Czarne lato. Australia płonie recenzja

Głos wołającego na spalonej ziemi

Autor: @atypowy ·9 minut
2022-03-25
Skomentuj
9 Polubień



Nietypowo rozpocznę od fragmentu z książki:

„W styczniu 2020 roku, jeszcze długo przed zniknięciem ostatnich dymiących plam lasu i buszu, australijski rząd ogłosił, że pożary będą kosztować ten kraj przynajmniej sto miliardów dolarów. Sto miliardów w pracy strażaków, w zniszczonych budynkach, w spalonym drewnie, które można by sprzedać. Ciekawe, na ile wyceniliby każde indywidualne życie dotknięte ogniem, niezależnie od jego taksonomicznej przynależności.
Na to niestety nie starczyło już miejsca w tabelach i na pnących się stromo w górę wykresach.”

Nie jest łatwo ocenić mi ten reportaż. Muszę przyznać, że w kilku miejscach mocno mnie irytował, ponieważ bardziej przypominał autobiografię autora, niż próbą opisu (i zrozumienia przyczyn) potężnych pożarów, które nawiedziły Australię na przełomie 2019 i 2020 roku. Nie mogę się jednak przyłączyć do chóru krytyki, która w Internecie wytknęła już wszelkie mankamenty tej pozycji, łącznie z (naprawdę czytałem taką recenzję!) okładką, na której są – o zgrozo! – lamy, a wszyscy wiemy, że bardziej odpowiednie byłyby misie koala!

Wiele zależy od naszego nastawienia. Jeśli wybaczymy Szymonowi Drobniakowi to, że zatytułował książkę „Czarne lato. Australia płonie”, a następnie snuje swoją narrację pisząc o Covidzie, podróżowaniu, śladzie węglowym, kwarantannie i marnowaniu energii – możemy wiele skorzystać z tej lektury. Sam zresztą zaznacza we wstępie, że nie jest to typowy reportaż o liniowej fabule. Nie przedstawia tylko suchych faktów, które znajdziemy w Internecie. On dosłownie snuje opowieść, w której znajdziemy po trosze wszystkiego – konkretnych danych, wspomnień, fabularyzowanych wywiadów ale również najzwyczajniejszych narzekań i zupełnie niezwyczajnych legend.

„Nie próbujcie czytać Czarnego lata, poszukując jakiejś linearnej fabuły. Każdy rozdział to część większej układanki – ale też kawałek mający własne życie. Możecie więc skakać między nimi do woli, nie stracicie przez to żadnego ukrytego wątku – nie ma go tutaj. Potraktujcie te wszystkie historie jak odblaski majaczące na powierzchni tej kryształowej kuli. Strzępy waszego własnego losu.”




CZYTAJ I WSTYDŹ SIĘ

Trzeba oddać autorowi, że potrafi on snuć swoją opowieść. Zazwyczaj podczas lektury reportaży nie zaprząta zbytnio mojej uwagi ich styl. Tym razem kilkakrotnie pomyślałem, że Szymon Drobniak ma lekkie i dobre pióro. Przyjemnie mi się czytało nawet te fragmenty, w których zaczynał mnie lekko irytować.

A zdarzało mu się to ilekroć zaczynał rwać sobie włosy z głowy, pisząc o tym jak to świat się kończy ze względu na wszystkie ekologiczne zbrodnie, których się kolektywnie dopuszczamy. Sam fakt, że zdecydowałem się na lekturę reportażu o pożarach w Australii świadczy o tym, że los tej planety nie jest mi całkowicie obojętny. Nie wiem czy książka ta straciłaby cokolwiek ze swojego przesłania, gdyby okroić ją z przydługich wstawek, które w moim odczuciu można uznać już za delikatną formę eko-terroryzmu. Myślę, że mogłaby nawet zyskać, ponieważ jaki sens ma dla przykładu ochrzanianie obecnych na wykładzie studentów za nieobecność pozostałych. Może jedynie taki, że gdy profesor mocno zmyje im głowę, to przekażą kolegom i koleżankom by nie opuszczali więcej zajęć. Niewykluczone, że podobny cel przyświecał Szymonowi Drobniakowi, gdy pisze np. o tym, że powinniśmy się wstydzić podróżowania samolotami. Albo powinniśmy wstydzić się przycinania i podlewania trawników. Albo gdy pisze długi passus o tym jak nieracjonalnie oświetlane są korytarze jednej z uczelni.

