Kiedy dostałam do ręki powieść Barbary Kwinty, pierwszą rzeczą, jaką się zachwyciłam, był tytuł. Niecodzienny, oryginalny i zdecydowanie przyciągający uwagę. Zaczęłam się wówczas zastanawiać, co za historia będzie kryć się na stronach tej książki - w końcu było mi dane to sprawdzić. Dlatego też dzisiaj opowiem Wam kilka słów na temat tej pozycji i moich odczuć względem niej.
Na kartach swojej powieści Barbara Kwinta przedstawia historię Emilii Starskiej, kobiety uzależnionej od planowania i nade wszystko kochającej rutynę. W dzień swojego ślubu czyta ona list od swojej zmarłej matki – no i staje się on punktem zapalnym. Emilia postanawia zerwać zaręczyny (tak, w dzień swojego ślubu - a co, nie można?), a w następstwie traci pracę, przychylność swoich byłych pracodawców i postanawia wyjechać, by odnaleźć rzecz, którą pokocha najbardziej. Chroni się więc pod skrzydłami swojej przyjaciółki Lien. Kiedy udaje się do domu rodzinnego, tam odnajduje walizki swojej zmarłej babci. Stają się one jej znakiem, którego tak szukała. Pora na życiowe zmiany.
Pozwólcie, że wyjątkowo dziś zacznę od wydania tej książki. Uważam, że jest ono prześliczne, dopracowane w każdym mniejszym szczególe, a ten kolor zdecydowanie przyciąga uwagę potencjalnego czytelnika. O tym, że jest to też jeden z moich ulubionych kolorów, też wspomnę, chociaż tutaj może to brzmieć już całkiem nieobiektywnie. No ale cóż poradzić? Okładka kojarzy się również z ciepłymi dniami (choć akcja w dużej mierze rozgrywa się w trakcie jesieni).
Główna bohaterka, Emilia, całkowicie przypadła mi do gustu. Jest to postać z charakterem, mająca swoje dziwactwa i różne wymyślne przyzwyczajenia, ale przy tym ma tyle uroku w sobie... Myślę, że może mieć ona wiele wspólnego z większością czytelniczek – w końcu życiowe zagubienie dopada nas na różnych obranych drogach i nic w tym dziwnego. Ja poczułam się przez tę postać również zmotywowana lub też bardziej: zainspirowana. Skoro Emilii udało się odnaleźć coś, co sprawia jej ogromną radość i co chciałaby robić w życiu, to przecież mnie w końcu również to spotka, prawda?
Lien – to jedno imię powinno wystarczyć. Autorka wykonała świetną robotę, jeśli chodzi o tę bohaterkę i wprowadzenie jej do fabuły. Jest to najlepsza przyjaciółka Emilii, a przy tym kobieta, którą chciałoby się mieć w prawdziwym życiu. Urocza, ciepła, niezwykle troskliwa i dbająca o nasze zdrowie – nie tylko to psychiczne. Takiej przyjaciółki, jaką jest właśnie Lien, życzę każdej kobiecie.
Głównym wątkiem poruszonym w tej powieści jest owo poszukiwanie samego siebie i odkrywanie swoich prawdziwych marzeń. Z pozoru może wydawać się to kolejną powieścią obyczajową tak naprawdę o niczym, ot kolejna zagubiona kobieta poszukuje swojego “ja”. No tak... można tak założyć. Warto jednak podkreślić, że autorka opisała to wszystko w sposób niezwykle wciągający, ciekawy i po prostu bardzo dobry. Jestem osobiście pozytywnie zaskoczona jakością tej historii oraz tym, jak mocno się z nią zżyłam. Wydaje mi się również, że Chwała meksykańskim zakonnicom! to jedna z tych powieści, do których będę wracać w przyszłości.
Jeżeli kochacie literaturę obyczajową, to ta pozycja powinna znaleźć się na Waszej najbliższej liście zakupowej koniecznie. Być może, tak samo, jak ja, zakochacie się w historii Emilii i piórze Barbary Kwinty.