Gawaldon to małe miasteczko otoczone ciemnym Lesie za Światem, z którego co cztery lata porywane są dzieci: jedno piękne i dobre, drugie brzydkie i złe. Wieści niosą, iż nastolatki zabierani od rodziców od ponad dwustu lat, trafiają do Akademii Dobra i Zła znajdującej się w Bezkresnej Puszczy, w której to uczą się by w przyszłości zostać baśniowymi postaciami. A spotkać w niej można dzieci legendarnych bohaterów ze znanych bajek i baśni.
"Tylko jeśli zniszczymy to, kim się nam wydaje, że jesteśmy, będziemy mogli docenić to, kim jesteśmy naprawdę."
Piękna Sofia od dłuższego czasu marzy o porwaniu i uczeniu się w szkole by zostać księżniczką z bajki u boku przystojnego księcia. Robi wszystko by zostać wybraną. Dba o swoją urodę, nosi piękne sukienki, spełnia dobre uczynki. Wierzy, że dzięki temu z pewnością zasłuży na bycie tą Dobrą. Nieurodziwa Agata natomiast wielbi samotność, czerń, znoszone ciuchy, nie dba o swój wygląd i nie cierpi ludzi. Idealna kandydatka na Złą. Obie dziewczyny są jak dzień i noc. Zupełne swoje przeciwieństwa. A jednak łączy je coś na wzór przyjaźni. I tak obie przyjaciółki jedenastej nocy jedenastego miesiąca zostaną zabrane z Gawaldonu do Akademii. Jednakże już na samym początku dochodzi do zastraszającej (dla dziewczyn) pomyłki. Sofia trafia do Akademii Zła, gdzie uczyć się będzie pielęgnacji brzydoty, rzucania klątw i innych nikczemnych rzeczy. Natomiast Agata trafia do Dobra, gdzie jej zadaniem będzie dbanie o urodę, nauka etykiety i dobrych uczynków. Na pierwszy rzut oka zdecydowanie wygląda to na błąd, ale czy aby na pewno? Co ma z tym wspólnego przepowiednia o Czytelniku? I kto będzie miał szansę na "żyli długo i szczęśliwie"?
"Co to takiego: Zło nigdy tego nie będzie miało... a Dobro nie może bez tego żyć?"
"Akademia Dobra i Zła" to pozycja dla osób w szczególności młodych (middle grade), ale może i również dla tych starszych, co wielbią baśnie. Czemu nie? Jeśli ich zainteresowania czytelnicze kręcą się koło bajkowo-baśniowych motywów, to z pewnością ta pozycja jest dla nich. Ale jeśli liczą na historię pełną niezwykłej magii, czarujących postaci (zarówno tych dobrych, jak i złych), niezwykłych zwrotów akcji i płynnej fabuły, która chwyci za serce i zwiększy tętno i ciśnienie krwi, to mogą się zawieść. Tak, jak ja. Liczyłam na fascynującą opowieść, dzięki której wrócę do czasów dzieciństwa. Na powieść, która zachwyci mnie swoją treścią i przepięknym baśniowym światem. Nie dostałam tego. Poza tym liczyłam na bohaterów, którzy będą bardziej nastolatkami ze swoimi wszystkimi wadami i zaletami, niż bandą dzieciaków w wieku około 5 lat, którzy wpadają w histerię, jak nie dostaną upatrzonego w sklepie cukierka. Takie miałam odczucia, co do postaci przez dłuższą część tej historii. Ale nie wydaje mi się, że bohaterowie to najgorszy punkt tej powieści. Ich jeszcze jestem w stanie zrozumieć, bo każde z nich ma swoje marzenia i stara się je spełniać. Okej niech będą kapryśnymi i humorzastymi, a czasem niezrozumiałymi. Jednakże nie pojmuję tego chaosu, który dostałam.
"Tylko najlepsze Zło potrafi udawać Dobro."
Akcja pędzi w takim tempie, że chwilami nie wiedziałam, co się dzieje ani gdzie się dzieje. Jedno zdanie opisywało daną sytuację, a następne już kompletnie inną, dziejącą się kilka dni później. Autor kompletnie nie oddał ważności różnych scen (oprócz zakończenia), bo dał ich za dużo. Wszystkiego było za dużo. Za dużo bohaterów drugoplanowych, których znamy praktycznie tylko z imienia (choć i tak ciężko je zapamiętać). Za dużo scen zmieniających się, co chwila, przez co nie dało się odczuć powiązań i ważności danej sytuacji. Za dużo chaosu wkradającego się w niemalże każdy fragment. Szybkie skakanie od sceny do sceny bez odpowiedniej atmosfery, bez opisów, bez nakreślenia tła. A wszystko to sprawia, że ciężko skupić się na danej części i na wytwarzaniu przywiązania do bohaterów, a co najważniejsze do samej historii.
