Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl
Po dłuższej przerwie postanowiłam skorzystać z oferty Klubu Recenzenta i mój wybór padł na książkę Sante Montefiore „Smak szczęścia”. Zazwyczaj nie czytam takich romansów, ale książki Sante Montefiore przewijały się często przed moimi czytelniczymi oczyma i postanowiłam sprawdzić jak udało się autorce zdobyć dość sporą popularność.
Książka opowiada o Angelice, autorce książek fantasy dla dzieci, która w domu jest przykładną matką i żoną swego bogatego męża bankiera. Jej dzień kręci się wokół wyprawiania dzieci do szkoły, picia wina z gronem przyjaciółek, obgadywania nieprzyjaciółek, odbierania dzieci ze szkoły i znoszenia humorów męża po powrocie z pracy. Jej opływające w luksusy życie w pięknym domu w Londynie wywraca do góry nogami nonszalancki, charyzmatyczny Jack, którego poznaje na jednym z eleganckich przyjęć. Przybysz z RPA jest tak fascynujący, że bohaterka bez mrugnięcia okiem wdaje się w tę znajomość. Niewinny mailowy flirt przeradza się w pełnoprawny romans, kiedy Angelica, promując najnowszą książkę przybywa na spotkania autorskie do Afryki.
Chciałabym znaleźć jakiekolwiek plusy tej książki i poza tym, że szybko się czytało to nie widzę tam żadnych. Powieść irytowała mnie od początku i nie znalazłam tam ani jednej postaci, która nie doprowadzałaby mnie do białej gorączki. Wszystko prowadziło do tego romansu i poprowadzone było tak, żeby czytelnik nie potępiał bohaterki. Jack był absolutnie wspaniały i bez wad. Natomiast Olivier, mąż, był humorzasty, stosował chamskie odzywki, po których na miejscu Angeliki dałabym mu w twarz i wyszła razem z dziećmi na zawsze. Ona jednak była potulną i przykładną żoną, która żeby usprawiedliwić romans w końcu pokłóciła się z nim i pokłócona wyjechała w trasę promującą książkę. (W ogóle dla Angeliki wszyscy byli niemili, nawet siostra, która miała trudniej w życiu musiała co i rusz wbijać jej szpilę – a wszystko po to, żeby nie irytowały nas kroki, jakie podjęła bohaterka w eleganckiej winnicy w RPA).
Z kart książki wylewało się niepotrzebne nowobogactwo. Nie wiem czemu miał służyć zabieg autorki z dokładnym opisywaniem marek ubrań, zakładanych przez bohaterów, perfumy przez nich używanych czy noszonej biżuterii. S. Montefiore wyraźnie lubowała się w tym, gdyż opisy strojów były dokładne, ale skupianie się na podkreślaniu marek i firm było niepotrzebne, śmieszne, wręcz żenujące. Okej, autorko, wiem, że Angelica i jej mąż mają kupę siana i że jej przyjaciółeczki również. A w ogóle opisywanie picia alkoholu przez jedną z bohaterek, będącą w ciąży było absolutnie nie na miejscu. Po co kampanie i uświadamianie o niepiciu w ciąży, skoro popularna autorka ustami swej bohaterki oświadcza, że „dziecku alkohol nie przeszkadza”. Obrzydliwe.
Książka jest pełna niepotrzebnych wątków, które nie wnoszą nic do fabuły. Np. nielubiana koleżanka, która co i rusz chwali się otaczającymi jej luksusami, nową fryzurą itd. Kwestia ojcostwa owego pojonego winem dziecka. Ślub koleżanki, (którym zresztą książka się zakończyła, a był to tak niepotrzebny wątek i tak niepasujące zakończenie, że odłożyłam książkę z głosnym facepalmem), pies innej nieustannie wąchający tyłki itd. No po prostu nie było tam nic co mogłoby mnie zainteresować.
Sama Angelica oczywiście była kobietą sukcesu i totalną gwiazdą literatury, bo jakże by inaczej. W dodatku była ślepa na wady mężczyzn, którzy ją otaczali, bo nie widziała problemu nawet w cudownym Jacku, kiedy na nią nakrzyczał. Romans wytłumaczyła jedną kłótnią, stawiając na szali małżeństwo, (zamiast ustawić męża do pionu) oraz dotychczasowe życie jej dzieci. W mojej ocenie książka ma problem z morałem i moralnością. Nie ma chyba usprawiedliwienia dla zdrady. Natomiast z kart książki nie wynika jakoby byłoby to coś złego. Wystarczy, że trafi się poburczany, niedoceniający mąż i już można wskoczyć w ramiona innego (żonatego!) mężczyzny. Powieść miałam chyba udowodnić czytelnikom, że miłość jest wzniosła i wspaniała, nawet ta budowana za plecami małżonków.
Może książka jest dobra, żeby czytać ją przy kieliszku jakiegoś drogiego cabernet savuignon, w obłoku perfum od Diora i ciuchach od Chanel. Ale nie jest dobra, jeśli się myśli o tym co się przeczytało i chce się coś wynieść z lektury. Ja wyniosłam tylko lekkie uczucie zażenowania i zupełnie nie zostałam przekonana do sięgnięcia po inne pozycje autorki. Różnię się od bohaterki poczuciem moralności, otaczam się innymi ludźmi, ubieram ciuchy bez metek i nie piję alkoholu, kiedy nie mogę. To nie była lektura dla mnie.