A gdyby miłość była śmiertelną chorobą? Gdyby istniało na nią lekarstwo, bez którego grozi śmierć? Zdecydowalibyście się wyleczyć? Gdyby można było żyć bez uczuć, bez nienawiści, ale i bez miłości – zaaplikowalibyście sobie remedium, aby mieć święty spokój na całe życie?
Lena żyje w takim świecie. Jest siedemnastolatką, która kończy właśnie szkołę i niedługo zacznie studia. W swoje osiemnaste urodziny zostanie „wyleczona”, każdy bowiem, kto wchodzi w wiek pełnoletni, otrzymuje remedium, aby w przyszłości nie zarazić się niebezpieczną, śmiertelną, zaraźliwą chorobą amor deliria nervosa. Zostanie też sparowana z mężczyzną, za którego w przyszłości wyjdzie za mąż i z którym będzie żyła do końca życia. Lena cieszy się więc ostatnimi wakacjami przed wstrzyknięciem remedium, które zmieni jej życie na zawsze. Dziewczyna jednocześnie odlicza dni do swoich 18 urodzin i nie może się doczekać tego dnia… do czasu. Poznaje bowiem w wakacje Alexa. Alex jest już po zabiegu i niby nic jej przy nim nie grozi ani jemu przy dziewczynie, jednak… wkrótce Lena zacznie zauważać u siebie pierwsze objawy niebezpiecznej delirii.
Od dawna miałam ochotę na tę książkę, chociaż tak do końca nie byłam do niej przekonana. Pomyślałam, że to pewnie kolejna powieść rozpoczynająca kolejną popularną trylogię dla nastolatek. Jednak liczne, czasem rewelacyjne wręcz recenzje, a na pewno w większości chwalące tę książkę coś musiały znaczyć. Książka więc trafiła w moje ręce i bardzo się z tego ucieszyłam mimo wszystko, chociaż podeszłam do niej trochę sceptycznie – jak do każdej książki tego gatunku.
I co? I jestem bardzo mile zaskoczona. Autorka przede wszystkim zaskoczyła mnie niecodzienną fabułą. Któż z nas bowiem wpadłby na to, że miłość może być śmiertelną chorobą? Tutaj jest to rzeczywistością, traktowaną jako coś zupełnie naturalnego. Naturalne jest również to, że istnieje na nią lekarstwo i że każdy w każdej chwili może się wyleczyć. Ale atutem są tu również główni bohaterowie, którzy, przyznajmy szczerze, w książkach tego gatunku niekoniecznie, mimo wielkich chęci autorów, są godni uwagi. Tutaj jest przeciwnie. Polubiłam zarówno Lenę, jak i Hanę, jej najlepszą przyjaciółkę, a także Alexa. Nie ma mdłych dialogów, przyznać muszę szczerze, że książka wciągała mnie z każdą stroną coraz bardziej, autorka potrafiła wzbudzić we mnie ciekawość – interesującą fabułą, pełną zwrotów akcji i niespodziewanych wydarzeń, tajemnicą, którą skrywa Alex oraz niecodziennym światem, w którym panuje deliria, oraz jego przeciwieństwem – Głuszą… aż po zakończenie – nieprzewidywalne, które sprawia, że od razu mamy ochotę sięgnąć po kolejną część. I nie przeszkadzało mi w tym nawet to, czego nie lubię, a co tutaj się pojawia: narracja w czasie teraźniejszym. Jakoś specjalnie nawet tego nie zauważyłam, powieść jest bowiem na tyle ciekawa, że na jej wady, o ile takie są, nie zwracamy uwagi. Plusem całości jest również to, że o wszystkim opowiada Lena. Jest to bardzo charakterystyczna cecha wszelkich trylogii dla młodzieży w ostatnim czasie, muszę jednak przyznać szczerze, że narracja z punktu widzenia głównego bohatera to jest coś, co w literaturze zawsze lubiłam i lubię.
Do tej pory omijałam szerokim łukiem takie powieści jak „Delirium”. Głównie te o wampirach, wilkołakach, aniołach i tym podobnych. Nie potrafię tego przełknąć. Ale coraz bardziej przekonuję się do powieści, w których wyżej wymienieni nie występują. I dzięki takim książkom jak ta przekonam się do nich chyba ostatecznie. „Delirium” jest wciągającą, interesującą i ciekawą powieścią nie tylko dla młodzieży i ja na pewno w niedługim czasie sięgnę po następne jej części. A Was zachęcam. I nie dziwi mnie to, że książka ta zdobywa coraz to lepsze recenzje. Przekonajcie się sami.
[
http://mojeczytadla.blogspot.com/2013/01/delirium.html]