Druga część trylogii Larssona zaskoczyła mnie na wiele sposobów.
W telegraficznym skrócie – książka przedstawia dalsze losy głównych bohaterów pierwszej części. Lisbeth zostaje wplątana w wyjątkowo złożoną zbrodnię, przez którą stanie się sławna w całej Szwecji. Wraz z rozwojem wydarzeń poznamy wiele mrocznych szczegółów jej przeszłości. Mikael, w ramach długu wdzięczności, zrobi wszystko, by oczyścić ją z zarzutów...
Niemal podskoczyłam z radości, czytając definicję równań poszczególnych stopni, znajdującą się przed rozpoczęciem pierwszego rozdziału. Facet (Larsson) jest naprawdę niesamowity i zna się praktycznie na wszystkim, tym razem na tapecie będzie matematyka! Dosłownie chłonęłam wszelkie związane z nią fragmenty tekstu. Nie minęło wiele czasu, zanim wpisałam w wyszukiwarkę słowo „dimensions”, które automatycznie zostało uzupełnione słowami „in mathematics”. Zakładam więc, że należę do liczniejszej grupy osób przeszukujących Internet z nadzieją zdobycia tak często wymienianej książki. Przyszłym „poszukiwaczom” zaoszczędzę nieco czasu – książka jest niestety jedynie fikcją literacką. Szkoda, gdyby faktycznie istniała, jej autor byłby dzisiaj zapewne miliarderem ... Z czasem matematyka pojwiała się coraz rzadziej, by w końcu całkowicie zniknąć. A tak liczyłam, że jej wprowadzenie stanowi kolejne, genialne posunięcie autora... Matematyczny motyw pojawi się wprawdzie na ostatnich stronach powieści, ocenę jego wartości pozostawiam jednak Czytelnikom...
Jako duży plus uznaję ogólny przebieg wydarzeń. Spodziewałam się kolejnej zagadki, którą, ramię w ramię będą rozwiązywać główni bohaterowie. Nic bardziej mylnego ... Autor postanowił całość maksymalnie skomplikować, konsekwentnie wprowadzając coraz to nowe wydarzenia, skłaniające Czytelników do wyciągania zdumiewających wniosków...
Ucieszyło mnie, że Mikael usunął się nieco na drugi plan, choć nie mogę pojąć dlaczego miałby się cieszyć aż taką popularnością i rozpoznawalnością wśród społeczeństwa. Niezależnie od tego, gdzie się pojawił, każdy bądź rozpoznawał TĄ twarz, lub w najgorszym wypadku TO nazwisko. Spróbujcie skojarzyć nazwisko jakiegokolwiek dziennikarza, który ma w dorobku wykrycie JEDNEJ ogólnokrajowej afery. I to przynajmniej dwa lata temu. Nic nie przychodzi do głowy ? Cóż, w tej kwestii autor zdecydowanie się rozmarzył...
Lisbeth to zdecydowanie bardziej wdzięczny temat. Tajemnicza dziewczyna o niesamowitych zdolnościach hakerskich, którą albo się kocha albo nienawidzi... Larsson bezsprzecznie należy do jej wielbicieli, który wprost nie może się oprzeć, by przypisywać jej coraz to nowe, niemal nadludzkie zdolności. Kulminacją tych skłonności stają się ostatnie strony powieści, które zapewnie bardzo spektakularnie zaprezentują się w ewentualnym filmie, w książce graniczą jednak z absurdem. W moim odczuciu było to wyjątkowo złe posunięcie. Jeśli chciało się tworzyć podobne historie, trzeba było zająć się fantastyką a nie pisaniem kryminału...
Czytając recenzje innych osób zauważyłam sporą irytację powtarzającymi się opisami mebli pewnej znanej szwedzkiej firmy. Osobiście uznałam to za dość zabawne posunięcie. Z jednej strony autor narzucił nam konkretne modele, nie dając możliwości wyobrażania sobie czegokolwiek innego, z drugiej jakby przeczuwał, że jego książka może stać się podstawą scenariusza filmu a wspomniana firma znaczącym sponsorem...
Angielskie wstawki, które bardzo drażniły mnie w pierwszej części, pojawiają się dalej, choć na szczęście zdecydowanie rzadziej.
Jeżeli po pierwszej części w mojej głowie zrodził się szereg pytań i wątpliwości, po lekturze drugiej mogłabym zapełnić nimi kilka stron. Autor wprawdzie próbował pamiętać o wszystkich detalach swojej powieści i ich zgrabnym połączeniu, jednak zaproponowane przez niego rozwiązania nie do końca mnie przekonały, niektóre śmiem nawet nazwać naciąganymi do granic przyzwoitości. Po lekturze pierwszej części spodziewałam się czegoś mniej abstrakcyjnego.
Podsumowując muszę przyznać, że byłam bardzo zaskoczona, jak wiele osób uznało tą część trylogii za bardziej udaną, niż jej poprzedniczkę. Być może ekonomiczne zawiłości pierwszej części jednak skutecznie utrudniły niektórym jej odbiór, innego powodu osobiście nie jestem w stanie znaleźć. Osobiście postrzegam tą część jako dużo słabszą, choć wierzę, że autor miał dobre intencje... „Dziewczyna, która igrała z ogniem“ to całkiem przyzwoita pozycja, momentami bardzo wciągająca, choć nie do końca trafiająca w mój gust. Mam jednak nadzieję, że w ostatniej części autor ponownie podniesie poprzeczkę, przekonam się już wkrótce...
(
http://alison-2.blogspot.com/2012/01/dziewczyna-ktora-igraa-z-ogniem.html)