„Proroctwo sióstr” to debiut literacki amerykańskiej pisarki Michelle Zink. Jak to bywa z debiutami, powieść okazała się być pozycją niedoskonałą, w której dają się zauważyć pewne niedociągnięcia. Kiedy patrzyłam na okładkę i czytałam opis wydawcy, wydawało mi się, ze zanurzę się w niesamowitej mrocznej opowieści przepełnionej tajemnicami. Moje oczekiwanie potwierdziły się w ograniczonym stopniu. Autorce, choć miała ciekawy pomysł na fabułę, nie udało się niestety zbudować odpowiedniej atmosfery.
Narracja „Proroctwa sióstr” prowadzona jest z perspektywy głównej bohaterki. Pierwszoosobowa, prowadzona w czasie teraźniejszym narracja, to najmniej lubiana przeze mnie forma snucia opowieści. Kiedy trafiam na taką narrację, potrzebuję sporo czasu, by do niej przywyknąć. Nie inaczej było w tym przypadku. Historia stworzona przez Michelle Zink aż prosiła się o relację narratora trzecioosobowego lub chociażby o to, żeby do głosu dopuścić siostrę głównej bohaterki – Alice.
Akcja utworu została osadzona w roku 1980, w Nowym Jorku. Amalia i Alice, główne bohaterki trylogii Proroctwo sióstr są bliźniaczkami. Czytelnik poznaje centralne postacie fabuły, kiedy biorą udział w pogrzebie swego ojca. Szesnastolatki i ich dziesięcioletni brat Henry zostają sierotami, ale nie to jest najstraszniejsze. Po śmierci Thomasa Milthorpa Amelia, nazywana przez wszystkich zdrobniale Lią, zauważa, że na jej nadgarstku zaczyna wykwitać tajemnicze znamię. W tym samym czasie w Alice zaczynają zachodzić niepokojące zmiany, które sprawiają, że starsza z bliźniaczek zaczyna obawiać się siostry. Niebawem chłopak Lii, odpowiedzialny za katalogowanie zbiorów bibliotecznych Thomasa, pokazuje bohaterce starą księgę, w której znajduje się fragment niezwykle enigmatycznej i niejasnej przepowiedni dotyczącej sióstr bliźniaczek. Jak wkrótce przekonuje się Lia, ona i Alice są siostrami, o których mówi tekst. Jedna z nich może przynieść światu zagładę, zadaniem drugiej jest temu zapobiec. Główna bohaterka, wraz z dwoma koleżankami, stara się zrozumieć tekst proroctwa i odnaleźć sposób na jego zakończenie.
Największym minusem powieści Michelle Zink jest kreacja głównej bohaterki. Postaci Lii zdecydowanie brakuje realistycznego rysu psychologicznego. Bohaterka niemal od razu akceptuje istnienie przepowiedni, i z ogromnym zapałem podejmuje się działań, które mają odkryć przed nią tajemnicę starego tekstu – żadnego wahania, żadnego buntu, a uczucia te wydawałyby się przecież całkiem naturalne, biorąc pod uwagę zadania, których wykonanie zostaje narzucone Lii przez tekst proroctwa. Kreacja Lii wypada niezwykle nienaturalnie. Nawet w obliczu straty bliskich osób, bohaterka nie jest w stanie okazać swych uczuć. Amalia jawi się jako osoba nieczuła, opętana swoją idee fixe. Ciężko mi wyobrazić sobie nastolatkę, która w obliczu utraty ukochanego członka rodziny jest w stanie myśleć jedynie o wypełnieniu przepowiedni. Choć to Lia jest główną bohaterką „Proroctwa sióstr”, o wiele mocniej zainteresowała mnie postać Alice. Szkoda, że autorka nie pozwoliła dojść do głosu młodszej bliźniaczce, że nie dała czytelnikowi możliwości poznania motywów kierujących siostrą Lii – myślę, że gdyby do tego doszło książka byłaby o wiele ciekawsza.
Autorka nie popisała się również tworząc intrygę związaną z odczytywaniem sensu przepowiedni. Amalia jest prowadzona jak po sznurku, nie musi wkładać żadnego wysiłku w poszukiwania, nigdy nie trafia na ślepy zaułek a informacje, które udaje jej się uzyskać są zawsze kompetentne i prawdziwe. Jeżeli Lia trafia na problemy związane z odczytaniem przepowiedni, niemal natychmiast pojawiają się postacie, które potrafią udzielić jej akuratnych informacji – ciekawe, że o tajemniczej, starej przepowiedni wie całkiem spora grupa osób mieszkających w niedalekim sąsiedztwie bohaterki. Pisarce nie udało się zbudować w swym dziele atmosfery tajemnicy ani napięcia, które towarzyszyłoby czytelnikowi.
„Proroctwo sióstr” to powieść, którą, mimo wszystkich jej minusów, czyta się niezwykle szybko. W swym debiutancki utworze Michelle Zink nie uniknęła niedociągnięć, które sprawiają, że oceniam pierwszy tom trylogii jako książkę słabą. Nie zanurzyłam się w tej opowieści, a jedynie dryfowałam po jej powierzchni. Nie byłam w stanie zaangażować się w wydarzenia, które rozgrywały się na kartach książki, nie polubiłam bohaterki. Na pocieszenie mogę jedynie stwierdzić, że tom drugi Trylogii sióstr jest o niebo lepszy.