Niemal każdy, przynajmniej raz w życiu, pomyślał „co by było, gdybym mógł cofnąć się w czasie?”. Ile rzeczy można by w ten sposób zmienić? Do jakich złych zdarzeń nie dopuścić? Jak bardzo zmieniłby się nasz świat, gdyby podróże w czasie były możliwe?
Pewnego dnia, piętnastoletnia Gwen, odkrywa, że to ona, a nie jak wszyscy uważali jej kuzynka, jest nosicielką specjalnego genu, umożliwiającego przenoszenie się w czasie. Od tej pory zdarzają się jej „niekontrolowane” podróże. Dziewczyna znajduje się na pograniczu realnego życia i drugiej, fantastycznej rzeczywistości. Z jednej strony chodzi do normalnej szkoły, przyjaźni się z zupełnie zwyczajnymi dzieciakami, a jednak zna od zawsze, trzymany w tajemnicy, rodzinny sekret. Do tego, co jest niezwykłe nawet jak na tak specjalną, obdarzoną niespotykanym darem rodzinę, dziewczyna ma wyjątkowo specyficzny talent, w który nikt z jej krewnych nie chce uwierzyć – Gwen widzi duchy.
Bohaterka jest głupiutką i naiwną panienką, ale dzięki temu wydaje się bardziej ludzka. Taka prawdziwa. Powieść napisana została w cudownym klimacie. Autorka barwnie przedstawia historyczną Anglię. Bawi się słowem i nie boi się żartować chociażby z panującej sto lat wcześniej mody. Gwen, mimo ciągle dziecięcego i przewidywalnego zachowania, jest duszyczką dobrą, ale potrafi też pokazać swój (prawdopodobnie odziedziczony w linii żeńskiej), ognisty charakter. W książce nie zabraknie również romansu i tych kilku, trzymających w napięciu scen.
Historię opowiada pierwszoosobowy narrator. Wszystkie wydarzenia, oprócz prologu i epilogu, obserwujemy oczami głównej bohaterki - Gwendolyn. Przypadły mi do gustu takie urokliwe i ciepłe momenty, jak ten, w którym rozmawia z duchem małego chłopca czy przypomina sobie swoją żywą - nieistniejącą maskotkę gargulca. Niektóre pomysły autorki są wręcz rewelacyjne, inne niestety dość ograne i powtarzane w setkach tego typu książek. Mimo to lektura jest całkiem przyjemna, choć z przykrością muszę stwierdzić, że momentami mi się dłużyła, a po zapoznaniu się z opiniami wielbicielek tej pozycji, spodziewałam się zupełnie czego innego. Nie spodobało mi się również to, że zakończenie nie jest wyraźnie zarysowane i pozostawia otwartą furtkę na drugą część. Zwyczajnie nie lubię takich przerw.
Kerstin Gier, wraz z kotem, mężem i synem mieszka w okolicach Bergische Land. W swoim dorobku ma już kilkanaście tytułów i nagrodę Delia, dla najlepszej kobiecej powieści roku. Jej styl pisania jest bez zarzutów, a warsztat znakomity, aczkolwiek, jak dla mnie, pisze odrobinę zbyt kwieciście. Nie wydaje mi się jednak, żeby dla wszystkich czytelników było to wadą. Za to zdecydowaną zaletą jest żywe przedstawienie bohaterki, która opowiada swoją historię z zapałem, nie szczędząc nam dostępu do własnych (czasem śmiesznych, innym razem dziecinnych, a momentami nawet wrednych czy absurdalnych) myśli. Gwendolyn jest dziewczyną, która mogłaby naprawdę istnieć, a nie jakąś wyidealizowaną, pociąganą za sznurki na scenie w teatrze lalek, kukiełką.
Książkę polecam miłośnikom (a zwłaszcza miłośniczkom) czytania, ponieważ uważam, że dla osób, które za tym nie przepadają i powieść trzymają w ręku dwa razy do roku, ona po prostu się nie nadaje. Na rynek zostało wydanych wiele znacznie łatwiejszych, zawierających mniej opisów i treści pozycji. Czerwień Rubinu jest dziełem dla ludzi, którzy czerpią przyjemność z oglądania oczami wyobraźni przedstawionego przez pisarzy świata.