Dan Simmons to Autor, który bardzo często wplata do swoich powieści wątki historyczne. Nieważne, czy jest to groza, fantastyka, kryminał, czy miks wszystkich tych gatunków, echa przeszłości są w twórczości Simmonsa wyraźnie słyszalne. Pod tym względem "Czarne Góry" mocno różnią się od innych Jego dzieł, a to dlatego, że jest to powieść stricte historyczna i nawet wątek "opętania" głównego bohatera przez ducha, nie jest w stanie tego zmienić.
"Czarne Góry" z 2010 roku, jeśli chodzi o sposób narracji, są bardzo podobne do wydanego trzy lata wcześniej "Terroru", ale na tym podobieństwa się kończą. Czarne Góry to imię głównego bohatera tej opowieści, to również nazwa pasma górskiego na granicy dzisiejszej Dakoty Południowej i Wyoming. Ich największą atrakcją turystyczną jest Mount Rushmore - to te rzeźby czterech prezydentów USA, które znamy z wielu filmów. I właśnie proces powstawania tych rzeźb stanowi tło dla opowieści o życiu Paha Sapy - Indianina, którego życie było jak scenariusz całkiem niezłego filmu. Generalnie cała akcja rozgrywa się na trzech, przeplatających się ze sobą, płaszczyznach czasowych, w których poznajemy głównego bohatera jako małego chłopca, młodzieńca i dorosłego, leciwego mężczyznę, który stoi u progu swojego przeznaczenia. Właściwie cała ta opowieść, to droga ku przeznaczeniu. Przeznaczeniu, które Paha Sapa poznał dawno temu w jednej ze swoich wizji. A właśnie! Nasz główny bohater ma pewien nadprzyrodzony dar, czasami, gdy kogoś dotknie widzi całe życie tego człowieka, zarówno wydarzenia z przeszłości, jak i przyszłości. Dzięki temu wie, że jego misją jest wysadzenie góry z rzeźbami prezydentów. Zadanie nie jest łatwe, ale z pewnością pomaga fakt, że Paha Sapa pracuje przy tworzeniu tego dzieła jako strzałowy, czyli gość od robienia "bum".
Jeśli jednak spodziewacie się fabuły pełnej fajerwerków, to "Czarne Góry" mogą Was rozczarować. Jeśli znacie twórczość Dana Simmonsa, to wiedzie, że tworzy powieści bardzo stonowane i nastrojowe, a ta konkretnie ma jeszcze dodatkowo mocny wydźwięk duchowy. To powieść w dużej mierze psychologiczna, choć niepozbawiona brutalności. Ta brutalność wynika z czasu i miejsca, w jakim się rozgrywa. Zaczyna się bowiem w momencie ostatecznych walk o przejęcie dominacji nad Ameryką Północną. Najeźdźcy kontra rdzenni mieszkańcy toczą zajadły i krwawy bój, w którym Indianie z góry skazani są na klęskę. Simmons doskonale uchwycił atmosferę tamtych czasów, te wewnętrzne konflikty wśród Indian, które ewidentnie ich osłabiały, a mimo to, nie potrafili - stojąc przecież u progu zagłady - pojednać się i wspólnie stawić czoła wrogowi. Paha Sapa - główny bohater tej opowieści wydaje się być w samym centrum wydarzeń. Jest świadkiem przegranej swego ludu i zmian jakie nastają później. Całe życie ma świadomość, że został pokonany, a to nie jest przyjemne uczucie, z drugiej strony jego wrodzona łagodność sprawia, że nie ma zamiaru ani wojować (nigdy nie był wojownikiem), ani kogokolwiek krzywdzić.
Paha Sapa, to postać świetnie napisana: romantyczna, pełna uczuć i przemyśleń. Fakt, że od dzieciństwa w jego głowie siedzi duch białego generała, jedynie dodaje smaczku całej historii, jednak ten wątek nie jest jakoś specjalnie eksponowany. Jest jedynie częścią większej całości, złożoności życiorysu głównego bohatera, jego przeżyć, wzlotów i upadków, radości i smutków. I to powolne tempo, o którym już wspomniałem, bardzo tu pasuje, choć zdaję sobie sprawę, że dla niektórych będzie zbyt powolne. Ale ta kameralność jest tu jak najbardziej na miejscu, daje nam czas, abyśmy przemyśleli całą historię, wchłonęli wszystkie jej szczegóły, niuanse, wątki.
"Czarne Góry" to powieść przemyślana, dojrzała i mądra, przekazująca pozytywne wartości, w świecie pełnym przemocy, okrucieństwa i niesprawiedliwości. Simmons upchnął w tej książce wiele wątków i nie sposób, abym odniósł się tu do wszystkich. W "Czarnych Górach" znajdziecie silny motyw melodramatyczny, ale przewijają się tu także inne, charakterystyczne zarówno dla powieści przygodowej, jak i westernu. I choć powieść historyczna napisana z perspektywy jednego głównego bohatera może wydawać się dziełem karkołomnym, to jednak Dan Simmons radzi sobie z tym po mistrzowsku i śmiało opowiada nam historię imperium zbudowanym na zagrabionej ziemi przesiąkniętej krwią Indian, a także potem niewolników i robotników, którzy mieli tylko nieco więcej praw niż niewolnicy. Dla Stanów Zjednoczonych i ich "ojców założycieli" z pewnością nie jest to laurka, bo i takowa im się nie należy.
"Czarne Góry" to powieść bardzo dobra, jedna z tych, które zostają w głowie na dłużej i każą sądzić, że my - ludzie - nigdy się nie zmienimy. I to nie jest pozytywna konkluzja. Pozytywny jest za to mój odbiór kolejnej przeczytanej przeze mnie książki Dana Simmonsa, którego słusznie stawiam na drugim miejscu (zaraz za Robertem McCammonem) moich ulubionych pisarzy. Dodatkowym plusem jest tu oczywiście wydanie Vespera z przepiękną okładką autorstwa Macieja Kamudy. No i (nie wiem jak Wy, ja akurat zwracam na to uwagę) "Czarne Góry" swoim layoutem współgrają z wcześniej wydanymi powieściami Simmonsa, a zatem i na regale prezentują się wytwornie. Ale wygląd to jedynie dodatek. Powieść Dana Simmonsa, to przede wszystkim historia, którą warto poznać, dlatego też polecam Waszej uwadze tę książkę i mam nadzieję, że wyciągnięcie z tej lektury wiele dobrego.
© by MROCZNE STRONY | 2023