W trakcie lektury tego reportażu, nieraz towarzyszyło mi uczucie, że autor chce wywołać we mnie poczucie wstydu. Może to być irytujące, ponieważ sam przyznaje się do podróżowania samolotami (ale każdorazowo się wstydzi!), a jego książka nie została wydana jedynie w formie elektronicznej (wersja którą posiadam ma nawet błyszczącą od tworzyw sztucznych okładkę!). Możliwe, że nie tak łatwo jest mnie zawstydzić, bo niezrażony tymi fragmentami, naprawdę wciąż byłem ciekaw relacji świadków tych potężnych pożarów, o których wiele słyszeliśmy na początku 2020 roku, zanim Covid-19 zdobył monopol na wszystkie newsy. Nie zrażajcie się, że początek to głównie coś a’la pandemiczny dziennik. Im dalej – tym ciekawiej, a za wytrwałość nagradza nas zwłaszcza rozdział siódmy – „Tajemnice”.



DECYDUJ CO OCALISZ

Gdy latem na przełomie 2019/2020 roku (tak, gdy u nas trwała zima, w Australii było piekielnie gorące lato – to dziwny kraj) szalały na niespotykaną dotychczas skalę pożary, wielu ludzi zmuszonych było do ucieczki. Nieraz otrzymujemy ALERTY na telefon, które zachęcają nas do tego aby nie opuszczać domów ze względu na złą jakość powietrza. Tysiące Australijczyków otrzymało podobne komunikaty, które wzywały ich do natychmiastowego opuszczenia miejsca zamieszkania i zwyczajnej ucieczki. Masz kilka godzin i prawdopodobnie twój dom i cały dobytek spłoną…

Spróbuj wczuć się w tę sytuację. Dziś wiele osób zmuszonych było do podobnych decyzji opuszczając Ukrainę. Nie wiedzą czy wrócą. A nawet jeśli się uda, to wciąż nie wiedzą czy coś zostanie z dorobku ich życia. W Australii pożary były zawsze (co jest koronnym argumentem osób negujących globalne ocieplenie), więc ryzyko utraty domu wpisane jest w codzienność mieszkańców tamtych obszarów. Nie ubezpieczysz domu bez odpowiedniej ekspertyzy ryzyka pożarowego. Jest jednak zasadnicza różnica pomiędzy życiem w cieniu realnego ryzyka, a chwilą w której musisz ratować się ucieczką. Co ocalisz, a co zostawisz na pastwę losu? Tam również trwała wojna – walka z rozszalałym ogniem. Linia frontu nieubłaganie przesuwała się w pobliże osad ludzkich, a potem trawiła „dzieła ludzkie”:

„– Przez dwa ostatnie tygodnie grudnia tak naprawdę czekaliśmy na jedno: alert od lokalnych służb ratunkowych nakazujący ewakuację. W połowie miesiąca ogień pojawił się kilkadziesiąt kilometrów na południe od Wingello i wiatr powoli spychał go na północ. Już na początku grudnia zrobiłam porządek w naszym dobytku. Wszystko, co chciałam zabrać, rzeczy absolutnie najważniejsze, zgromadziłam w koszu na werandzie, spakowane i gotowe do wyprowadzki.
Próbuję przypasować do takiej sytuacji własną osobowość, mój nawyk zostawiania wszystkiego wszędzie. Co by było, gdybym musiał te rzeczy szybko odszukać, zważyć każdą materialnie i emocjonalnie, wydać na każdą z nich wyrok – lub zdecydować się na akt łaski? Gdy pakujemy się przed jakąkolwiek zwykłą podróżą, nawet gdy jesteśmy mocno spóźnieni, zawsze jest ten zawór bezpieczeństwa: „Jeśli nie wezmę czegoś, poradzę sobie, przecież nie zginie”. Pakowanie się przed katastrofą to jak rachunek sumienia, ostateczny wybór. Nagle się okazuje, co jest naprawdę moje – a co nigdy na dobrą sprawę moje nie było, bo oto zostawiam je na pastwę żywiołu.
Oczywiście spytałem Casey, co zabrała ze sobą. Ona jest przede wszystkim botaniczką, jej mąż filozofem. Co więc mogli zabrać? Z rozbrajającą szczerością rzuciła: nasiona i książki. Dostałem tymi nasionami prosto między oczy. Gdybym sam uciekał, książki ratowałbym na pewno. Łatwopalne w swojej ścisłej definicji i konstrukcji – jak ich nie ratować? Każda setki albo tysiące razy dotykana, między stronami wetknięte oddechy, czasami łzy albo mimowolne zamyślenia. Ale nasiona?”