"Rozdzielamy życie na Dobro i Zło, piękno i brzydotę, księżniczki i wiedźmy, słuszne i niesłuszne."
Początek powieści bardzo przypadł mi do gustu. Porwania dzieci do baśniowej szkoły to świetny pomysł. Liczyłam, że pobyt dziewczyn w Akademii będzie równie ekscytujący i intrygujący. Był, ale niestety tylko chwilami (np. Próba Baśni czy zakończenie). Chciałam poczuć atmosferę szkoły, poznać pracujących w niej nauczycieli, dowiedzieć się więcej o uczniach. Niestety mam wrażenie, że autor skupił się tylko na dwóch dziewczynkach, czyli na Sofii, która chciała tylko miłości księcia i na Agacie, pragnącej wrócić do domu. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie zostało to tak źle skonstruowane. Bo ileż razy można rzucać bohaterami na różne strony, zmieniać ich zdanie, ich zachowanie, ich istotę. Na pewno nie tyle, ile zostało to zrobione na tych prawie pięciuset stronach. Już niemalże w połowie książki stało się to na zbyt irytujące. Jednowątkowość niemalże zabiła tę historię.
"Nie wiedzieli, że aby znaleźć szczęśliwe zakończenie, bohater musi najpierw przyjrzeć się temu, co ma na wyciągnięcie ręki."
"Akademia Dobra i Zła" ma dobry początek, który wróży interesujące rozwinięcie. Jednakże dopiero od połowy robi się trochę ciekawiej. A końcówkę czytałam z zapartym tchem, bo w końcu zrobiło się mroczniej i bardziej zaskakująco. Dla mnie to jednak za mało bym mogła ją chwalić. Chciałabym napisać, że 13-letnia ja pokochałaby tę historię, ale nie sądzę by tak się stało. Nie wtedy, kiedy robi się z bohaterów jednostronne postaci, a z treści pogmatwaną do reszty bez ładu i składu jednowątkową historię. Ale pomysł z dziećmi baśniowych postaci uczących się w szkole, jak być Bohaterami bądź Czarnymi Charakterami jest po prostu genialny i jestem bardzo niezadowolona, że autor tak niechlujnie podszedł do konstrukcji fabuły. Mógł stworzyć świetną, zapierającą dech piersiach historię, a wyszła mu opowiastka, jak to próżna dziewczynka pragnęła ślicznego księcia.
"...to nie jest kwestia tego, czym jesteśmy. Liczy się to, co robimy."
Oprócz pomysłu i zaledwie kilku intrygujących fragmentów (takie też były na szczęście) w tej powieści podobało mi się jeszcze przedstawienie "dobra" i "zła", jako dwóch walczących ze sobą stron. Bo nigdy nie wiesz, co tak naprawdę w tobie może siedzieć i dopóki nie będzie wymagała tego sytuacja, może uważać się za kogoś innego niż naprawdę jesteś. Bardzo często możesz również siebie samego oszukiwać. Ja od zawsze stoję za teorią, która mówi, że ani dobrym ani złym się nie rodzimy, dobrym lub złym się stajemy. I to od nas samych zależy, po której stronie staniemy. I pośród tych chaotycznych i zagmatwanych scen, właśnie walka "dobra" i "zła" wyróżnia się najbardziej. I to jest plus tej książki, jak również i ilustracje, które wielbię. Warto wyróżnić jeszcze zakończenie powieści, które w końcu wprawiło mnie w zadowolenie, bo bohaterowie doszli do pewnych wniosków wartych uwagi. I to właśnie ostatnie 100 stron uratowało tę książkę od całkowitego przeze mnie jej pogrążenia. Zrobiło się znacznie ciekawiej, bo w końcu coś zaczęło się dziać. Soman Chainani starał się dodatkowo wrzucić pewne aspekty wesołości i chwilami było zabawnie, ale wolałabym aby było mniej śmieszne, ale za to straszniej. Podsumowując nie ma tragedii, ale genialnie to nie jest. Chciałam czegoś więcej. Czegoś bardziej fascynującego i mrocznego zarazem. Widziałam i czułam potencjał, ale nie wyszło. Nie wiem czy kolejne części wniosą coś lepszego do tej historii, ale jeśli bohaterowie przez niemalże całą książkę nadal będą zlewać się w jedną masę, a fabuła będzie skupiona na jednym wątku, jak w jedynce, to nie wróżę tej trylogii ciekawszej treści.