„Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło” wcale nie brzmi pocieszająco, gdy to złe właśnie się ziszcza. Z czasem może się jednak okazać, że to właśnie problemy pomogły nam rozwinąć skrzydła i zawalczyć o swoje marzenia.
Gaja wiodła spokojne, przeciętne życie matki i żony. Może niekoniecznie idealne, ale nie miała też większych powodów do narzekać. Wszystko to jednak zmieniło się, gdy nakryła męża na zdradzie. To jedno wydarzenie stało się dla niej impulsem do agencji detektywistycznej. Nie spodziewała się jednak, że jej pierwsza sprawa będzie miała związek z... morderstwem. Czy świeża w branży agencja detektywistyczna podoła wyzwaniu?
„Pies ogrodnika” to komedia kryminalna, która intryguje ciekawą zagadką, ale też urzeka rozbudowanymi wątkami obyczajowymi. Chociaż nie należę do osób, które łatwo rozbawić, to przy lekturze tej książki kilkukrotnie szczerze się uśmiałam. Nie jest to historia przeładowana gagami, ale dowcipne wypowiedzi głównych bohaterek zdecydowanie się sprawdzają. Fabuła bywa zabawna, jednak nie jest trywialna i nie boi się poruszać poważnych, czasem nawet smutnych tematów.
W zasadzie w ten sam sposób można powiedzieć o głównych bohaterkach. Na pierwszy rzut oka są przebojowe, zabawne, a jednak z nich, ta wiecznie roztrzepana, co chwilę odwala kolejny numer. Jednak pod tą pierwszą warstwa kryją się postacie zbudowane z trudnej przeszłości i niełatwych emocji. Zgłębianie ich wątków osobistych nadaje całości poważniejszego wydźwięku, pojawia się temat straty, tęsknoty, emocjonalnych braków, czy trudności wychowawczych.
Skoro już o rodzicielstwie mowa, to książce sporo czasu poświęcono córce Gai. Domyślam się, że wątek ten będzie w przyszłości kontynuowany, jednak w obrębie pierwszego tomu nie został w pełni wykorzystany. Owszem, dziewczyna pojawia się, dowiedzieliśmy się trochę o jej codziennym życiu, o dorastaniu, jednak nie miało to żadnego związku z wątkiem głównym, co mnie trochę rozczarowało.
Przechodząc do zagadki kryminalnej – do samego końca nie domyśliłam się zakończenia! Czy jako czytelnik miałam na to chociaż nikłe szanse? Nikłe tak. Pewne wskazówki pojawiały się dość wcześnie, jednak były tak niejasne i szczątkowe, że za nic nie powiązałam ich z główną intrygą. Nie zmienia to jednak faktu, że rozwiązanie uważam za naprawdę udane i pomysłowe! Wszystko wyjaśniło się na ostatnich stronach, a ja do samego końca czytałam książkę z niegasnącym zainteresowaniem.
Dużym plusem książki jest również to, że pozwoliła mi dowiedzieć się czegoś nowego. Za sprawą „Psa ogrodnika” nauczyłam się sporo o zakładaniu agencji detektywistycznej oraz trochę o pracy w terenie. Mam nadzieję, że te aspekty będę jeszcze szerzej poruszane w drugiej części.
Przechodząc powoli do finiszu, czas na kilka słów na temat okładki. Ostatnio mało która książka robiła na mnie wrażenie pod względem grafiki, jednak ta zdobyła moje serce. Ilustracja na okładce jest prost, a jednocześnie estetyczna i w moim odczuciu harmonijna. Dodatkowo świetnie oddaje treść powieści. Mam nadzieję, że ten styl uda się utrzymać podczas kontynuacji.
Bo, że będzie drugi tom, tego jestem pewna! Agencja dopiero się rozkręca, tak samo jak moja ciekawość. Mam nadzieję, że nie będę musiała długo czekać.