TAKIEGO NIEBA NIGDY NIE ZAPOMNĄ

Tym co wielu Australijczyków najbardziej przerażało tamtego pamiętnego lata, był nietypowy kolor nieba. Podczas prowadzonych przez siebie zajęć, autor książki rozdał dzieciom kredki i dał im proste zadanie. Poprosił aby pokolorowały kwadraty na kartce używając tych kolorów, które najbardziej kojarzą im się z niebem początku 2020 roku. To co otrzymał jest tożsame ze wspomnieniami wielu osób zabierających głos w książce.

„Zastanawiałem się, czy na pytanie o najlepiej zapamiętany kolor nieba maluchy nie odpowiedzą po prostu kalejdoskopem błękitów, lazurów, granatów, przybrudzonych turkusów. Ale nie – rozrzucone na ziemi kartki to ławica pikseli w kolorze rudej cegły, beżowej kości, cielistej skóry, ochrowej ziemi. Takiego nieba dzieci pewnie nigdy nie zapomną.”

Takie niebo widzimy właśnie na okładce książki. Niebo, które towarzyszyło Australijczykom przez długie tygodnie. Nie wiedzieli czy nadal znajdują się na ziemi, bo atmosfera coraz bardziej upodabniała się do tej panującej na marsie. Niebo brunatne, ceglasto czerwone, ciemnoszare i pomarańczowe. Nie takie do jakiego przywykliśmy. Nie takie, które znajdziemy na widokówkach z Sydney. Nie takie jakie powinno być.



NIE WAŻNE JAK ŁADNIE NAZWIESZ KONIEC ŚWIATA – ON NADCHODZI

Trwa debata (cóż za ładne określenie kłótni) czy za pożary odpowiada globalne ocieplenie. Szymon Drobniak nie ma wątpliwości, że tak właśnie jest. Mało tego – jest przekonany, że to dopiero początek coraz gorszych kataklizmów, o ile prędko się nie opamiętamy! To dlatego chce nas zawstydzić. To dlatego nie przebiera w środkach wyrazu aby nami wstrząsnąć. Ubolewa nad tym, że jeśli w publicznej debacie porusza się w ogóle ten temat, to zazwyczaj zbyt delikatnie. Dzieci w szkole oglądają kolorowe wykresy, które nie oddają dramatyzmu sytuacji – grożącej ziemi zagładzie:

„Szkolne programy i to, jak nauczana jest młodzież, stanowią w dużej mierze pochodne polityki właśnie – „katastrofa ekologiczna” nie zakorzeniła się szczególnie mocno w głowach najmłodszych. Choć przecież mówimy o końcu świata. A końca świata nie obchodzi, jak zgrabnie i oszczędnie, jak czysto i merytorycznie go opisaliśmy.”

Rozumiem wzburzenie autora, ponieważ widzi nadciagające zagrożenie i rozpaczliwie bije na alarm. Niestety niewielu chce go słuchać, bo wymagałoby to podjęcia bardzo konkretnych kroków. W kulturze egoizmu ciężko jest rezygnować ze swojej wygody. Mało kogo przekonuje do wzmożonego wysiłku i zmian argument, że oto jest cień szansy na to, iż w ten sposób przyczynimy się dobru przyszłych pokoleń.

