Mówi się, że śmiech to zdrowie, a czytanie książek dobrze działa na mózg. Wynika z tego, że przeczytanie komedii, będzie miało cudowne właściwości dla naszego samopoczucia i rozwoju. Zostanę królikiem doświadczalnym i sprawdzę dla was czy to prawda.
Kiedy w moje łapki trafiła "Debeściara" pewna Pani obiecała mi, że przeczytam tę książkę w jeden dzień. Nie kłamała. Kiedy wszystkie codzienne sprawy zostały ogarnięte, przyszedł czas na relaks połączony z ćwiczeniem mięśni twarzy. Można by było mnie nagrać jak czytam tą powieść. Na zmianę śmiałam się, krzywiłam, dziwiłam itp. Było to bardzo ekspresyjne czytanie.
"Mina mojej współlokatorki była lepsza od orgazmu – dziewczyna wyglądała, jakby została spoliczkowana półdupkiem przez szympansa."[1]
Fabuła
Monika to przypałowiec pełną gębą. Jak ma wdepnąć w kupę, to wpadnie w krowi place. Jak ma nabić sobie guza, to czoło rozwalone i oko podbite. Jak ma wpaść pod samochód, to pod śmieciarkę. Może nie jest wybitnie inteligentna i heteryk myli jej się z heretykiem, ale jest cwana i waleczna. Pewnego dnia los zaczyna jej sprzyjać. Poznaje przystojnego mężczyznę i znajduje idealną pracę. Tylko czy podkolorowanie CV to był dobry pomysł? Wpadka goni wpadkę. Szpilki obcierają nogi, spódnica nie pozwala na wzięcie głębszego oddechu, ale cycki do przodu. Pech nie może jej ciągle prześladować. Może przejdzie na którąś z wrednych współlokatorek?
"Debeściara" utrzymana jest w konwencji głupkowatych komedii.
Wpadka goni wpadkę i jest wpadką poganiana. Musimy zapomnieć o żelaznej logice i analizowaniu sytuacji (co to za niepoważna firma, że w taki sposób przyjmują ludzi na odpowiedzialne stanowiska), musimy pogodzić się z tym, że bohaterowie są jacy są (Moniko, gęsi to nie dziczyzna), w tej książce chodzi o śmieszne scenki, a nie o życiowe mądrości.
Ewa Pirce wykreowała głupiutką bohaterkę, która, pomimo że, jedynym co czytała to erotyczne sceny w 50 twarzach Greya, ma nieźle gadane. Monika ma swój rozumek i nie da sobie w kaszę dmuchać. Potrafi rzucić ciętą ripostą w stronę wrednej koleżanki, zbajerować przystojnego lekarza, a nawet zemdleć na zawołanie. Czasami wymsknie jest się niepotrzebny komentarz, albo za głośno pomyśli, apotem musi gęsto się z tego tłumaczyć.
Wypada jeszcze wspomnieć, że nie jet to po prostu komedia, to pikantna komedia. Monika nie ma hamulców, kiedy chodzi o dobrą zabawę. Miękkie łóżko, przystojny partner, nastrojowa muzyka... tylko ten pech. Nie wyobrażacie sobie, ile wpadek można zaliczyć w trakcie zbliżenia (?!). Złamane to i owo, nieproszony gość, który wtargnął do sypialni – oj dzieje się.
Podsumowanie
Kiedy zaczęłam pisać recenzje książek, pewna życzliwa osoba dała mi radę: "Pamiętaj, nie ważne czy książka się tobie podobała. Ten, kto czyta recenzję musi po niej zadecydować, czy to książka dla niego". Komedia, jako gatunek, jest trudna do polecenia. Ile ludzi, tyle rodzajów humoru. Ja, przy czytaniu "Debeściary", nie mogłam opanować śmiechu, ale przypuszczam, że moja mama skwitowałaby ją komentarzem Ale głupoty!. Mam nadzieję, że udało mi się opisać rodzaj humoru, jaki zaserwowała nam Ewa Pirce. Teraz was ruch.
[1] Ewa Pirce, "Debeściara", wyd. Wieża Czarnoksiężnika, Poznań 2020, s. 24.