Ostatnimi czasy zauważyłam, że na rynku wydawniczym pojawia się coraz więcej kryminałów. Zaabsorbowana tym zjawiskiem postanowiłam się przekonać do tego gatunku, ponieważ od zamierzchłych już czasów nie fascynuje mnie literatura tego gatunku. Akurat natrafiła mi się świetna okazja do przeczytania książki napisanej przez autorkę o tajemniczo brzmiącym nazwisku - Val McDermid 'Gorączka Kości'. Od razu kiedy tylko przeczytałam opis z tyłu okładki uznałam, że książka będzie szalenie fascynująca i nie będę mogła się od niej oderwać. Ah, jaka szkoda, że aż tak się myliłam... Policja znajduje zwłoki czternastolatki - okaleczone, na głowie plastikowy worek. Nieznany motyw zbrodni. Zagadka niesamowicie trudna do rozwikłanie, policjanci są zmuszeni wezwać dr. Tony' ego Hilla - ekscentrycznego psychologa, znającego się świetnie na tego typu zbrodniach. Dochodzenie trwa, jednak w czasie, gdy komenda policji zaabsorbowana jest tym jednym morderstwem, giną kolejne nastolatki. Sytuacja niesamowicie podejrzana, policja zadaje sobie pytanie, czy wszystkie te przestępstwa mają ze sobą coś wspólnego?
Kryminał. Jeden z niewielu, jakie w życiu przeczytałam, z powodów takich, jakie wymieniałam powyżej - kryminały to raczej nie mój konik. Ale z każda książką się zmierzę, a co! Stereotypy mówią nam, że każdy kryminał na początku jest nudny, a około 100 stron przed zakończeniem powieści zaczyna się coś dziać. Nie podzielam tego stereotypu, aczkolwiek w przypadku 'Gorączki kości' naprawdę tak było. Na pierwszych stronach myślałam: 'na pewno zaraz sytuacja się rozkręci, zaraz zacznie się coś dziać...'. Złudne nadzieje, oj złudne. Powtarzałam to sobie na każdej karcie książki, aż doszłam do samego końca. Pocieszałam się myślą, że może zakończenie będzie jakieś efektowne, zrobi niezłe wrażenie, co automatycznie podniesie wartość książki. I kolejne pudło. Totalnie przewidywalne zakończenie. Niesamowicie irytowało mnie to, w jakim świetle autorka przedstawiła młodzież. Czytając fragmenty, w których policja przesłuchuje przyjaciół ofiar, załamałam totalnie ręce. Nastolatki są tutaj przedstawione jako okropne potwory, bez zera szacunku do starszych. I jeszcze to specjalnie 'naciąganie' slangu, którym posługują się nastolatki - totalna masakra! Proszę, uwierzcie, że nie wszystkie młodociane głowy mówią w sposób, który tak kaleczy język, że aż skóra na karku cierpnie. Wydaje mi się, żę McDermid chciała pokazać nam jak bardzo dobrze zna dzisiejszą młodzież. No cóż, pudło. Nie wyszło jej.
Jedynym plusem, jaki znalazłam w 'Gorączce Kości' są bohaterowie. Niesamowicie wykreowani, oryginalni, nie stereotypowi, bez duszy, że tak to ujmę. Moje serce zyskał dr. Tony Hill - podziwiam go za jego świetną znajomość na ludzkiej psychice. Panna Carol również nie była zła - kobieta często sięgająca do kieliszka, ale niesamowicie skupiona na swojej pracy, którą bardzo ceni. Tych dwoje to przyjaciele, aczkolwiek podczas czytania książki, cały czas miałam nadzieję na 'mały romansik' między nimi. No cóż, nie moja wina, że lubię, gdy dwoje ludzi, udających obojętnych tak naprawdę skrycie czuje coś do siebie... Podsumowując: 'Gorączka Kości' jako tako sama w sobie zła nie jest. Gdyby tylko troszeczkę szybciej toczyła się akcja. Bo, przyznaję z ręką na sercu, dawno nie czytałam książki, do której czytania musiałabym się tak zmuszać. Za bohaterów ogromny plus. Za ogólny pomysł, też. Liczę na to, iż w przyszłości zaznajomię się z innymi powieściami pani Val McDermid i bardziej mi one przypadną do gustu :).