby przetrwać w niekoniecznie lepszym świecie.
Historia jest przedstawiona z perspektywy kilkorga bohaterów a nie tylko Vayenne, co przemawia na plus, gdyż podobają mi się takie rozwiązania. Niemniej jednak moja wyobraźnia podczas czytania książki spadła do minimum, ponieważ autorka nie pofatygowała się o żadne szczegółowe opisy. Powiedzmy szat, które nosili mieszkańcy Twierdzy. Długie a może krótkie? Zapinane czy wkładane przez głowę? Jakiego były koloru? A opis samej Twierdzy? Dowiedziałam się, że Twierdza posiada wieże. Jednak ile? Z czego ta osada była zbudowana? Kamień, drewno a może jakiś inny magiczny materiał? Przewija się gdzieś stwierdzenie, że w siedzibie władców podłogi są z kamienia. I to tyle. W jadalni uczniowie siadali do stołów ale jakich? Solidnych dębowych czy zakupionych w Ikei? Vayenne pewnego wieczoru szła do swojego pokoju z karczmy ale jak ta droga dokładnie wyglądała? Jak wyglądał obszar wewnątrz murów? Jak wyglądała generalnie cała przestrzeń? A czy trawa w tym świecie miała kolor zielony? Nic. Po prostu nic. Zero jakichkolwiek opisów w pewnym momencie mnie zdeprymowało i musiałam książkę odłożyć aby od niej odpocząć i móc dokończyć.
Reasumując, pomysł na wyrażanie magii niezły. Styl - czyta się raczej dobrze. Całość – przez monotonię, czyli brak jakichkolwiek opisów otoczenia, jak i brak charakterystyki samych bohaterów - taka sobie. Książka z niezłym potencjałem straciła w moich oczach. Brak w niej koloru i zapachu i przez to zrobiła się nudna. A szkoda, gdyż to tom pierwszy i niestety w moim odczuciu książka zasługuje na miano jedynie przeciętnej. W związku z powyższym mam nadzieję, że autorka naprawi swój błąd w kolejnej części.
Natomiast potencjalni czytelnicy sami muszą zadać sobie pytanie czy mają ochotę po nią sięgnąć.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl