"Puste miejsce" to w mojej ocenie historia o stracie. Każda i każdy z nas w swoim życiu nie raz doświadcza straty. Bliscy, znajomi, ci których mijamy każdego dnia... odchodzą. Jedni naturalnie, inni nagle. Za jedynymi tęsknimy dłużej, za innymi w ogóle. Ale zawsze jednak jest to moment na zadumę i refleksję i... pogodzenie się ze stratą.
Karolina, w niewyjaśnionych okolicznościach traci brata. Wraz z trójką kolegów dosłownie rozpływają się w mazurskiej puszczy. 10 lat później, również w piskiej puszczy w tajemniczy sposób znika małżeństwo Jaśmina i Wojtek. Dla Karoliny stanowi to punkt wyjścia do wznowienia śledztwa w sprawie zaginięcia jej brata. Ona cały czas wierzy, że brat się odnajdzie.
Okładka. Gratuluję projektantowi okładki Mariuszowi Banachowiczowi. To na nią pierwszą zwróciłem uwagę, gdy pojawiła się zapowiedź książki. To ona mnie zahipnotyzowała. Jest tutaj wszystko czego oczekują: ▪︎ tytuł, który w moim umyśle zadawał pytania: "czym jest to puste miejsce?"; "kogo może dotyczyć?"; "jakież to mroczne tajemnice skrywa Mazurska puszcza?"; i to rozmywające się słowo w tytule "miejsce"; ▪︎ tło dla tytułu – te drzewa – jakże mroczne, pobudzające skrajne emocje – kocham las, ale tego z okładki się boję. Jestem zachwycony, co tam - zakochałem się w tej okładce.
Fabuła. Ciekawie została zbudowana. Autorka zaprosiła mnie do tej historii przedstawiając króciutki, ale jakże dosadny prolog. Ja po prostu usłyszałem ten przeraźliwy głośny krzyk i już nie mogłem odłożyć tej książki. Opowieść przedstawiona mi została z dwóch perspektyw: ▪︎ Karoliny "teraz", gdzie towarzyszyłem jej w podejmowaniu prób odnalezienia brata, ale także ułożenie sobie życia poprzez relacje z innymi ludźmi; ▪︎ Jaśminy i Wojtka "przed zaginięciem", gdzie krok po kroku autorka odgrywała przede mną kuluary zdarzeń, które doprowadziły do ich zniknięcia. Bardzo fajnie to się czytało. I co najważniejsze - wszystko się pod koniec zaczynało sklejać w jedną całość i doprowadziło mnie do... Nie zdradzę wam tutaj wszystkiego, bo nie mielibyście już frajdę z czytania książki. A warto to zrobić, bo jest tego warta. Dlatego robię tutaj STOP!
Emocje. Kto mnie choć trochę poznał, to wie, że ja w czytanych historiach szukam emocji. One są dla mnie bardzo ważne. Pozwalają mi "wejść" w głąb, zrozumieć podejmowane przez bohaterki bohaterów decyzje, dają mi możliwość stania się trochę nimi, a czasem odnalezienia samego siebie w nich. I tutaj również ich nie zabrakło. Zagłębiając się w tę historię odnosiłem wrażenie, jakbym znalazł się "w samym środku pustki, z której nie było żadnego wyjścia". To co tutaj się działo wbijało się do mojego umysłu, by finalnie eksplodować bolesnym pulsowaniem czoła. Było mi tutaj dziwnie. Jakoś tak niepokojąca. Dręczyły mnie porozrywane myśli. I ta ciągle wirująca nade mną nadzieja...
Zakończenie. W mojej skromnej ocenie – niesamowicie zaskakujące. Ja się w nim odnajduję. Kupuję je takim jakim jest, choć nie do końca je akceptuję. Dlaczego? Bo nie zostanie się czytelnika w takim oniemieniu i... zawieszeniu. Trwam teraz gdzieś pomiędzy... w osłupieniu i niemocy. Mimo, że wciąż żyją to czuję się jak w piekle. Czuję ogromny ból i... pustkę.
Gratuluję autorce pięknej kontynuacji pisarskiej. Po "Lalkarzu" wiedziałem, że warto pozostać pani wiernym czytelnikiem.
Pragnę w tym miejscu podziękować za kawał dobrej roboty redaktorce Karolinie Macios, korektorom Adamowi Kieryluk i Marcie Akuszewskiej oraz za skład i łamanie Dariuszowi Nowackiemu. Brawo dla was.