Świat z tamtych, przeszłych lat.
Miłośniczką pióra Marii Rodziewiczówny jest już od bardzo dawna. Jej książki zaczęłam czytać mając naście lat. I bardzo je polubiłam. Bo moja romantyczna dusza lubi czasem nasycić się literaturą dla pań w stylu retro, kiedy nie było samochodów, internetu i cyfrowej jakości, gdy kobiety chodziły w pięknych, długich sukniach i obowiązywały inne normy niż dziś. Tak ten świat określam sobie umownie "w kolorze sepii' i on bardzo mnie fascynuje. Kiedyś było inaczej, zdecydowanie bardziej romantycznie i honorowo. "Farsa pani Heni " wydana nakładem wydawnictwa MG to kolejna z książek, które przeniosły mnie wstecz do innego świata. Ta książka oprócz tytułowego utworu zawiera jeszcze dwa inne : "Jazon Bobrowski " i "Nad program" . Wszystkie są urocze i przypadły mi do gustu.
"Farsa pani Heni" to utwór opowiadający historię trzpiotki Henryczki i jej męża. Henia jest sierotą nad którą pieczę sprawuje stryj i wuj. 17-letnia panna ma talent wokalny i marzy o karierze śpiewaczki. Gdyby Henia żyła dziś pewnie udałaby się na jakiś casting, wzięła udział w programie "Mam talent" czy " Szansa na sukces". Ale w czasach Heni nie było takich możliwości. Dziewczyna postanawia pozbyć się kurateli krewnych i wyjechać do Paryża. Aby tego dokonać ........ szuka męża. Utwór ten jest bardzo wesoły i pogodny, niesie lekką treść, choć losy męża Heni wzruszają i rozczulają.
"Jazon Bobrowski" to opowieść o samotnym mężczyźnie, który pewnego dnia otrzymuje spadek po ciotce. Udaje się do owego majątku, choć czuje się niegodny do objęcia nad nim pieczy. Tu poznaje przyjaciół , dowiaduje się o istnieniu rodzinnym sekretów, poznaje wielkie serce zmarłej ciotki i traci głowę dla pewnej panny z sąsiedztwa. To romantyczna opowieść o kawalerze honorowym i romantycznym, okraszona pięknymi opisami przyrody i życia w ubogim majątku, która spodobała mi się najbardziej.
"Nad program" to najkrótszy z utworów, opowiadający losy pewnego wdowca, który udając się do miasta w celu uregulowania spraw zawodowo-osobistych zmienia swoje życie pod wpływem rad i działań dobrego przyjaciela. Spodobała mi się postawa mężczyzny - smutnego wdowca, który za sprawą pewnej panny zmienia się nie do poznania.
Autorka została na okładce określona mianem "Polskiej Jane Austin". Osobiście całkowicie zgadzam się z tym określeniem i uważam je za bardzo trafne. Dla mnie Rodziewiczówna jest kronikarką przeszłych czasów dla nas, a jej współczesnych. Pięknie przekazuje nam dawną rzeczywistość, która była tak odmienna, ale i urocza. Te piękne dwory, otoczone śliczną przyrodą, te odmienne zasady codziennej egzystencji. Dziś mogą one nawet niektórych śmieszyć, ale mnie ten dawny świat zachwyca. Inne pokolenie niż nasze może bardziej umiało docenić honor i dane słowo. Ale i wtedy nie brakowało wesołych panienek jak Hania, chcących podbić świat i zagrabić wiele męskich serc. A mężczyźni ? Ci na miarę Chojeckiego czy Bobrowskiego są tacy szarmanccy, uroczy i romantyczni. Dziś pewnie już o wiele trudniej znaleźć takich kawalerów. I bale - te urządzane w karnawale, na których tańczono mazury, polki i kadryle - chętnie bym choć jeden wieczór na takim spędziła, ale cóż to możliwe jest tylko w książkach Rodziewiczównej.
Książka warta uwagi i czasu mile umili chwile zimowego wieczoru. Dla mnie to cenna perełka przeszłości. Polecam.