Ojciec Elise był niemieckim generałem, takim do cna przesiąkniętym ideą narodową. Jej matka musiała się ze wszystkim zgadzać i pokornie uśmiechać, bo właśnie wtedy stanowiła najlepsze tło dla swojego męża. Natomiast Elise, chowana pod kloszem, swoją naiwnością i kompletnym brakiem świadomości tego, co się wokół niej dzieje, mogłaby obdarzyć wielu.
W życiu dziewczyny sporo się zmieni, kiedy na jej drodze stanie Andrzej. Razem odkryją miłość, w której czasami nie trzeba nic mówić, bo i tak wszystko wiadomo. Miało być pięknie. Tylko czy w momencie, w którym świat zdaje się niebezpiecznie zbliżać ku wojnie, miłość Polaka i Niemki ma jakiekolwiek szanse na przetrwanie? I jaką rolę w tej historii odegra Halinka? Dziwnie będzie się splatał ich wspólny los. Oj dziwnie. Magdaleny Witkiewicz pewnie nie trzeba nikomu przedstawiać, choć muszę szczerze przyznać, że akurat po tę książkę sięgnęłam ze względu na okładkę, która mnie zauroczyła, będąc oczywiście całkowicie pewną, że za cudowną oprawą, kryje się równie piękna treść.
Dziś Dzień Kobiet i właśnie z książką o kobietach tego dnia do Was przychodzę. Autorka w swojej powieści namalowała swym piórem portrety silnych, niezłomnych, solidarnych i odważnych kobiet, które z ogromną miłością walczą o swoich najbliższych, mając niezachwianą wiarę w to, że "kiedyś jeszcze będzie pięknie. Niebo będzie tak samo niebieskie, słońce tak samo będzie raziło w oczy, trawa pozostanie zielona. Wiatr będzie nadal rozwiewał nam włosy i tak samo będziemy się denerwować, gdy zacznie padać deszcz, a my nie weźmiemy z domu parasola".
Fabuła książki przedstawia obraz rzeczywistości, w której jutro może nie nadejść, jednak mimo tej boleśniej świadomości bohaterowie tej historii, potrafią się zjednoczyć i być dla siebie ogromnym wsparciem. Swoim zachowaniem udowadniają, że nawet w tych trudnych i niepewnych czasach warto być przyzwoitym, a dobro na pewno wróci do ciebie wtedy, kiedy najmniej się go spodziewasz, a ty zrozumiesz, że człowiek, uważany za wroga, okaże się przyjacielem.
Elise, Halina i Andrzej. Trzy opowieści. Trzy perspektywy. Jakże piękna, oparta na prawdziwych wydarzeniach całość, która wzrusza, napełnia nadzieją nasze serca i przywraca wiarę w drugiego człowieka.
Najbardziej polubiłam Halinkę. Po trosze ze względu na sentyment, który mam do prawdziwej Halinki, która była dla mnie taką drugą mamą. Może nie piekła mi szarlotki ( bo nie lubię), ale na kluski leniwe, sernik i kokosanki mogłam liczyć zawsze. Zarówno na miejscu jak i na wynos.
Wojna to strach, ból, niepewność i smutek. To ciągła walka o przetrwanie i stawianie czoła temu, co przynosi wojenna rzeczywistość, a ta z pewnością do łatwych nie należy. To codzienność, która zmusza nas do dokonywania trudnych wyborów, do konfrontacji z tym, czego się boimy.
"Bohaterem nie jest ten, kto sięga po broń, lecz ten, kto, nie używając broni, potrafi rozwiązać konflikt lub potrafi skutecznie powstrzymać innych by po te broń nigdy nie sięgnęli".
Pióro Autorki ma w sobie jakąś taką subtelność i wrażliwość, dzięki czemu tworzone przez nią historie, są pełne emocji i nie ma tam miejsca na obojętność. Tu, fabuła skupia się raczej na rozterkach i uczuciach bohaterów niż na wymiarze historycznym, co mi osobiście bardzo odpowiada. O Magdalenie Witkiewicz
mówi się że jest specjalistką od szczęśliwych zakończeń. To prawda.