Debiutanckie dzieło młodej, bo zaledwie dwudziestotrzyletniej pisarki, Samanthy Shannon wywołało dosyć spore zamieszanie w literackim światku, a sama autorka została nawet nazwana drugą J.K.Rowling! „Czas żniw” został sprzedany do kilkunastu krajów i wciąż zbiera wysokie noty. W planach jest także ekranizacja tej pozycji. Byłam dosyć mocno zaintrygowana i nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu zabiorę się za lekturę. Czy spełniła moje wymagania?
Akcja rozgrywa się w Londynie, w roku 2059. Główna protagonistka – 19 letnia Paige Mahoney należy do rzadko spotykanych sennych wędrowców i potrafi się włamywać do ludzkich umysłów, zdobywając cenne informacje dla podziemnej organizacji, w której potajemnie pracuje. Niestety, pewnego dnia jej zdolności wymykają się spod kontroli i zabija dwie osoby. Dziewczyna zostaje zesłana do kolonii karnej w Oxfordzie, zarządzanej przez potężną rasę Refaitów, która przybyła na Ziemię dwieście lat temu i postanowiła szkolić jasnowidzów na swoich żołnierzy. Paige trafia pod skrzydła tajemniczego Naczelnika i odtąd musi walczyć o przetrwanie.
„Czas żniw” to pozycja, wobec której miałam spore oczekiwania i nie do końca zostały one spełnione, choć historia wykreowana przez pannę Shannon ma coś w sobie i jestem w stanie zrozumieć te wszystkie zachwyty, bo gdybym była nieco młodsza, pewnie myślałabym tak samo. Fantastyka to gatunek, który bardzo cenię, ale coraz trudniej znaleźć naprawdę oryginalną pozycję, która nie byłaby kopią innych. „Czas żniw” zaskakuje dosyć nietuzinkową kreacją rzeczywistości, która niezmiernie przypadła mi do gustu, zwłaszcza, że znajdziemy w niej także elementy charakterystyczne dla antyutopii. Według mnie stanowi to największy atut tej pozycji. Samantha Shannon stworzyła fascynującą i jednocześnie przerażającą wizję przyszłego świata i zrobiła to naprawdę solidnie. Książka wciąga, mimo iż musimy przyswoić dosyć sporą dawkę informacji i zaznajomić się z nieznanymi określeniami. Na szczęście autorka pomyślała o czytelnikach i umieściła na końcu słowniczek, co znacznie ułatwia lekturę. Nie mam nic do zarzucenia bohaterom, bo zostali całkiem przyzwoicie wykreowani i naprawdę zapałałam do nich sympatią, zwłaszcza do Paige i Naczelnika. Wątek z ich udziałem śledziłam z wielkim zainteresowaniem i mam wiele uznania dla autorki za to, jak przedstawiła ich stopniowo rozwijającą się relację, unikając niepotrzebnego romantyzowania.
„Czas żniw” to obiecujący debiut z intrygującą i niebanalną wizją antyutopijnego świata w tle i uważam, że skrywa on w sobie dużo potencjału. Wyobraźni autorce nie brakuje, dlatego mam nadzieję, że Samantha Shannon go w pełni wykorzysta w następnych tytułach z serii. Ostatecznie, dzieło brytyjskiej autorki nie wywarło na mnie tak oszałamiającego wrażenia, jakiego się spodziewałam po tylu pochlebnych recenzjach, ale jego lektura okazała się na tyle satysfakcjonująca, że wzbudziła moją ciekawość i zaostrzyła apetyt na kolejne części, dlatego z przyjemnością po nie sięgnę ( a z tego, co słyszałam, ma być ich jeszcze sześć! ). Myślę, że ta pozycja trafi w gusta nastoletnich czytelników, entuzjastów szeroko rozumianej fantastyki oraz literatury dystopijnej, dlatego właśnie tym osobom ją polecam.