Choć jestem osobą wierzącą, to – wybaczcie – absolutnie nie wierzę, że uratujemy tę planetę. To, że Starbucks przestał dorzucać plastikowe słomki do dużych plastikowych kubków z kawą to odrobinę zbyt mało. Staramy się unikać torebek foliowych, ale ich miejsce w oceanach zajęły teraz miliony maseczek i opakowań po sterylnych strzykawkach. Mnie to jednak nie dziwi, a „czarne lato” traktuję jako preludium wypełnienia się słów Biblii, które bardzo jednoznacznie zapowiadają przyszłość naszej planety:

„Dzień Pana nadejdzie jak złodziej. Wtedy niebo z trzaskiem przeminie, podstawy świata stopnieją w ogniu, ziemia odpowie za swoje działania i człowiek zda sprawę ze swoich dokonań. Skoro w taki sposób to wszystko ma ulec zniszczeniu, to jak święcie i pobożnie wy sami powinniście postępować na co dzień?” (2 Piotra 3:10-11 SNP)



Polecam Wam lekturę reportażu Szymona Drobniaka, przy założeniu, że wspomniane w recenzji mankamenty są dla Was do przyjęcia. To kawał solidnie napisanej książki, jak zresztą większość pozycji z wydawnictwa Czarne. Jeśli dla odmiany chcecie poczytać o innych tragediach niż te, które rozgrywają się niemalże na naszych oczach (doczekaliśmy się wojny, która jest niemalże streamowana na żywo, a i tak nie wiemy co się faktycznie dzieje za naszą wschodnią granicą) – „Czarne lato” może być odpowiednim wyborem.



PS. Zapraszam też na bloga: atypowy.com
oraz IG:@cien_mgly


Moja ocena:

Data przeczytania: 2022-03-16
× 9 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Czarne lato. Australia płonie
Czarne lato. Australia płonie
Szymon Drobniak
6.1/10
Seria: Reportaż [Czarne]

Trzydzieści trzy ofiary śmiertelne, ponad dwa i pół tysiąca spalonych domów, ponad miliard martwych i trzy miliardy poszkodowanych zwierząt. Ponad osiemnaście milionów hektarów buszu i obszarów rolni...

Komentarze
Czarne lato. Australia płonie
Czarne lato. Australia płonie
Szymon Drobniak
6.1/10
Seria: Reportaż [Czarne]
Trzydzieści trzy ofiary śmiertelne, ponad dwa i pół tysiąca spalonych domów, ponad miliard martwych i trzy miliardy poszkodowanych zwierząt. Ponad osiemnaście milionów hektarów buszu i obszarów rolni...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

Szymon Drobniak w swojej książce okiem biologa i ekologa spogląda na ogólne zagrożenia dla ekosystemu naszej planety spowodowane ociepleniem klimatu. Właściwie ten temat dominuje i bywa nużący, ale p...

@Remma @Remma

Nie ma chyba osoby, która nie pamięta wielkich pożarów w Australii. Dramatyczne obrazki docierały do nas z każdej możliwej strony. Spalone pola i lasy, umierające w ogromnych cierpieniach zwierzęta o...

@Zaczytane_koty @Zaczytane_koty

Pozostałe recenzje @atypowy

Twierdza Chiny
Mocarstwo u bram

Różne mamy powody by sięgać po książki. Często by znaleźć tam chwilę wytchnienia. By cieszyć się pięknym językiem. By oderwać się od przytłaczającej nas codzienności, wy...

Recenzja książki Twierdza Chiny
Psalm dla zbudowanych w dziczy
Dla tych, którym przydałaby się chwila wytchnienia

Bardzo chciałem przeczytać tę książkę. Nie często tak mam w ostatnim czasie, bo nie narzekam na brak książek czekających w kolejce, jednak w tym wypadku naprawdę wyczeki...

Recenzja książki Psalm dla zbudowanych w dziczy

Nowe recenzje

Impuls
Impuls.
@Malwi:

"Impuls" to poruszająca opowieść o sile matczynej miłości, wytrwałości i walce z własnymi demonami. Jolanta Żuber prowa...

Recenzja książki Impuls
Dlaczego podskakuję
DLACZEGO PODSKAKUJĘ
@mikka138:

Gdy tylko dowiedziałam się o czym jest ta książka, wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Temat jest mi dobrze znany, a wi...

Recenzja książki Dlaczego podskakuję
Mieszko. Wyjście z cienia
"Mieszko. Wyjście z cienia"
@tatiaszaale...:

Nie można stać w miejscu, trzeba przeć do przodu i do przodu. Bo kto nie idzie dalej, a stoi czy na zadku siedzi zadowo...

Recenzja książki Mieszko. Wyjście z cienia
© 2007 - 2024 nakanapie.pl