Matury zdane i... „Hulaj dusza, piekła nie ma”. Piątka przyjaciół planuje wspólne wakacje. Cudowny czas nicnierobienia, ale też pożegnania przed wyjazdem na studnia. Jadą do odciętego od cywilizacji Domku z Drewna i Szkła. Adam, jego właściciel i przyrodni brat jednego z chłopaków z paczki, mieszka w nim od kilku lat ograniczając do minimum kontakty ze światem zewnętrznym. Starszy o kilka lat i nieco dziwny chłopak fascynuje młodych ludzi a szczególnie lękliwą Fio. Dlaczego wybrał takie życie? Jak wpłynie on na swoich gości? Przed grupką przyjaciół lato „(…) duszne i lepkie, mające osiąść na nas jak pajęczyna, której nie sposób z siebie zrzucić – ani wtedy, ani nigdy później”[1]
W powieści „Muchomory w cukrze” Marta Bijan próbuje stworzyć gęstą, niepokojącą atmosferę. Nie przypadkowo stwierdziłam, że próbuje, bo udało jej się to częściowo. Autorka chce tego dokonać przy pomocy narratorki, która ma wiele lęków i zmaga się z problemami psychicznymi. Sama Fio mówi o sobie” „Niepokój został moim żarliwym kompanem, razem z tęsknotą”[2]. Mogłoby się wydawać, że taka narratorka będzie gwarantem beznadziejności, ku której chętnie pochylają się nastolatkowie. Dodać musimy też swego rodzaju dekadentyzm, którego symbolem są bracia przyrodni Kostek i Adam. Oboje z filozoficznym zacięciem, osnuci dymem papierosowym rozprawiający o sztuce i sensie ludzkiej egzystencji. Można by stwierdzić, że to postacie, które trafią w gust tzw. „młodego dorosłego”, jednak jest w nich jakaś poza, która drażni, coś co odbiera im charakter. Nawet Adam, który okazuje się ekstremalnym świrem, nie jest tak intrygujący, jak powinien być.
Czytanie tej książki było dla mnie nużące. Najpierw zrzuciłam to na karb wieku, wszak egzamin maturalny mam już dawno za sobą, ale ostatecznie stwierdziłam, że to wina akcji. Marta Bijan zaczyna całkiem dobrze. Mogłaby lepiej przedstawić nam bohaterów, ale potrafi zaintrygować czytelnika Domkiem z Drewna i Stali oraz jego właścicielem. Zakończenie „Muchomorów w cukrze” też jest rewelacyjny. Jednak droga do finału jest nieciekawa. Bohaterowie jedzą, piją, odpoczywają, rozmawiają – jak to podczas wakacji. Brak w tym wszystkim zapowiedzi finału. Narratorka rzuca kilka razy, że gdyby wiedziała, iż tak to się skończy...; że to zmieniło ich na zawsze... itp. Te frazy są jedyną obietnicą tego, że czeka na nas jakaś bomba. Dla mnie to zdecydowanie za mało.
W powieści „Muchomory w cukrze” spodobały mi się dwie rzeczy. Genialne, dynamiczne zakończenie oraz to jak Marta Bijan uchwyciła lęk przed dorosłością. To jak bohaterowie cieszą się na studencką swobodę, ale boją się rozstania z przyjaciółmi i dobrze znanym otoczeniem. Nie urzekły mnie natomiast inne myśli, jakie autorka próbuje wpleść w tę powieść. Wyczuwam w nich nastoletnią pozę, a mnie ona już nie zachwyca. Również klimat książki mnie nie osaczył – a powinien. Zabrakło mi lepiej dopracowanych postaci i mroku. Można było wycisnąć z tej powieści i jej bohaterów zdecydowanie więcej.
[1] Marta Bijan, „Muchomory w cukrze”, wyd. Young, Białystok 2023, s. 12.
[2] Tamże, s. 66.