Antonio Salas to pseudonim hiszpańskiego dziennikarza śledczego, prawdopodobnie jednego z najbardziej znanych w całym kraju, a nawet poza jego granicami. Współpracuje z hiszpańskimi gazetami "Interviu" i "Tiempo" oraz stacjami radiowymi i TV - Tele 5 i Antena 3, jednak sławę zyskał wcielając się w różne role, przenikając w najróżniejsze środowiska a potem, pisząc na ten temat głośne książki. Bardzo ucieszył mnie fakt, że jedna z nich ukazała się na polskim rynku i choć spodziewałam się, że będzie to trudna lektura, nie mogam przepuścić okazji, by ją zdobyć.
Książka „Handlowałem kobietami”, jak nietrudno się domyślić, dotyczy problemu prostytucji, zarówno tej z najwyższej półki, jaką trudnią się celebrytki, jak i tą absolutnie nielegalną, gdzie kobiece ciało jest jedynie towarem, z którym można zrobić wszystko... Autor książki za cel postawił sobie przeniknięcie do struktur międzynarodowej siatki przestępczej, podając się za właściciela domów publicznych z kobietami pochodzącymi z nielegalnego handlu, człowieka który organizuje również przemyt narkotyków - jednym słowem rasowego kryminalistę. Na to śledztwo poświęcił 1,5 roku, okres w którym poszerzał siatkę informatorów i dopracowywał własny wizerunek.
Nie ukrywam, od tej książki oczekiwałam naprawdę wiele. W końcu skoro o autorze zrobiło się na tyle głośno, by jego książki wydawać w różnych językach, to musiał natrafić na naprawdę wstrząsające informacje. Lektura mocno mnie zaskoczyła, szkoda tylko, że nie mogę powiedzieć, że pozytywnie.
Czego oczekiwałam? Konkretnych informacji na temat przemytu kobiet z różnych krajów – gdzie handlarze szukają swoich ofiar, jak sprowadzają je do domów publicznych, jak przekraczają granice z żywym towarem, jakie środki przymusu stosowane są wobec kobiet. Co otrzymałam? W dużej mierze historię Antonio Salasa, opis jego sukcesów w docieraniu do coraz to nowych informacji i informatorów, historie, w których ocalenie własnej skóry zawdzięczał bardziej szczęśliwej gwieździe, niż własnym umiejętnościom, a także promocję jego poprzedniej książki "Dziennik skina". Przyznaję, gdy ten tytuł pojawił się po raz pierwszy, pomyślałam, że to również ciekawy temat i że chętnie zapoznałabym się z jej treścią. Początkowe zainteresowanie przerodziło się we frustrację, gdy autor co krok nawiązywał do tej książki, co chwila ocierał się o środowisko skinów (lub przynajmniej przypuszczał, że może się o nie ocierać) i cieszył faktem, że nikt nie potrafi go rozpoznać. Salas tak często akcentował fakt pojawiania się w Internecie licznych domniemanych Salasów, którzy nie mają z nim nic wspólnego i poświęcił na to tak wiele stron swojej książki, że śmiem podejrzewać, że ktoś jednak trafił na właściwy trop a autor próbuje go wyprowadzić w pole. Ewentualnie jest tak zapatrzony w siebie, że po prostu nie może się powstrzymać, by przechwalać się przed czytelnikiem, jak jest nieuchwtny... Kulminacją tego wątku jest scena, w której szef ultraprawicowej partii, podczas rozmowy na temat prostytycji, ni z gruszki ni z pietruszki poleca Salasowi jego własną książkę. W tym momencie byłam już absolutnie pewna, że książki nie przeczytam...
Salas bardzo chętnie opisuje swoje spotkania z najróżniejszymi osobami, które nie wiedzieć czemu tak chętnie pomagały mu w śledztwie. Choćby prostytutki, które wynajmował na 30 minut, kiedy to zamiast seksu, chciał z nimi przeprowadzić wywiad. Co prawda nigdy nie miałam do czynienia z prostytucją, jednak nie potrafię sobie wyobrazić, by kobiety bez zastanowienia udzielały informacji na temat mrocznego zaplecza swojej pracy, zupełnie nieznanemu osobnikowi, który przecież mógł być znajomym ich pracodawców. Nawet te, którym oferował jedynie pieniadze na drinka, bez oporów opowiadały mu o swoim życiu, udostępniały swoje numery telefonów, naprowadzały na kolejne osoby... Wracając do samego seksu, a raczej niechęci do jego uprawiania, autor przyznaje się do odbycia dwóch stosunków, przy czym zastrzega, że oba były naprawdę strasznym, upokażającym przeżyciem. Osobiście nie bardzo rozumiem, dlaczego człowiek, który tak źle zniósł pierwsze doświadczenie, postanawia je powtórzyć, tym bardziej, że w książce tak często odnosi się z lekceważeniem do mężczyzn, korzystających z podobnych usług. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że i w tej kwestii autor znacząco zniekształcił rzeczywistość – wspomniał o dwóch stosunkach, bo cieżko byłoby uwierzyć, że nigdy czegoś podobnego nie zrobił, nie wspomniał o innych, by nie stracić sympatii czytelnika. Skąd to przypuszczenie? Jak na człowieka, który brzydzi się „dziwkarzami”, zaskakująco chętnie pisze o kuszących, nagich prostytutkach, które miał przed sobą i mógł posiąść w każdej chwili. Dlaczego osoba, która nie uznaje tej męskiej rozrywki, miałaby się do tego stopnia przechwalać? Do tego jeszcze jedna, wyjątkowa perełka w tekście:
„Paulino uparł się, żebyśmy zakończyli nasza eskapadę w klubie La Luna. (...) Brutalnie przerwałem mu umizgi w La Palomie i teraz jego organizm domagał się gwałtownie dziennej dawki seksu. Zasłużył na to, więc zgodziłem się mu towarzyszyć...”
