„Śmiech diabła” z cyklu „Dzieci starych bogów” Agnieszki Mieli to kolejna z książek, które trafiły do mnie wskutek booktouru. I w zasadzie powinnam napisać dwie recenzje. Pierwszą o powieści, którą przeczytałam. Drugą o sobie, jako czytelniczce fantasy.
W swojej książce Pani Agnieszka zabiera nas do fikcyjnego państwa, Kerhalory. Nasze pierwsze spojrzenie na otaczający świat to spojrzenie dwunastoletniego chłopca, który dostał od ojca trudne zadanie. Tak trudne, że wie, iż nie wyjdzie z tego żywym. Ma on bowiem zabić wojownika, nazywanego Lisem. Zrządzeniem losy młody Bertram natyka się na jego córkę, Aine zwaną Wilgą. Przemarznięty i chory chłopiec znajduje schronienie i opiekę wśród innych szkolonych przez Balora dzieci. Tak mijają lata. Nieszczęście, które spada na całą wioskę oraz rodzinę Aine i Bertrama, nie tylko ich poróżni i rozdzieli, ale także popchnie do długiej wędrówki w celu odnalezienia odpowiedzi, pomocy i siebie nawzajem.
Fabuła wskazuje na typowe fantasy. Drużyna, kłopoty, wędrówka, nawet mapka. Można by powiedzieć, że powieść Pani Agnieszki niczym się nie wyróżnia. I może faktycznie odznacza się tym, czym fantastyka stoi. Niemniej jest w „Śmiechu Diabła” coś wyjątkowego. I choć z przykrością stwierdzam, że tym czymś nie jest fabuła to z radością mogę oznajmić, iż chodzi mi o… kunszt autorki. Gdybym nie wiedziała, że jest to debiutancka powieść, nigdy bym czegoś takiego sama nie stwierdziła. Treść była dopracowana w każdym calu. Wyczerpujące opisy zarówno świata zewnętrznego, jak i uczuć i rozterek bohaterów. Niejednokrotnie błyskotliwe dialogi, (choć zdaje się, że ironiczni, sypiący uszczypliwościami główni bohaterowie to już w literaturze norma), świetne opisy walk i zgrabne poprowadzenie akcji. Zarówno Bertram jak i Aine mogą wzbudzać sympatię, (oraz wszelkie inne uczucia w miarę postępowania fabuły, ale dla mnie to plus, bo to znaczy, że nie są czytelnikowi obojętni; co oznacza, tak, owszem, oboje w pewnym momencie stają się zwyczajnie irytujący ;). I to chyba tyle z plusów. A dlaczego? O tym napiszę trochę później.
Jeśli zaś chodzi o minusy to z całą pewnością najbardziej denerwujące i dezorientujące były przeskoki czasowe. Nie zdążyłam jeszcze dobrze poznać Aine i Bertrama jako dzieci, kiedy na następnego stronie okazali się już być niemal dorośli. Nie zdążyłam wczuć się w beznadzieją sytuację Wilgi, kiedy nagle… minęły 4 lata. Dekoncentrowało mnie to. Sprawiało, że w pewnym momencie… przestało mnie obchodzić co dzieje się z bohaterami. I to chyba mój największy zarzut. Rozumiem, że autorka chciała pchać fabułę naprzód. Moim zdaniem chyba jednak trochę za szybko. Bez tłumaczenia co działo się w czasie, w którym nie widzieliśmy się z bohaterami. A cztery lata to długo. Mogło wszak zdarzyć się wszystko. Jeśli mam spędzić z jakimś bohaterem kolejne 400 stron, chciałabym choć trochę się do niego przywiązać. Ale w tym celu muszę go poznać. Zastanawianie się przy każdym kolejnym rozdziale czy aby nie minął już jakiś czas, nie wyszło moim próbom przywiązania na dobre.
Klasyczny chwyt z „Kto się czubi, ten się lubi” chyba też nie do końca na mnie zadziałał. Bohaterowie w swych dorosłych wersjach, zwłaszcza po tragedii w Nomander zaczęli mnie irytować. Niektóre ich motywacje były dla mnie niezrozumiałe, (jak chociażby zarzut, że Aine jest winna masakry, ponieważ przeżyła. Rozumiem, że Bertrama zaślepiał żal i żałoba, nie zmienia to faktu, że Wilga też wszystko straciła tamtego dnia. Nie klei mi się rozumowanie i Bertrama i jej ojca, że w związku z tym należy ją obwiniać).
Szkoda też, że tak niewiele wiemy o otaczającym nas świecie. Ale ponieważ to dopiero pierwszy tom, myślę, że otoczenie zostanie rozbudowane.
I to chyba sprowadza nas do drugiej recenzji: mnie jako czytelnika fantasy. Wyrosłam z tego. Jeszcze rok temu twierdziłam, że nie, ale najwyraźniej była to już równia pochyła. Może to efekt „przeczytania”, lata temu pochłonęłam tak dużo książek fantasy, że już zwyczajnie bo(o)kiem mi wychodzą? A może jestem zmęczona kliszami? Bo czy każdy karzeł musi być inteligentnym, sarkastycznym alkoholikiem? A czy wytrenowana w walce dziewczyna, swobodnie operująca dwiema szablami, (w tym wypadku nie mieczami) nie brzmi jakoś znajomo?
Mam w planach jeszcze kilka książek fantasy do przeczytania, ale prawdopodobnie nie będą przełomowe i w moim postrzeganiu nic się nie zmieni. Po drugą część „Dzieci starych bogów” też raczej nie sięgnę, właśnie z powodu tego, że (co przyznaję z bólem serca) chyba nie jestem już fanką tej najwspółcześniejszej fantastyki. Może gdzieś tam, pod czyjąś ręką powstaje coś świeżego, co kiedyś znów mnie oczaruje, jak niegdyś klasyka fantasy czy cykl o Temerairze Naomi Novik. Póki co wrócę do innej literatury, tej, która sprawia mi radość.
Na koniec chciałam zaapelować do Pani Agnieszki, bo wiem, że to przeczyta. Proszę nie brać sobie tych wszystkich słów do serca. Jestem oczarowana Pani piórem oraz zadowolona, że w trafiłam na kogoś z talentem, dlatego zamierzam Pani kibicować. A także obserwować rozwój kariery. Mam nadzieję, że kiedyś spotkamy się na bardziej podatnym dla mnie literackim gruncie. Życzę samych sukcesów. Jestem pewna, że przyjdą.