Po tygodniu z romansami, który miał nie tak dawno miejsce, poczułam jeszcze lekki niedosyt i postanowiłam przed snem zacząć lekturę najnowszej książki Melissy Darwood, o której ostatnio jest bardzo głośno. Ku mojemu zadowoleniu, znalazłam ją na Legimi i... Tu pojawiły się plusy, przez które pierwszej nocy poszłam spać grubo po 3 w nocy, a kolejnej poczułam się rozczarowana...
Zacznę jednak od tego, o czym opowiada ta książka. Historię poznajemy z perspektywy głównej bohaterki - Maryśki, która uwielbia renowację starych mebli. Namiętnie wyszukuje je na różnych portalach sprzedażowych i w wolnej chwili odnawia je w zaciszu swojego mieszkania, planując w niedalekiej przyszłości otworzyć warsztat, który dałby jej więcej możliwości na realizację pasji, którą chciałaby zamienić w swoją pracę, gwarantującą stały dochód. Na to musi jednak zarobić, więc zostaje zatrudniona w firmie Jana. Starszego od siebie mężczyzny, który na każdym kroku daje jej do zrozumienia, że jest jej szefem, ale również dupkiem, bucem, niemową i marudą. Kobieta z każdym kolejnym tygodniem, musi walczyć o nowe pokłady cierpliwości, gdy Jan przetrzymuje je po pracy na nadgodzinach, czy nawet w sobotnie, wolne dla niej popołudnie decyduje się przyjechać do jej domu i oświadczyć, że musi się przygotować i spakować, bo będzie mu towarzyszyć na ważnym bankiecie. Maryśka nie jest w stanie zrozumieć, co jej koleżanki z pracy widzą w tym pedantycznym i mrukliwym człowieku, ale z czasem zaczyna się przekonywać, że jej szef nie jest taki zły jak mogłoby się wydawać. Jednocześnie nie zdaje sobie sprawy z tego, że mężczyzna skrywa przed nią sekret, który może w drastyczny sposób wpłynąć na ich rozwijającą się nagle w zawrotnym tempie relację.
Nie jest to moja pierwsza przygoda z książkami autorki. Miałam okazję czytać serię Wysłannicy, miałam okazję zapoznać się z Tryjonem. Ta typowa literatura kobieca była wciąż przede mną i przygodę z nią zaczęłam właśnie od najnowszego tytułu. Na początku skupię się więc na plusach, bo naprawdę zarwałam noc, zapoznając się z połową książki, choć miał to być tylko rozdział przed snem. Plusem jest Maryśka, jej przemyślenia, ogólne nastawienie i komentarze, które sprawiły że nie jeden raz śmiałam się w najlepsze. Poziom humoru w tej pierwszej połowie książki sprawiał, że naprawdę dobrze się bawiłam i z żalem odkładałam telefon, żeby pójść spać. Spodobało mi się również to, że zatrudniając się w nowej firmie, choć czytelnik już wie, że finałem będzie romans, bądź love story z jej szefem, to wyczuwało się napięcie między bohaterami i z pewnością nie było to napięcie seksualne. To jak się względem siebie odnosili, to jak Jan traktował Maryśkę i jak Maryśka psioczyła na Jana było doskonałą zabawą i sprawiało, że przez długi czas rozmyślałam nad tym, czym autorka mnie zaskoczy, by doprowadzić do tego, żeby ta dwójka zaczęła czuć jakąś chemię względem siebie.
Niestety wraz z kolejnym wieczorem, który spędziłam nad tym tytułem, przyszło olbrzymie rozczarowanie. Wszystko zadziało się zdecydowanie za szybko. Właściwie wystarczyła chwila, by czytelnik dostał nagły zwrot akcji. Nadgodziny w pracy, nagły napływ seksualnego napięcia i bum... Książka straciła dla mnie swój początkowy urok. Nie zliczę przez ile stron, dwójka głównych bohaterów nie potrafiła się od siebie odkleić. Rozbierali się, uprawiali seks, ubierali, rozbierali, uprawiali seks, ubierali. Nie miało znaczenia, że Maryśka wciąż miała w planach udanie się na Wigilię u swojej pożal się boże rodzinki, której i tak nie lubi. Nie miało znaczenia to, że szef, którego do tej pory mieszała z błotem na każdy kroku, postanowił dobrać się do jej majtek. A gdzie tam, wystarczyła chwila, by Maryśka rozpływała się pod wpływem jego spojrzenia i dotyku, czując nagłą potrzebę rozkładania przed Janem nóg. Raz za razem. Dosłownie. Co lepsze, dotąd miała problem z pieszczotami oralnymi. Jak ręką odjął przeszło jej to i z czystą przyjemnością padała na kolana.
