Początek nowego miesiąca, nowa porcja lektur, nowe doznania czytelnicze i dużo nowości. Zacząć miesiąc od dobrej książki to naprawdę fart. Miło jest czytać coś, co sprawia, że zmęczone oczy natychmiast idą w górę. To ta ciekawa książka przedłuża naszą bezsenność, chęć siedzenia do późna lub zabierania ze sobą książki zawsze i wszędzie, nie bacząc na jej ciężar czy rozmiar. “Dziedziczka Cieni” taka właśnie jest, strony niebezpiecznie ciągną, historia donośnie woła o wyjście na światło dzienne, a postacie tak łapią za serca, że długo będzie się je wspominać. To mocna, miejscami brutalna powieść o świecie, gdzie cierpnie jest na porządku dziennym. A nietolerancja potęguję kolejną zawiść. Gdzieś tam w cieniu są Krwawi, którzy mają jeszcze grosz honoru, dumy i akceptacji do Krewniaków.
Drugi tom przynosi co raz to więcej przygód, niepewności i doznań, jakich czytelnik bardzo pożąda. Dreszczyku na fakt, co będzie dalej. Jak potoczą się losy bohaterów, czy uda się zwalczyć zło panujące w Królestwach ? Książka porusza bardzo ważny problem – tolerancję. Gdy Królowa najeżdża na terytorium Krewniaków, wielu z nich ginie w imię chorej idei. To zupełnie tak, jak niektórzy ludzie traktują drugich, zupełnie nie obchodzi ich, co drugi ma do powiedzenia, ani fakt, że sprawia się komuś krzywdę. Dowiadujemy się o tym, jak Jaenelle “nagrodziła” “wujków Briarwood”. Jak choroba zabija ich wszystkich po kolei. “Nie ma lekarstwa na Briarwood”. Czytając nabiera się przekonania, że świat w trylogii jest tak podobny do naszego, pełen krzywdy i bólu, cierpienia i śmierci, ale jednak z silniejszą dawką miłości i idący z nią konsekwencji. I gdyby nie magia, można by powiedzieć, że to nasz świat. Świat bez litości.
Drugie spotkanie z Bishop uważam za naprawdę udane. Myślałam, że będzie gorzej, że trylogia się opuści, postacie staną się nie do wytrzymania, akcja przestanie mnie interesować lub jeszcze jakiś inny przypadek. A tu NIE! Jest idealnie. Wciąga tak, jak wciągało a nawet bardziej. Dużym plusem jest to, że poszczególne sytuacje są opisane z różnych perspektyw. Ciężko oceniać postać jeśli nie zna się jej toku myślenia, prawda? Jak mogłabym oceniać postępowanie Hekath, która jest bezduszną kobietą(żeby nie powiedzieć brzydko), jak mogłabym nadać jej przydomek ciemnego charakteru, gdybym nie wiedziała, co nią kieruje?
Determinacja Jaenelle mnie poraża i podziwiam ją, iż jest w stanie tak bardzo poświęcić się dla innych. Wyczerpując siebie do ostatniej kropli mocy, nadal jest gotowa iść i kogoś ratować. Jest determinacja w celu uratowania Krewniaków napawa mnie szacunkiem i wielką chęcią pomocy w tym, co robi. Co dzień spotykam się z takimi objawami nietolerancji, z poczuciem wyższości i lepszości nad innymi. Przecież jest się lepszym, to tylko niecni ludzie, zwierzęta… Przecież każdy ma prawo do bycia na ziemi, dla każdego jest miejsce. Więc gdzie pchacie się z łapami?! Żywię wielkie nadzieje co do trylogii, w rękach już trzeci tom, niebawem czwarty, aż płakać się chcę na myśl o rozstaniu z bohaterami i historią. W końcu dobra książka, wciąga cię do swojego świata.