Zapewne znacie, a przynajmniej kojarzycie książki Richarda Evansa, dlatego wiecie, że do tej pory zasłynął on w Polsce, jako autor literatury obyczajowej. Jego dzieła są refleksyjne, przyjemne w odbiorze i ubarwione romansem. Przekonałam się, że należy do tych pisarzy, którzy nie zawodzą swoich fanów, więc jego książki mogę kupować w ciemno. Tym razem byłam jednak zupełnie zaskoczona tematyką jego najnowszej powieści.
"Michael Vey Więzień celi 25" opowiada historię czternastolatka z zespołem Tourette'a. Chłopak nie jest zbyt popularny, a do tego jest niski i ma różne tiki. Nikogo nie powinno dziwić, że szkoła średnia jest dla niego koszmarem. Jeśli akurat nie jest niewidzialny dla popularnych dzieciaków, to Ci z okrutnymi ciągotami znęcają się nad nim. Wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej, gdyby Michael pokazał im kim jest naprawdę. Nastolatek ukrywa swój niezwykły dar, jakim jest zdolność rażenia prądem. Któregoś dnia, jego oprawcy doprowadzają go na skraj wytrzymałości, czego efektem jest ich porażenie. Świadkiem całego zajścia jest jedna z najpopularniejszych dziewczyn w szkole, czirliderka o imieniu Taylor. Nastolatka również posiada pewne zdolności związane z elektrycznością. Oboje łączą siły z nastoletnim geniuszem Ostinem by dowiedzieć się skąd one pochodzą.
Zapewne pomyśleliście, że połączenie największej szkolnej ofiary z popularną, blond czirliderką jest tak typowe, że aż nudne. Wiecie, co? Zgadzam się z wami, choć tylko do pewnego stopnia. Evans faktycznie sięgnął po jeden z najbanalniejszych motywów i wplótł go w dość nietypową intrygę. "Więzień Celi 25" nie skupia się na miłości nastolatków, ani nawet na ich niezwykłych zdolnościach, ale na potędze organizacji, która przy ich pomocy chce zdobyć władzę i pieniądze. Wydarzenia opisane w książce skrywają w sobie również wartości, którymi człowiek powinien kierować się w swoim życiu. Jeśli jednak spodziewacie się wyczerpujących przemyśleń nad jednym konkretnym problemem możecie się rozczarować.
Nastoletni bohaterowie Evansa są dobrze wykreowani i przyjemni w odbiorze. Warto podkreślić, że autor nie zapomniał, że czternastolatkowie nie posiadają w sobie tej bezczelności i świadomości własnych praw, jaką posiada dojrzały człowiek. W konfrontacji z Hatchem nie postępują, jak dorośli, lecz jak dzieci, które zdają sobie sprawy z jego przewagi. Reakcja Taylor na "prośbę" Hatcha świetnie to obrazuje. Dziewczyna czuje, że jest mu coś winna, ponieważ kupił jej drogie rzeczy i dobrze ją traktuje, a przez to zapomina, że jest jego więźniem. Michael z rozdziału na rozdział coraz bardziej dojrzewa i nabiera pewności siebie. Rozumie, że jego wcześniejsi oprawcy mogą pomóc mu w osiągnięciu celu. Staje się odważny i nieugięty, a przy tym na wskroś dobry. Zarzuciłabym mu nieskazitelność, gdyby nie to, że razi ludzi prądem i ma Tourette'a, dzięki czemu jest bardziej ludzki. Taylor również się zmienia, lecz nie na korzyść. Początkowo była miłą dziewczyną, którą łatwo było sobie wyobrazić, lecz z biegiem czasu stała się zupełnie nijaka.
Akcja utrzymuje się na przyzwoitym poziomie, fabuła nie jest innowacyjna i niestety nie wiele w książce mnie zaskoczyło, ale z pewnością jest ciekawa. Pomysł interesujący, bohaterowie przemyślani, a styl Evansa jest bardzo dobry, ale to jest dość oczywiste. Jestem przekonana, że ta pozycja rozszerzy grono wielbicieli Richarda Evansa.