Całe życie wmawiano mi, że Kraków to miasto królów. Ale nastały czasy Adriana Bednarka, który obalił królewskość Krakowa. Okazało się, że to miasto seryjnych morderców, a królowie nie mają z tym nic wspólnego. Jak nie Rzeźnik Niewiniątek, to Rozpruwacz z Krakowa… Jak żyć w tym mieście i nie zwariować???
Wydaje się, że Kuba Sobański uciszył szalejące w nim demony i wiedzie ustabilizowane życie adwokata stojącego u progu kariery. Ma wszystko: urodę, pieniądze, charyzmę i powodzenie. Ale to jedynie pozory. W głowie Kuby ciągle toczy się mordercza walka z żądnym krwi przekleństwem młodości, bo „Walki z nałogiem nie da się wygrać definitywnie. Nałóg można, co najwyżej, kontrolować. On wciąż się czai, gotowy do porwania w rozkoszne objęcia szaleństwa, gdzie żadne bariery nie istnieją”. Dostaje pierwszą w swojej karierze wielką sprawę: będzie bronił Rozpruwacza z Krakowa, który w wyjątkowo wynaturzony sposób zabija prostytutki. Proces ma być trampoliną do wielkiej kariery, ale może też okazać się gwoździem do trumny. W tym czasie na drodze Kuby staje kobieta, która ma szansę stać się czymś w rodzaju katharsis. Jednak nic nie jest takie, jak mogłoby się wydawać.
W drugiej odsłonie historii Kuby Sobańskiego również nie brakuje mroku, cierpienia, bólu, przemocy i bestialskich mordów, jednak przyznać trzeba, że ta część znacząco różni się od „Pamiętnika diabła”. Akty zabijania nie dominują fabuły, mordercze wizje rozgrywają się bardziej w głowie bohatera, autor ograniczył również obecność brutalnych aktów przemocy. Fabuła w dużej mierze koncentruje się na procesie Rozpruwacza z Krakowa, przez co fabuła jest nieco bardziej statyczna, jednak nie brakuje retrospekcji z życia Sobańskiego. Poznajemy także kolejne fakty dotyczące Klary Sobańskiej. Kuba wciąż rozpamiętuje przeszłość, co negatywnie wpływa na jego stan psychiczny. W tym tomie najbardziej niesamowite były wszelkie monologi wewnętrzne Kuby, nieustająca walka jaką toczył ze swoimi pragnieniami, natłok myśli i emocji przewalających się przez jego głowę i wszelkie, mozolnie podejmowane, lecz nieudolne próby stłumienia w sobie morderczego pożądania, bo „demony wciąż śpiewały dziką arię”, a „myśli mimowolnie wracały do przeszłości, popychając mnie w otchłań szaleństwa”. Autor znowu mistrzowsko rozpracowuje chory, psychopatyczny umysł szaleńca, który pod powłoką normalnego człowieka, przysłowiowego „chłopaka z sąsiedztwa” ukrywa cały swój mrok i mordercze instynkty. Te psychologiczne aspekty, niemal drobiazgowe psychoanalizy i motywacje, zrobiły na mnie największe wrażenie.
W tej części nie ma większych szans na rozgryzienie toku fabuły wcześniej niż autor sam zechce nam to wyjawić. Wiele razy wydawało mi się, że już wiem, jak to będzie i za każdym razem błądziłam jak dziecko we mgle. Autor sprytnie miesza, wprowadza nowe okoliczności, które diametralnie zmieniają bieg spraw pozostawiając w czytelniku uczucie wiecznego niedosytu i chęci przewracania stron w poszukiwaniu odpowiedzi. „Proces diabła” kończy się brawurowo, zostawiając uczucie niepokoju i ciekawości co dalej. Na szczęście ja nie muszę czekać na kolejny tom cyklu bo już się panoszy w moim czytniku :)