Str. 218
Bardzo chciałabym zapytać autora, co musi zrobić mężczyzna, by ZASŁUŻYĆ na seks z kobietą, która może pochodzić z nielegalnego przemytu...
Tak bardzo chciałabym przerwać moje wywody na temat autora i skupić się na wstrząsających przeżyciach kobiet. Salas niestety bardzo mi to utrudnił. Historie i owszem, czasem się pojawiały, jednak najczęściej były tak bardzo okrojone, że nawet wspomnienie o prostytutce, która została poćwiartowana, nie wywołało na mnie większego wrażenia. Z kolei inne, pochodzące rzekomo od samej prostytutki, wprawiło mnie w spore zdumienie. Dziewczyna wymieniła w nim wszystkie miasta, do jakich trafiła w trakcie nielegalnej podróży, cenę, jaką za nią zapłacono a nawet ilość kobiet, jaką przestępcy wyciągnęli siłą z pociągu, podczas gdy ona sama ukrywała się pod siedzeniem! To, co moim zdaniem, powinno być najważniejszym punktem w książce, pojawiało się jedynie jako wątek poboczny, nie do końca wiarygodny...
„Brak mi miejsca i czasu, aby opisać wszystkie straszliwe historie opisane przez prostytutki.”
Str. 108
Jak widać autor był zbyt zajęty, by wgłębić się w dramat kobiet, za to nie brakowało mu czasu by iść tropem ojca jednej z uczestniczek hiszpańskiego Big Brothera, który miał być właścicielem domów publicznych... Program, nadawany był przez Tele 5, z którym autor współpracuje i widać ważniejsi byli jego widzowie, których z pewnością ucieszył taki skandal...
W książce nie brakuje powtórzeń, do tego tak dosłownych, że za pierwszm razem zastanawiałam się czy przypadkiem nie włożyłam zakładki w niewłaściwym miejscu i jeszcze raz czytam to samo. Gdyby były to wstrząsające statystyki, nie miałabym tego autorowi za złe, najczęściej były to jednak jego małowartościowe spostrzeżenia, choćby jak żałośni są mężczyźni, którzy po stosunku opowiadają kumplom, że prostytutka wręcz krzyczała z rozkoszy, lub, że neonazistki, demonstrujące przeciwko obcokrajowcom, którzy rzekomo zabierają ich miejsca pracy, powinny zająć miejsca nielegalnych prostytutek...
Mimo całej tej krytyki, książka ma kilka mocnych i wartościowych stron. Przede wszystkim pokazuje zagadnienie prostytucji w najróżniejszych odmianach – począwszy od nielegalnego handlu, kobiet stale podróżujących między domami publicznymi, tak by wszędzie prezentować je jako „świeży towar”, kobiet uprawiających prostytucję na ulicy, hiszpańskich studentek, które tym zajęciem opłacają studia, aż po gwiazdy z kolorowych magazynów, pilnie strzegących swojego mrocznego sekretu... Salas ukazał nieskuteczność hiszpańskiego prawa, które z założenia ma pomóc kobietom, w praktyce jednak bardzo łatwo je ominąć. Pokazuje, jak nowe przepisy poprawiają sytuację klientów, choć w żaden sposób nie ułatwiają życia prostytutkom. Bardzo ciekawie opisany jest proces zastraszania afrykańskich kobiet, którym z jednej strony każe się podpisywać potworne umowy, które upoważniają stręczycieli do zabicia ich rodzin, jeśli zdecydowałyby się uciec, z drugiej poddaje się je koszmarnym obrzędom z pogranicza wudu, które zniewalają ich dusze do tego stopnia, że nawet nie trzeba ich pilnować, a one i tak będą sumiennie wykonywać swoją pracę. Autor ujawnił powiązania świata przestępczego z polityką, organami sprawiedliwości, prominentami i miejmy nadzieję, że w ten sposób doprowadzi do zdemaskowania wielu osób, a kolejne powstrzyma od prowadzenia podobnych interesów. Na tym w moim odczuciu koniec sukcesów Salasa. Niektórzy wspomnieliby pewnie Susy, prostytutkę, która często pojawia się na stronach książki, a autor usilnie próbuje jej pomóc. Jego działania, które przynoszą chwilowe wybawienie, trudno mi nazwać sukcesem, tym bardziej że za ich sprawą dziewczyna traci to, co w jej życiu było najważniejsze...
Prawdę mówiąc nie wiem, komu polecić tę książkę. Osobiście bardziej mnie zasmuciła i rozczarowała niż mną wstrząsnęła. No, może poza komentarzami autora z ostatnich stron. Ku refleksji...
„Kończę pisać tę książkę i powoli wygasa mój zapał, chociaż zostało mi wiele danych i szczegółów. Mogę jeszcze opisać mnóstwo odcieni tego mrocznego świata płatnego seksu. Ale to nie ma sensu. Wiem, że i tak niewiele to zmieni.”
Str. 270
„Przypuszczam, że my, słabe istoty ludzkie, musimy żyć, akceptując różne aspekty społeczne, które w ogóle nie powinny istnieć. Prostytucja do nich należy. (...) szukamy ciał pozbawionych duszy – a raczej tych, których dusza nas nie obchodzi – aby urzeczywistnić nasze pragnienia, w dużej mierze rozbudzone przez przemysł pornograficzny. Cała reszta to czcza gadanina.”
Str. 272-273