Żeby nie było. Nie mam nic przeciwko temu, że nagle ten zwrot akcji się pojawił, zwłaszcza, że na kolejnych stronach został on dobrze wyjaśniony. Mój problem tkwi w tym, że otrzymałam hmmm... Kilkanaście, może nawet kilkadziesiąt (nie liczyłam dokładnie, chciałam żeby już przestali!) erotyka w najczystszej postaci. Co zabawne, te sześć, czy siedem razy, kiedy bielizna i ubrania lądowały w kącie, miało miejsce w hm... Niespełna dwudziestu czterech godzinach? Jak dla mnie drobna przesada. Zwłaszcza, że to co działo się potem, jeszcze bardziej podniosło poziom niesmaku jaki poczułam. Tak, ja, osoba która lubi romanse i erotyki, byłam zniesmaczona.... I nie pomógł fakt, że został tu poruszony społeczny problem.
SPOJLER
Żarciki Marysi przestały mnie bawić. Już chwilę po tym, jak skończyli ze swoimi pierwszymi miłosnymi uniesieniami, domyśliłam się, że problem Jana jest bardziej złożony i nie ma on nic wspólnego z tym, że jest on bucem, jak do tej pory sądziła Marysia. Moment, w którym wykazywał zobojętnienie na wieść o tym, że kobieta musi jechać do szpitala, do którego trafiła jej matka, uświadomił mi, że główny bohater cierpi na Aspergera. Wystarczyło dodać jego zachowanie z tamtej chwili do tego, które otrzymujemy od samego początku historii i wszystko staje się jasne i klarowne. I chociaż podoba mi się pomysł na to, żeby poruszyć tego typu tematykę, to tutaj coś bardzo nie zagrało. Marysia stała się w moich oczach niesamowicie płytką i tępą postacią. Jana zaczęłam rozumieć, ale przez wzgląd na to, w jaki sposób był przedstawiany do tej pory z perspektywy głównej bohaterki, czułam już do niego tak wielką niechęć, że nic nie było w stanie tego zmienić. Nawet to, że Asperger tłumaczył jego mrukliwość, pedantyzm i inne irytujące zachowania. Niesamowicie zdenerwowało mnie to, że w chwili, w której po raz pierwszy poczułam między bohaterami autentyczną chemie, czy to w chwili w której przyznał, że od roku się za nią ugania, czy gdy zwierzał się jej z nieudanego małżeństwa, lada moment zostało to pięknie zburzone. Maryśka - tępa dzida, choć powinna dostrzec, że ten specyficzny facet ma względem niej olbrzymią słabość, zamiast zapytać wprost, jaki jest jego problem, korzystając z okazji, że już raz się przed nią otworzył, woli wrócić do tego swojego psioczenia, które nie było już w żadnym stopniu zabawne. Jeszcze większą irytację wzbudził we mnie fakt, że myślała tylko o tym, by rozkładać przed nim nogi. Jan mówi wprost, że potrawy je tylko w wydaniu, gdzie składniki są podane osobno? Spoko, żaden problem, zaproponuję mu oralny seks i wcisnę w niego cholerny jabłecznik... Jan mówi, że nie chce by paliła papierosy? Oczywiście Janie, rzucę je dla ciebie, ale za godzinę kupię sobie paczkę fajek i będę jarać za twoimi plecami, łgając ci w żywe oczy, gdy mnie przyłapiesz. Wpadniesz Janie w panikę? A pocałuj mnie w tyłek, spakuję torby i zostawię cię samego, radź sobie sam. Szlag mnie trafiał. Jechała po nim jak po łysej kobyle, on na to nic, a ona dalej swoje....
KONIEC SPOJLERA
Nie powiem, że nie podobała mi się tak książka, bo tak nie jest. Lubię twórczość autorki, ale w tym tytule moim zdaniem druga połowa książki poszła nie tak jak powinna i zamiast wzbudzić zachwyt, budziła nieustające poirytowanie tym, jak zachowywali się bohaterowie. O ile Jan jest usprawiedliwiony, tak Marysia... Straciła całą moją sympatię. Wydaje mi się, że zamiast na licznych scenach erotycznych, autorka mogła się bardziej skupić na problemach Jana. Zamiast tego dostałam zabawną historię, która przerodziła się w erotyk, a ostatecznie dramat. Zakończenie również mnie nie powaliło. Przeskok czasowy i coś na wzór krótkiego streszczenia, przez które poczułam niedosyt. Wolałabym wiedzieć, jak toczyły się losy bohaterów po tym, kiedy Jan wyjawił Maryśce prawdę o sobie. Chciałabym poczytać o tym, jak się docierali, jak pracowali nad tym, by się w końcu raz ale dobrze zgrać. Sam fakt, że im się udało, żyją długo i szczęśliwie nie wystarczy, bym poczuła, że to było to. Niemniej, nie rezygnuję z książek autorki. Mam jeszcze kilka innych tytułów do nadrobienia, po które wbrew pozorom chętnie sięgnę, a Mój szef, to niestety książka, którą polecę tylko osobom, które nie mają wysokich wymagań względem fabuły i tego, jak jest ona rozwijana.