Bardzo cieszy mnie fakt, że powstaje coraz więcej powieści z reprezentacją osób niebinarnych. Cieszę się, bo niebinarność to chyba jedno z najbardziej niezrozumiałych zagadnień z tęczowej listy tematów. Cieszę się, bo takie publikacje nie tylko sprzyjają budowaniu świadomości czy tolerancji, nie tylko pomagają innym zrozumieć osoby niebinarne, przyjąć do wiadomości, że istnieją i normalizować ich obecność w społeczeństwie, ale pozwalają innym odnaleźć w książce siebie i poczuć, że wreszcie nie są sami. Że ich głos będzie usłyszany, a ich perspektywa zostanie wzięta pod uwagę. Bo osoby niebinarne, takie jak Sam, są obecne w tym świecie od zawsze. I, podobnie jak każdy, chcą być zauważone i szanowane, chcą, aby uznano ich tożsamość, aby nie wyśmiewano ich odmienności, nie wysyłano ich na leczenie. Aby wreszcie społeczeństwo zrozumiało, że tak naprawdę niczym się od nich nie różnią. I o tym między innymi jest ta pięknie napisana książka. Bardzo starannie przełożona, muszę dodać, z szacunkiem do osób niebinarnych w postaci odpowiednich form neutralnego płciowo języka. Początkowo liczne w powieści neutratywy mogą sprawiać problem, jednak dość szybko można się do nich przyzwyczaić i lektura nie sprawia już żadnych trudności.
W powieści mamy do czynienia nie tylko z osobą niebinarną, jak Sam, pojawiają się też inne reprezentacje, jak aro ace w postaci rodzica Sam, osoby biseksualne i inne osoby queer. Mało tego. Sam, nie dość, że jest osobą niebinalną, jest też osobą autystyczną, do tego adoptowaną. W tym miejscu nie mogę nie wspomnieć o tym, co sprawiło, że zakochałam się w tej powieści. A jest to przepiękna, chwytająca za serce relacja ojca z dzieckiem. Junius adoptował Sam, dziecko inne od wszystkich i poświęcił nu mnóstwo swojego czasu i energii, starając się, aby jeno życie było jak najlepsze. Taki ojciec to skarb, wspierający, kochający, niesamowicie troskliwy i tolerancyjny. Takiego rodzica życzyłabym każdemu. Uwielbiam relację Sam i jeno taty, pełną wzajemnego szacunku, troski, zrozumienia i wsparcia. Za każdym razem podczas lektury to właśnie ta ich niesamowita więź wyciskała mi łzy z oczu i nie pozwalała złapać normalnego oddechu.
Ta powieść to jednak nie tylko pozycja, która porusza wiele istotnych kwestii, jak niebinarność i związane z nią problemy z funkcjonowaniem w społeczeństwie, adopcja, spektrum autyzmu, wsparcie, tolerancja, akceptacja, trauma i wiele innych. To również niebanalna, napędzająca akcję zagadka kryminalna. Świetnie, bardzo precyzyjnie skonstruowana, nieoczywista intryga, z domieszką elementów paranormalnych. Pewien licealista, popularny i lubiany, zmarł w podejrzanych okolicznościach w domu, do którego przeprowadziła się razem z ojcem główna osoba bohaterska. Zagadka tajemniczej śmierci, którą próbują rozwiązać Sam i jeno przyjaciółka Shep, wciąga od samego początku i trzyma w napięciu do końca. Muszę w tym miejscu zaznaczyć, że wątek kryminalny nie jest jedynie dodatkiem do tematyki queer w powieści. Jest równie ważny, o ile nie ważniejszy, bo to on stanowi oś fabularną książki. Osoba autorka w dość pomysłowy sposób zwodzi czytelnika, podsuwa mylne tropy, sugeruje rozwiązania, które ostatecznie prowadzą donikąd. Dzięki temu przez całą powieść utrzymuje czytelnika w niegasnącym napięciu, serwując na koniec niespodziewane i zaskakujące rozwiązanie.
„Sam Sylvester i wiele na wpół przeżytych żyć” to powieść kompletna, która z jednej strony dostarcza czytelnikowi rozrywki, z drugiej uwrażliwia, uświadamia, pozwala poznać perspektywę osób nieheteronormatywnych i w spektrum autyzmu. Ale też zmusza do przemyśleń, nie tylko na poruszane w niej ważne tematy, ale też na temat życia, przypominając, że żyć to nie jest to samo co egzystować. To prawdziwa, czuła, trafiająca prosto do serca książka, którą każdy powinien przeczytać.