Violet Lee, główna bohaterka, zwykła dziewczyna, staje się świadkiem wampirzej masakry w swoim mieście. Na jej szczęście (lub niekoniecznie), gdy wampiry zauważają jej obecność na miejscu zdarzenia, nie zabijają jej, a porywają do swojego wampirzego dworu. Violet na przekór sobie poznaje tajemnice świata wampirzego, a do tego burzliwie rozwija się jej relacja z Kasparem - następcą tronu.
Miałam wrażenie, że co najmniej do jakiejś 400 strony akcja książki kręciła się w kółko. Jest fajny pomysł, dobre rozpoczęcie, a później 350 stron praktycznie tego samego. Nic mnie jakoś bardzo nie zaciekawiło, po prostu taka luźna, wampirza książka.
Obracamy się wokół tego, że nic nie wiemy, a właściwie wokół tego, że wiemy, czego nie wiemy i domyślamy się ciągle, ale nie wiemy, nie wiemy, nie wiemy. Jak dla mnie lekko męczące były te wędrówki niewiedzy. Jakbym przeszła sto kilometrów z sorbetem mango w ręce, widząc, że się roztapia i wycieka, osłabiając moją chęć na pożarcie go. Cały czas widzę ten sorbet, ciągle jestem uświadamiana o jego istnieniu, bo kapie mi po ręce, a ja go nie jem. Nie wiem, czy to, co piszę, ma sens, ale tak się czułam. Nie mówię, że od razu mamy wiedzieć wszystko, bo to bez sensu, ale ile razy można krążyć wokół tematu? Poza tym, wampiry w tej książce, mimo swoich zdolności wszelakich, są jakieś mało domyślne, ciężko im wpaść na coś (dla czytelnika) oczywistego. Do tego ich nastroje zmieniają się w przeciągu sekundy, naprawdę. Są to tak skrajne i nienaturalne przejścia emocjonalne, że aż wszystko staje się chaotyczne.
Ogólnie to jest przyjemnie, gdy ktoś się nie czepia błędów, choć bez fajerwerków. Jeśli ktoś lubi takie klimaty, to może z ciekawości poznać ten świat, ale nie może oczekiwać zbyt wiele.
Mimo tego, że było przyjemnie, to książka do moich faworytów nie będzie się zaliczała. Czytam i nagle dostaję taka szpilką w brzuch - "zachichotał". Wampir. Wampir zachichotał. O bogowie! Sprowadzało mnie to na ziemię. Wampir chichotał średnio raz na jedną trzecią sekundy. Raz było:
"Zachichotał, ale tak głęboko, inaczej niż zwykle". To jedyna odmiana. Gdyby to była moja książka, a nie z BT, zakreślałabym każde "zachichotał" i obawiam się, że jedynie kilka stron byłoby bez tego słowa.
Tak czy inaczej, książka sama w sobie jest w porządku. Pomysł jest w porządku. Główne postaci też (choć przedmiotowe traktowanie Violet przez Kaspara mnie irytowało, ale usprawiedliwię go, bo jednak jest wampirem, a ona człowiekiem). Akcja byłaby okej, ale przeszkadzało mi zapętlanie się akcji, humorzastość i te powtórzenia.
Może gdybym nie uczepiła się tego chichotania to byłoby lepiej, bo momentami było ciekawie, ale jakoś to wszystko takie poplątane było. Jak ta recenzja 🤫