Zabranie się za lekturę powieściowego cyklu Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk zajęło mi nieprawdopodobnie dużo czasu, wziąwszy pod uwagę fakt, że literatura obyczajowa i sagi to moje ulubione gatunki literackie. Wszak od premiery Zajezierskich – pierwszego tomu Cukierni pod Amorem minęło już dziesięć lat. Dlaczego tak długo zwlekałam, choć cały cykl od początku zdawał się idealnie wpisywać w moje upodobania literackie i zewsząd docierały do mnie pochlebne opinie na jego temat?
Zawsze jestem ostrożna w stosunku do książek, którymi zachwycają się wszyscy wokół. Poza tym jest to twór polskiej autorki, a ja do współczesnych polskich pisarzy, podchodzę z wielu powodów „jak pies do jeża”. No i ten tytuł: Cukiernia pod Amorem – zdecydowanie nie sugerował niczego (w moim odczuciu) dobrego. Raczej jakieś cukierkowate babskie czytadło, bez polotu, ciekawszej fabuły i narracji. A jaka jest prawda? Prawda jest taka, że pozory mylą.
O czym jest książka? Przenosimy się Gutowa – fikcyjnego, małego, prowincjonalnego miasteczka, gdzieś na Mazowszu. Podczas prowadzonych tam wykopalisk archeologicznych dochodzi do niesamowitego odkrycia. Niejako pod wpływem tego wydarzenia, córka właściciela miejscowej cukierni – Iga Hryć – natrafia na trop pewnej rodzinnej tajemnicy i postanawia podążyć jej tropem.
Powieść porwała mnie już od pierwszych stron. Autorka posługuje się bardzo artystycznym stylem, ale jednocześnie pisze w sposób zrozumiały i ciekawy. Urzeka każdym zdaniem i hipnotyzuje słowem. Byłam zachwycona. Rozsmakowałam się w tym stylu i sposobie prowadzenia narracji, o którym jeszcze nieco więcej napiszę za chwilę.
Trzeba przyznać, że sam początek powieści, mimo doskonałego języka i stylu, może być dla wielu niezjadliwy, a to dlatego, że już „na dzień dobry” autorka wprowadza kilka wątków i postaci, z których obszernymi i dość zawiłymi życiorysami zaznajamia czytelnika. Aby te wszystkie informacje przyswoić i się w nich nie pogubić, trzeba naprawdę wytężyć umysł i mocno się skupić. Inaczej ciężko będzie nadążyć za rozwojem akcji.
Mamy tu dwie perspektywy narracyjne: współczesną (jest rok 1995) oraz historyczną (XIX wiek). Przeszłość nieustannie przeplata się z teraźniejszością. Z jednej strony poznajemy Igę i podążamy razem z nią tropem rodzinnej tajemnicy. Z drugiej, co jakiś czas przenosimy się do XIX wieku i poznajemy losy jej przodków. Przyznam szczerze, że trochę nie przepadam za książkami, w których pojawia się kilka perspektyw narracyjnych. Z mojego dotychczasowego doświadczenia wynika, że zwykle jedna z nich jest lepiej dopracowana i poprowadzona od tej drugiej. Tymczasem tutaj nie mam, na co narzekać. Obie narracje poprowadzone są z rozmachem i dbałością o szczegóły. Momenty przeskoków narracyjnych też były odpowiednio skonstruowane. Nie czułam rozproszenia, które często mi towarzyszy w podobnych przypadkach. Tym razem jednak tak byłam pochłonięta lekturą, że nawet o tych przeskokach nie myślałam.
Przenosząc się do XIX wieku poznajemy życie ówczesnej polskiej arystokracji. I tutaj widać, że autorka porządnie odrobiła lekcję z historii, bo funduje nam liczne, niezwykle szczegółowe i barwne opisy realiów życia w tamtym okresie. Czytelnik ma na przykład okazję poznać wiele staropolskich zwyczajów i tradycji. Zarówno tych mniej, jak i tych bardziej znanych. Ja przyznam, że nie o wszystkich wiedziałam.
Wszyscy bohaterowie wykreowani przez Małgorzatę Gutowską-Adamczyk są niezwykle wyraziści. Ich losy są bardzo skomplikowane, a życiorysy zagmatwane i niezwykle różnorodne. Choć postaci jest mnóstwo, o czym pisałam już wcześniej, każda z nich została nakreślona z najwyższą starannością i każda jest inna. Bohaterowie różnią się nie tylko charakterologicznie, czy pod względem życiorysów. Każdy wyznaje inne wartości, priorytety życiowe i cele.
Samo odkrywanie rodzinnych tajemnic dokonuje się bardzo powoli. Skupiamy się raczej na losach poszczególnych bohaterów. Poznajemy ich życie, rozterki, dylematy. Naprawdę dużo się dzieje. Romanse, zdrady, radości, smutki i rodzinne tragedie – to wszystko znaleźć można na kartach pierwszego tomu Cukierni pod Amorem.
Co do wad, jest ich niewiele – tytuł, jak już wspominałam – w moim odczuciu nietrafiony, niepotrzebnie przesłodzony, przywodzący na myśl raczej przeciętne czytadło, a nie tak wysmakowaną sagę. Myślę, że dla wielu osób może być mylący.
Pewnym mankamentem jest dla mnie też to, że na koniec książki właściwie żaden wątek się nie wyjaśnia. Zakończenie jest otwarte i niejako wymusza sięgnięcie po kolejną część, jeśli chcemy się dowiedzieć, co dalej. Osobiście lubię, jeśli poszczególne tomy jakiegoś cyklu stanowią pewną zamkniętą całość, a nie kończą się – jak odcinki brazylijskich telenoweli – w najmniej odpowiednim momencie. Rozumiem, że ma to służyć budowaniu napięcia, ale mnie to jakoś irytuje.
Cieszę się, że w końcu sięgnęłam po cykl Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk. Zanurzając się w świat przedstawiony nie przypuszczałam, że tak ciężko będzie mi się z niego wydostać. Cukiernia pod Amorem. Zajezierscy to świetna, wielowątkowa saga przez duże „S”, która utrzymana jest od początku do końca na bardzo wysokim poziomie. Uderza swoją prawdziwością, choć jest tylko literacką fikcją.
To powieść barwna, wielowątkowa, zaskakująca. Po prostu świetna. Tym, którzy nie czytali, serdecznie polecam.