„Delirium tu, Delirium tam… Czym się tak wszyscy zachwycają?”, myślałam, przeglądając blogi i portale dla miłośników książek. Długo, naprawdę długo nie miałam z tą książką styczności, raz tylko chwyciłam ją w Empiku i pozachwycałam się okładką. Dopiero Znak ze swoją promocją „50% taniej” wstrzelił się w dziesiątkę i tym oto sposobem stałam się właścicielką owej tajemniczej książki.
Jej autorka, Lauren Oliver, to urodzona w Nowym Jorku dziewczyna o delikatnej urodzie. Rozpoczęła karierę w branży wydawniczej, ale jej ambicje sięgały wyżej. Wreszcie, w 2011 roku, pojawiła się pierwsza część trylogii „Dystopia”, czyli już osławione w blogosferze „Delirium” (wcześniej autorce udało się wydać książkę „Siedem razy dziś” i właśnie mam przyjemność ją czytać).
Już sam opis z tyłu książki wywołał w moim umyśle zagorzałą gonitwę myśli. Co by było, gdyby miłość naprawdę była chorobą, a ludzkość miała na nią lekarstwo? Wzdragam się na samą myśl o tym i mimowolnie wspominam jeden z najlepszych filmów, jakie widziałam w swoim krótkim życiu, czyli „Equilibrium” z Christianem Bale’m. Tam wszelkie uczucia były uważane za coś złego, przez co ludzie zmuszeni byli zażywać serum je niwelujące. Jakby nie patrzeć, „Delirium” opiera się na podobnym motywie – dystopii, w której nie ma miejsca na uczucia, a wszelkie ich przejawy są tępione i karane. Jest to smutna wizja niedalekiej przyszłości, ale mam wielką nadzieję, że sama jej nie dożyję.
Bohaterką książki jest nastoletnia Lena, którą poznajemy na krótko przed jej osiemnastymi urodzinami. Wejście w dorosłość oznacza dla niej zastrzyk z remedium – cudownym lekarstwem, dzięki któremu po raz pierwszy w życiu odetchnie z ulgą i przestanie się bać zarażenia miłością. Lena nie marzy o niczym innym. Z zapałem przygotowuje się do testów, które pozwolą komisji ocenić jej osobowość, a następnie sparować dziewczynę z odpowiednim kandydatem na męża. Życie Leny wypełniają więc przygotowania do wielkiego dnia, a także codzienne obowiązki w domu.
Zupełną odwrotnością spokojnej Leny wydaje się być przebojowa Hana, przyjaciółka głównej bohaterki. Dla niej wszystko, co zakazane, jest ekscytujące i warte ryzyka. Próbuje w swój świat wciągnąć również i konserwatywną Lenę, która marzy o remedium i wciąż pozostaje główna na wszelkie próby. Na szczęście dla mnie (i dla książki!) w sercu Leny tli się iskierka buntu – być może za sprawą matki, która wolała umrzeć niż zapomnieć o miłości do ukochanego męża i córki. W chwili, gdy Lena poznaje pokusy podziemnego świata, a wraz z nimi tajemniczego Alexa, całe jej życie zmienia się nie do poznania.
Jak skończy się ta historia? Tego nie dowiemy się tak szybko, bo „Delirium” jest zaledwie pierwszym tomem trylogii. Mogę Was za to zapewnić, że po lekturze tej pozycji poznacie jak historia się zaczęła.
Ukłon należy się osobom pracującym nad przekładem (istotną różnicę między oryginałem a polskim tłumaczeniem wytknęła mi ostatnio jedna z Czytelniczek – dziękuję!). Jestem przekonana, że autorka starała się przekazać swoją historię w jak najprostszy sposób, dlatego cieszę się, że po polsku wyszło to naturalnie i zgrabnie. Język jest prosty i składny, a przy tym nie jest monotonny. Między wersy często wkrada się humor, co jeszcze bardziej potęguje przyjemność płynącą z czytania. Ani się człowiek nie obejrzy, a już się książka kończy.
Innym plusem „Delirium” jest dobrze zarysowana postać zarówno Leny, jak i Alexa. Doskonale widzimy jak z każdym rozdziałem nasza główna bohaterka zmienia swoje podejście do życia. W Alexie z kolei widzimy niezłomność charakteru i wytrwałe dążenie do celu. Bardzo go za to podziwiam. Z czystym sumieniem mogę więc stwierdzić, że autorce udała się ta dwójka, a jej dokładne poznanie polecam poprzez samodzielne przeczytanie książki.
Chciałabym również poświęcić akapit światu przedstawionemu. Co prawda miasto odizolowane jak po jakiejś niewyjaśnionej katastrofie to wtórny element tego rodzaju książek, jednak na swój sposób nie wpływa to negatywnie na moją ocenę. To pewnie przez ten motyw amor deliria nervosa, dzięki któremu książka jest wyjątkowa. Niemniej jednak podoba mi się w tej wizji dokładność, z jaką autorka przedstawiła społeczeństwo. Ludzie, którzy żyli po remedium w otępieniu i przekonaniu o słuszności zażycia tego leku, przerażali mnie brakiem empatii i zdolności do wyrażania jakichkolwiek emocji. Przedstawienie ludności w sposób jednoznacznie przywodzący na myśl nieczułe roboty zrobiło na mnie niemałe wrażenie.
Jeśli już musiałabym na siłę wymienić jakiś minus tej książki, to nadmierny zachwyt przed samym jej przeczytaniem. Przez taki właśnie szał sama nacięłam się przy drugiej części „Klątwy tygrysa” i dlatego też ostrzegam wszystkich nadmiernie się ekscytujących – uważajcie, bo służby porządkowe zgarną Was za popadanie w niezdrowe dla społeczeństwa emocje.
„Delirium” to całkiem przyjemna lektura na nudny wieczór. Z powodzeniem polecam ją wszystkim tym, którym pojęcie miłości w ujęciu choroby wydaje się intrygujące. Osobiście uważam tę książkę za udany zakup i przyznam się bez bicia, że szybko podbiła moje serce. Mam nadzieję, że nie rozczaruję się drugą częścią, którą mamy podobno ujrzeć na półkach sklepowych już na jesieni. Do tego czasu myślę, że przynajmniej jeszcze jeden raz powrócę do lektury tej części. Zdecydowanie polecam.
Ocena: 5/5