Lubię debiuty. Wielokrotnie udało mi się znaleźć niezwykłą perełkę, a na kolejne książki autorów czekam lub czekałam z niecierpliwością. Gdy dowiedziałam się, że "Kraina złotych kłamstw" to debiut, nie mogłam odmówić sobie tej przyjemności poznania nowej autorki, jej historii i pióra. Jakie mam wnioski po tej lekturze? Już spieszę z opinią.
Zacznę od tego, że książka którą trzymam w dłoniach, jest egzemplarzem recenzyjnym - być może, że finalna wersja będzie odrobinkę inaczej wydana (na co liczę!). Ta, która trafiła w moje ręce jest wydana - niestety - na białym papierze, za którym kompletnie nie przepadam. Książka ma dość pokaźne gabaryty (613 stron, więc niemało!), nie otwierała się zbyt dobrze bez złamania grzbietu. Jestem estetką książkową i przyznam, ze nieźle się namęczyłam i nagimnastykowałam, by przeczytać książkę bez jej uszkodzenia. Mam więc nadzieję, że finalny egzemplarz będzie o niebo lepiej wydany, bo takie niuanse okropnie by mnie irytowały przy zakupie egzemplarza. Ale wiecie - to moje czepianie się. Musiałam jednak o tym wspomnieć, bo nie byłabym sobą! :)
Historia sama w sobie jest ciekawa! Isabel - kobieta powiązana z gwiazdą kina Jackiem Harfordem znika. W mieszkaniu panuje bałagan, zostają zabezpieczone ślady krwi. Wszystko wskazuje na to, że winny jest Jack, bowiem kilkanaście lat wcześniej w równie niewyjaśnionych okolicznościach zaginęła wówczas ówczesna partnerka gwiazdora. Społeczność szybko wydaje na niego wyrok, mężczyzna twierdzi natomiast, że jest niewinny. I tu na pomoc rusza Piotr Sauer - Polak mieszkający z rodziną w Szwajcarii. Oczywiście po przejściach ;) (puszczam tu oko, bo to chyba staje się normą. Były policjant/śledczy po przejściach w kryminałach albo rozwódka wyprowadzająca się na wieś w powieściach obyczajowych ;) )
Pomysł na historię jest rzeczywiście ciekawy, natomiast książka nie wciągnęła mnie tak, jak myślałam. Przez dobre 300 stron nie potrafiłam wejść w opowieść i śledztwo. Wszystko toczyło się niezwykle powoli (dla mnie zbyt wolno, historia była według mnie dość mocno przeciągnięta), pojawiały się osoby, które właściwie nijak nie miały się do śledztwa, przez co okropnie się rozpraszałam i momentami gubiłam w coraz to nowszych osobach. Przytłaczało mnie to! Dużo tu też informacji o życiu prywatnym bohaterów. Tak więc warto napomnieć, że jest to kryminał z bardzo mocno rozbudowaną warstwą obyczajową. Akurat to mi absolutnie nie przeszkadza - lubię ten zabieg, ale wiem, że są czytelnicy, których ten zabieg nie przekonuje. Dla mnie to jak najbardziej w porządku. Dzięki temu mogłam poznać Piotra i Mię.
Druga część książki staje się już bardziej dynamiczna, i tę część (czyli również prawie 300 stron) połknęłam na jeden raz. Wciągnęłam się w historię, starałam się razem z Piotrem i Mią złapać winnego za rękę, siedziałam jak na szpilkach czytając finał. Tu Autorka pokazała niezwykłą klasę - jeśli książka byłaby utrzymana w takim klimacie jak ta "druga połowa" - byłoby to literackie arcydzieło! A tak - książka jest po prostu BARDZO DOBRA. To takie mocne 7/10.
Co warto wspomnieć - niezwykle przyjemnie czyta się opisy Szwajcarii, Zurychu. Dzięki Autorce możemy chociaż na chwilę się tam przenieść, poznać mentalność ludzi, zwyczaje i zobaczyć jej oczami miejsca, w których raczej sama bym się nie znalazła.
Podsumowując - "Kraina złotych kłamstw" to dobra książka. Mimo tego, że pierwsza część książki mnie nie porwała, to druga powaliła mnie na łopatki, tak więc ostatecznie mamy mocne 7/10 gwiazdek. (a wierzcie mi... po pierwszych 300 stronach myślałam, że to będzie raczej takie 5/10). Czy warto przeczytać tę historię? Uważam, że tak. Ale dajcie jej i sobie czas, nie zniechęcajcie się jeśli początkowo Wasze odczucia będą podobne do moich. I mimo, że liczyłam na dużo więcej, to i tak ostatecznie jestem zadowolona z przeczytanej lektury.
(współpraca z Wydawnictwem Czwarta Strona Kryminału)