Z Michaelem Slade'em jest tak: jeśli ktoś przeczyta jedną jego książkę, od razu wie czy warto inwestować w resztę bibliografii. Wszystkie jego powieści dotyczą tej samej grupy bohaterów - należących do sekcji specjalnej kanadyjskiej policji - i wszystkie są prowadzone w podobny sposób: seria przestępstw wiąże ze sobą kilka równocześnie prowadzonych wątków, jedni bohaterowie pojawiają się w rolach pierwszoplanowych, inni stanowią tylko tło czekając na zabłyśnięcie w którejś z następnych książek, zaś cała historia zawsze skąpana jest w sporej ilości krwi. Przyznam od razu, że nie mam nic przeciwko tak sporządzonemu przepisowi na powieść i jestem fanem Slade'a od przeczytania "Evil Eye" - pierwszej kupionej przeze mnie a piątej z kolei książki o oddziale Special X.
"Drzwi do śmierci" są natomiast pozycją numer dziewięć - jak dotąd przedostatnią w serii. Można by się zastanawiać dlaczego polski wydawca zaczął właśnie od niej a nie od pierwszej powieści ("Headhunter"), ale odpowiedź jest pewnie dość prosta: należy podejrzewać, że z autorem podpisano umowę na wydanie dwóch najświeższych pozycji a jeśli te sprzedają się stosunkowo dobrze, będzie nam dane prześledzić serię od samego początku. I mam szczerą nadzieję, że tak właśnie się stanie.
Rozpoczynanie przygody ze Slade'em od "Drzwi do śmierci" wydaje się być mimo wszystko nienajgorszym pomysłem. Już w pierwszym rozdziale mamy do czynienia z próbką okrucieństwa, które cechuje powieści tego autora (jeśli ktoś nie wie jeszcze co to takiego "lanca termiczna", po przeczytaniu "Drzwi" na pewno zapamięta to urządzenie), a akcja toczy się żywo i zmierza ku charakterystycznej końcówce piętrzącej kilka wątków w niezwykle emocjonujący sposób. W zasadzie dość trudno streścić fabułę tej powieści, gdyż Slade podaje na początku sporą ilość fałszywych tropów: myślimy, że będzie o kradzieży mumii, potem myślimy że będzie o "snuff movies", a tak naprawdę są to tylko przystanki na drodze do właściwej fabuły, której tu jednak chyba zdradzać nie należy. Bardzo skrótowo więc: szalony chirurg zajmuje się okaleczaniem porwanych kobiet i porzucaniem ich w różnych miejscach tak, aby jak najsprawniej zmylić policję; producent filmów porno szuka jak najwymyślniejszych sposobów wykorzystania kobiet - i dawno już przestał się przejmować zostawianiem ich przy życiu; szalony milioner zleca kradzież mumii egipskiej aby zrealizować jakiś tajemniczy plan; jedna z bohaterek wpada w obsesję utrzymania swej urody w idealnym stanie - ale czy nie wpędzi jej to w szpony jednego z wcześniej wymienionych bohaterów? I kto tu tak naprawdę jest głównym czarnym charakterem?!
Co krok pojawiają się nowe pytania, co parę stron fabuła skręca w kolejny zaułek, a czytelnik nie jest w stanie zgadnąć czy jego ulubieni bohaterowie przeżyją kolejne pomysły autora. Jest też coś dla spragnionych wiedzy historycznej: w każdej ze swych powieści Slade dokładnie opisuje zaplecze przedstawianych wydarzeń, a więc w tym przypadku dane nam będzie zapoznanie się zarówno z procesem tworzenia mumii jak i ze sposobami rozpowszechniania niesławnych - i teoretycznie nieistniejących - snuff movies; plus standardowe dane na temat sposobów działania kanadyjskiej policji, jak zawsze podane w bardzo atrakcyjny sposób. Bohaterowie Slade'a to również postaci, które wprost elektryzują - w tej akurat książce szansę na zabłyśnięcie dano głównie Strażnikowi Duchów i Wściekłemu Psu, którzy są obecnie najpopularniejszymi bohaterami serii (Slade rozważał swego czasu stworzenie równoległej serii dotyczącej właśnie ich dwóch), ale w zasadzie każda inna postać też ma tu swoje pięć minut. Wydaje się więc, że "Drzwi do śmierci" powinny usatysfakcjonować zarówno tych, którzy mieli już wcześniej do czynienia z serią, jak i tych, którzy teraz dopiero zaczynają ja poznawać - co przecież dotyczy znacznej większości polskich czytelników. Ostrzegam jednak uczciwie, że trzeba się przygotować dość na sporą dawkę okrucieństwa; jeśli to komuś nie przeszkadza, to "Drzwi do śmierci" zapewniają świetnie napisaną, pomysłowo poprowadzoną i naprawdę ekscytującą lekturę.