Pozornie banalne szczegóły mogą stworzyć wspomnienia, które zostaną z nami na długie lata. Dziecko w parku, specyficzna powierzchowność nieznajomego człowieka , kolor morza w pewien letni dzień — oto detale, „sfotografowane” oczami i przyozdobione w odpowiednie słowa…
Koniecznie muszę się przyznać, że Claudio Magris, aż do tej pory, był mi postacią kompletnie obcą. Co gorsza, zauważyłam, iż w sumie nie należy w Polsce do najpopularniejszych autorów, co po skończonej lekturze „Migawek” zaczęło mnie poważnie zastanawiać. Dlaczego w ogóle zdecydowałam się zapoznać z twórczością pisarza? Primo, opis książki, gdyż od dawna jestem miłośniczką krótkich form. Zazwyczaj zawierają w sobie więcej niż opasłe tomiska. Secundo, po raz kolejny na jaw wyszło moje ocenianie za pomocą okładki, proszę mi wybaczyć słabość. Ot, zwyczajnie piękna: minimalistyczna, w jakiś sposób dająca do myślenia. Cóż, zawsze pocieszam się, że egzemplarz przynajmniej będzie dobrze prezentować się na półce, jeśli treść okazałaby się zbyt kiepska. Na szczęście, „Migawki” to zbiór bardzo oryginalny, czytanie było prawdziwą przyjemnością. W trakcie czynności nadchodziło sporo refleksji, a wspomnę o nich za chwilę.
Próbuję sklasyfikować tę publikację, przypisać ją do konkretnego gatunku, ale bezskutecznie. Ciężko prowadzić dysputy o wartkiej akcji, bo ona po prostu nie istnieje. Czy uznaję to za wadę? Nie, ponieważ bywają sytuacje, gdy człowieka nachodzi ochota na książki wprawiające w zadumę, uspokajające emocje. Chwila odskoczni od codzienności, choć w jakimś stopniu też w niej zatrzymująca. Pisarz pokazuje własne spojrzenie na różnorakie kwestie, począwszy od problemów społecznych, na analizowaniu czyichś zachowań skończywszy. Oczywiście, nie zawsze zgadzam się z opiniami Magrisa, aczkolwiek trudno mu odmówić zdolności obserwacji. Posiada pewien ważny talent — zwracania uwagi na detale.
Rozdziały są bardzo krótkie, czyta się je jednym tchem, chociaż zdarzało mi się, iż do nich momentalnie wracałam, odkrywając nowe znaczenia poszczególnych zdań. To pozycja wielowarstwowa, wymagająca odrobiny skupienia. Aby nie przeoczyć istotnych rzeczy, móc wynieść z lektury jak najwięcej informacji. A tych ostatnich nie brakuje. Chciałabym sięgnąć po inne publikacje Magrisa, porównać je z „Migawkami”, gdyż ciekawi mnie pewna sprawa — czy cechą charakterystyczną autora jest specyficzna atmosfera, którą umie przywołać? Pełna rozsądku, inteligentnych wypowiedzi. Z drugiej strony, dość oniryczna. Same przeciwstawności.
Całość napisano pięknym językiem, poetyckim, ale równocześnie uniknięto popadania w banały. Niejednokrotnie odnosiłam wrażenie, że spaceruję razem z autorem, razem z nim dyskutuję. Dlaczego ten niepozorny zbiór krótkich opowieści aż tak mi się spodobał? Pierwsze skojarzenie — kartki z tworzonego pospiesznie pamiętnika, niczym robienie zdjęć bez użycia aparatu, wyłącznie słowami. Claudio Magris dotknął wielu tematów, których samymi jesteśmy świadkami lub nawet uczestnikami, często nie zdając sobie z tego sprawy. To obraz ludzkich odruchów, mających wyraźny wpływ na funkcjonowanie świata. Pisarz nie boi się ironii, dowcipkowania, lecz zawsze w wyważony sposób, co chyba najbardziej mi odpowiada.
„Migawki” skutecznie zachęciły mnie do dalszych poszukiwań i trochę żałuję, że dopiero teraz zetknęłam się z prozą Magrisa. Cóż, lepiej późno niż wcale. Komu polecam lekturę? Z pewnością osobom pragnącym wyciszenia, kiedy nadarzy się wolny wieczór. Wystarczy tylko jeden, na początek, a uważam, iż będziecie do tej publikacji wracać. Jest wypełniona ważnymi fragmentami, warto je pozaznaczać, co też również niezwłocznie uczyniłam. Świetna propozycja na przedwiośnie, gdy już zaczynamy wypatrywać lata. Życie to oczekiwanie.